Willa art déco
Rano Basię i Tomka budzi kos, w nocy słyszą pohukiwanie puszczyków. Zawsze mają pod ręką lornetkę, żeby podglądać ptaki. Przeprowadzka z Warszawy na wieś to była najlepsza decyzja w ich życiu.
To było pięć lat temu. Basia i Tomek pojechali w odwiedziny do znajomych. Zawsze lubili weekendy poza miastem. Kolacja, dobre wino, miłe pogaduchy i tak, od słowa do słowa, dowiedzieli się, że na sprzedaż jest stara szkoła. Gdy następnego dnia ją zobaczyli, długo się nie zastanawiali. Stała na ogromnej działce z wiekowymi drzewami, no i tuż obok stawów. Szkoły co prawda nie udało się uratować, bo nie było czego, ale ocalili stary słup elektryczny specjalnie dla... bocianów, żeby miały gdzie wracać po zimie.
Basia skończyła właśnie śniadanie i dopija poranną kawę, a za oknem ma widok jak z obrazu. Wyjątkowego, bo namalowanego przez naturę. Zawsze chciała, żeby ich dom łączył różne światy i tak się stało. Przez ogromne okna, które są jak szklane ściany, do środka zaglądają drzewa i ptaki. A i Basia z Tomkiem mogą bezkarnie podglądać różne cuda przyrody.
Dom połączył też pokolenia – dziadków i wnuków, rodziców i dzieci. Całe piętro opanowali najmłodsi – wnuki same wybierały pokoje, same je urządzały, w końcu same ustawiły na półkach zabawki i książki. Pewnie dlatego tak bardzo lubią tutaj przyjeżdżać. I dobrze, bo Basia i Tomek uwielbiają towarzystwo, zwłaszcza dzieci, i gwar w domu.
Parter też jest bardzo rodzinny; duże pomieszczenia bez wyraźnie zaznaczonych granic – jadalnia, salon, biblioteka – sprawiają, że wszyscy są razem nawet wtedy, gdy każdy robi coś innego. I do tego bez problemu zmieści się tu trzypokoleniowa rodzina, a czasem jeszcze kilkoro znajomych. Ostatnio w salonie stanął stół z szachownicą i ogromnymi figurami. Panowie rozgrywają przy nim zażarte szachowe pojedynki. Do dziadka i taty dołączył właśnie pięcioletni Aleksander. Uwielbia grać, bo ogromne figury tak działają na jego wyobraźnię, że czuje się jak podczas prawdziwej bitwy.
Basia i Tomek są miłośnikami art déco. Zgromadzili imponującą kolekcję mebli z lat dwudziestych i trzydziestych. Lubią je, bo to nie tylko solidna rzemieślnicza robota z artystycznym polotem, ale przedmioty zawsze bardzo praktyczne. Szczególnie dumni są z dwóch zdobyczy – stołu i bufetu, które powstały specjalnie na słynną PeWuKę (Powszechna Wystawa Krajowa).
W 1929 roku w Poznaniu pod patronatem prezydenta Ignacego Mościckiego odbyła się wystawa z okazji dziesięciolecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Chwalono się na niej osiągnięciami odrodzonego kraju – gospodarczymi i kulturalnymi. I było czym, bo wystawa zajmowała aż... 65 hektarów!
Basia i Tomek dla swojej artdekowskiej kolekcji potrzebowali wysokich wnętrz i dużych otwartych przestrzeni, no i wiedzieli, że tylko nowoczesna architektura dobrze pasuje do tego stylu. Bryłę budynku zaprojektowali Wojciech Szymborski i jego syn Leszek – bardzo odważną, zwłaszcza jak na wieś. Wnętrze, podobnie jak warszawskie mieszkanie Basi i Tomka, urządzili Magda i Bazyli Krasulak.
Basia skończyła właśnie kawę i wybiera się po zakupy do miasta. Nie może się jednak oprzeć, by jeszcze raz nie spojrzeć za okno. A tu jak zwykle niczym nie zmącony pejzaż – ganiają się wiewiórki, w stawie pływają łabędzie. Cisza i spokój. Życie toczy się bez pośpiechu. Każdy robi, co chce i lubi.
Tekst: Tomasz Łuczak
Fotografie i stylizacja: Joanna Siedlar