Ida z Polą i Jasiem wyciągnęli już z kredensu porcelanowe zające. Pachnie hiacyntami i mazurkiem. Święta mogą przyjść choćby jutro.
Jak z dwójką dzieci i rozbrykanym terrierem żyje się w domu pełnym białych kanap, dywanów i szaf? – Świetnie, choć przydaje się trochę dyscypliny – śmieje się Ida. – Gdy dzieci zaczynają buszować po kuchni i robić sobie kakao, granulki fruwają wszędzie, ale to normalne. Wkrótce urodzi się Nela, więc będzie jeszcze większy chaos. Dom jest dla ludzi, a nie na odwrót.
To ich trzecie mieszkanie. Wcześniej zakosztowali życia w bloku na Mokotowie (Ida: – Zamieniliśmy je, bo musiałam z wózkiem i małą Polą telepać się kilka razy dziennie po schodach na spacer). Ruszyli w stronę Lasu Kabackiego. Niewielki domek dla czterech rodzin w Józefosławiu okazał się jednak za mały, gdy urodził się Jaś. Przeprowadzili się więc dwie ulice dalej, do domu z ogrodem. – Zrobiliśmy to dla dzieci, żeby mogły bawić się na trawie – opowiada Ida. – Nagle okazało się, że wszyscy lepiej czujemy się pod miastem. Zwłaszcza mój mąż Piotr. Zabiera naszego psa Tytusa i znikają na trzy godziny w lesie.
W poprzednim mieszkaniu mieli ciemne meble i podłogi. Niewiele z niego zabrali. – Chciałam, żeby tu było jasno, minimalistycznie, ale, broń Boże, żadne zimne laboratorium – zastrzega. Planowały wszystko wspólnie z Hanną Bajer z pracowni Exit Design. Architektka chwali Idę: – Ma rzadko spotykane wyczucie. Wszystko, co kupuje, znakomicie pasuje do wnętrza. Gdybym ja robiła ten dom dla siebie, byłoby więcej bieli w bieli. Ale Ida czujnie dokładała beże i rozmaite drobiazgi, które dają dużo ciepła.
To właśnie ona wymyślała delikatne stylizacje, meble z ludwikowskim rysunkiem, włochate dywany, przytulne beże. Lubi francuskie akcenty pewnie dlatego, że jest romanistką. – A Hania stopowała mnie, żebym na tym czy innym drobiazgu poprzestała, bo co za dużo, to niezdrowo – śmieje się, a architektka dodaje: – Tylko czasem, żeby nie popaść w styl glamour. To nie przedwojenna kamienica. Po co oszukiwać czy udawać?
Jest więc prosto i nowocześnie, a wszelkie ozdobniki wyglądają bardzo subtelnie. A to stylowy fotel w surowym obiciu, a to prościutki biały stół od Andreu Worlda z krzesłami Zarina, których oparcia przypominają wprawdzie wersalskie pierwowzory, ale to pokrewieństwo jest na tyle odległe, że wyglądają współcześnie. Szafy i barek Hanna ukryła na klatce schodowej – są niewidoczne, zasłonięte frontami z MDF-u pokrytego tapetą.
Kluczem do domu, poza bielą, jest światło. Dopiero w jasnych pokojach widać, jak bardzo jest ważne i jak wiele daje. Hanna postawiła na klasykę dizajnu. Nad stołem wisi więc Skygarden Marcela Wandersa (idealny przykład połączenia nowoczesnego wzornictwa z klasycznymi kwiatowymi motywami; lampa w środku ma girlandy, które wyglądają jak sztukaterie), w salonie stoi Franje firmy Dark, nad schodami niesamowita Swing od Fambueny, a w łazience ceramiczna Josephine z Metalarte.
Rozgrzewające – dosłownie – światło daje też pomysłowy otwarty kominek. Piotr marzył, żeby usiąść czasem przy ogniu, który nie będzie zamknięty za żaroodporną szybą. I Hanna to marzenie spełniła. Zaprojektowała otwarte palenisko, namówiła na położenie weneckiego stiuku, który połyskuje jak szlifowany marmur, na koniec – poleciła zduna z dziada pradziada. Zadanie wykonał perfekcyjnie; w kominku pali się często, a na ścianie ani śladu dymu. Miło przy nim posiedzieć, ale…
– Nie możemy już doczekać się wiosny – opowiada Ida. – Po pierwsze urodzi się Nela, po drugie – rozkwitnie nasz ogród. A w nim każdy ma swoje ulubione rośliny. Piotr – jabłoń, którą posadzili zaraz po przeprowadzce, Ida – biało-niebiesko-fioletowe rabaty, kwitnące przez cały rok. Są przebiśniegi, bzy, azalie, lawendy, hortensje, a jesienią – wrzosowisko.
Z lasu od czasu do czasu wpadają goście. Gdy pani w szkole zapytała niedawno Jasia na lekcji, jakie mają w domu zwierzęta, odpowiedział bez wahania: – Psa i kunę. Tę ostatnią próbowali z domu wyprosić. Wabili ją jajkami do żywołapki, przez kilka dni bezkarnie się objadała, wreszcie – wpadła. Piotr wywiózł ją do lasu, ale… chyba wróciła. Znowu coś skrobie w garażu.
Tekst: Joanna Halena
Stylizacja: Jola Musiałowicz
Zdjęcia: Aleksander Rutkowski
Kontakt do architektki: www.exitdesign.com.pl Za pomoc w sesji dziękujemy Bukieciarni mokotowska.