Co łączy Stanisława Leszczyńskiego i sułtana Brunei? Ten ostatni zamówił do paryskiego apartamentu identyczne tkaniny jak nasz król do swojego pałacu dwieście lat wcześniej. Obydwaj docenili urok lyońskich jedwabi.

Dizajnerzy sprzed wieków nieźle głowili się nad wzorami i sposobem ich przeniesienia na materiał. Musieli przecież zaspokoić wybredne gusta możnych tego świata. Firmy z historią, jak brytyjski Morrison & Co, Sanderson czy francuski Pierre Frey mają biblioteki pieczołowicie strzeżonych próbników. Nowe kolekcje podbijające rynek to często dawne wzory, ale nie dosłownie traktowane. Nieraz, podążając za modą, zmienią kolory lub kontury, zyskają albo stracą jakiś element. Są też tkane inaczej – dzisiejsze krosna wykorzystują technologie, których nie powstydziłaby się NASA.

Niezmiennie modne są ornamenty kwiatowe. I te rokokowe, w jakich lubowała się Maria Antonina – bukiety powojów czy peonii. I motywy chińskie, tak popularne w XVII wieku lub XIX-wieczne japońskie. Albo neobarokowe esy-floresy i secesyjne palmety, osty czy irysy. Wreszcie furorę robią wzory marokańskie, podpatrzone na starych mozaikach czy gwarnym suku. Sięgają po nie ludzie spragnieni energii.

– Miałam klientkę, której do orientalnego wnętrza z niezwykłymi przedmiotami zwożonymi z całego świata ktoś uparcie proponował beżowe zasłony. A przecież lepiej wyglądałyby motywy nawiązujące do tradycji arabskiej, Dalekiego Wschodu czy Samarkandy – opowiada Marzena Mituniewicz, właścicielka Galerii Wnętrze.

Dobierając materiały, kierujemy się uniwersalną zasadą, że dobre rzeczy pasują do wszystkiego. Kanapa w tkaninie JAB spokojnie stanie obok lustra Starcka, a secesyjnej łazience uroku doda fotel z poduchami od wiedeńskiego Backhausena. Szkoda, że tkaniny dobieramy tak rzadko. Często raz na całe życie. – Nie ma u nas tradycji odświeżania mebli, tapicerowania – ubolewa pani Marzena. – W bogatych społeczeństwach ludzie reagują na modę.

Dawniej tkanina „mówiła”. Napoleon przyjmował oficerów w gabinecie obitym materiałem z powtarzającą się literą „N”, która niemal krzyczała: „jaki jestem ważny”. Mogła też być symbolem bogactwa – gdy Ludwik XIV zamawiał sześć bel brokatu w anioły, oczywiście musiały być ze złota. Dziś sięganie do historycznych wzorów świadczy nie tylko o dobrym guście, pozwala nawet ze zwykłego wnętrza zrobić coś więcej.


Tekst: Beata Woźniak
Fotografie: archiwa firm, Muzeum Tkanin w Lyonie
Wykorzystano: „Przepych i blask jedwabnictwa lyońskiego”, Muzeum Narodowe, Warszawa 2004.

reklama