Melissa White zabiera nas w podróż do innego świata, w którym jednorożce pasą się na łące, a jelenie skaczą ponad drzewami. Jest jak w bajce.
Melissa biega po swojej pracowni w dżinsach, czerwonych trampkach, swetrze i fartuchu pochlapanym farbami. Wygląda zwyczajnie, ale niezwyczajne jest to, czym się zajmuje. To dzięki niej po 500 latach elżbietańskie wzory wracają do łask. Po raz pierwszy zobaczyła je, kiedy studiowała historię sztuki. – Wydawało mi się, że domy sprzed wieków miały pobielone ściany i czarne belki – tłumaczy. – Nic z tych rzeczy! Ile tam kolorów i ornamentów. Wsiąkłam w to zupełnie.
Potem Melissa miała dużo szczęścia, trafiając pod skrzydła rzemieślnika Davida Cutmora, który akurat szukał asystentki. Dostał genialne zlecenie i sam by mu nie podołał. Chodziło o wymalowanie ścian w domu, w którym urodził się Szekspir w Stratford-upon-Avon niedaleko Birmingham. Oczywiście wzory miały być z epoki, a techniki tylko tradycyjne (farby wodne, naturalne pigmenty, pszczele woski…). Stworzyli idealny duet, a przy okazji się zaprzyjaźnili.
Na pytanie, co ją fascynuje w tym mozolnym odtwarzaniu, Melissa ożywia się i mówi o dreszczyku emocji. – Niełatwo oddać oryginalne pociągnięcia pędzla, wszelkie niedoskonałości, chwiejne linie, załamania wzoru na narożnikach fryzów – wylicza. – A to jest właśnie piękno. Tak dalekie od doskonałej maszynowej produkcji. Cieszy ją, że w XXI wieku dostrzega je coraz więcej osób.
To dla nich Melissa otworzyła firmę Fairlyte i została artystką-businesswoman. Przyjmuje zlecenia od wszystkich, którzy marzą, aby w wiekowym domu mieć coś wyjątkowego – fresk, który wygląda jak sprzed setek lat. Takie malowanie artystka nazywa „patynowaniem czasu” i nie jest to łatwe. Trzeba wiedzieć, jak nałożyć farby (w tym wypadku zmywalne, odporne na działanie światła), w jaki sposób je przetrzeć, jak uzyskać pęknięcia. Swoimi wzorami zdobi też jedwabie i lny.
Ostatnio zrobiła kolejny krok w karierze – zaprojektowała tkaniny dla brytyjskiej marki Zoffany. I tak powstała kolekcja Arden, najpierw wypieszczona pędzlem na materiale, potem przetworzona cyfrowo, by maszyny mogły nanosić wzór. Nie byłoby przecież szans, żeby ręcznie ozdobić setki metrów. Wzory są oryginalne XVI–XVII-wieczne (jednorożce pasące się na łące, zielone i niebieskie krajobrazy, ornamenty w szarościach i burgundzie), mają jedynie stonowane kolory, bo te renesansowe byłyby dla nas zbyt mocne.
Ze swoimi nowymi tkaninami Melissa objechała pół świata, przy okazji rozglądając się wokoło w poszukiwaniu inspiracji. Największe wrażenie zrobiła na niej Moskwa, gdzie na długie godziny utknęła w Galerii Tretiakowskiej przed obrazami portrecisty Władimira Borowikowskiego. – To była dla mnie uczta, wszystkie te pofałdowane suknie dam z oddaną pędzlem delikatnością muślinu czy jedwabiu – napisała na swoim blogu. I wrzuciła zdjęcie detali przedstawiające… zbliżenia biustów, które pięknie opina pofałdowana tkanina! Kolejne fotograficzne dokonania Melissy pokazują psa śpiącego na bajkowym kobiercu, haftowaną poduszkę z oparciem fotela, kwiecisty obrus, frędzle kotary… Coś z tego musi wyniknąć.
Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Zoffany,
Przedstawicielstwo w Polsce: Decodore
reklama