Ta koronka nie bez powodu nazywana jest filetem, jakby była rybą. Powstała przecież nad morzem jako zwykła rybacka sieć. – Kiedy to było? – zastanawia się Teresa Kulesza-Leszczyńska, właścicielka Manufaktury Koronki Siatkowej z Milanówka. – Dawno temu, gdy tylko ludzie nauczyli się wiązać supełki. Co ciekawe, do dziś mężczyznom lepiej wychodzi robienie siatki, czyli kanwy, na którą kobiety nanoszą później misterne wzory.
To taki ślad pradawnych zwyczajów. Rybacy sami robili swoje sieci, a ich żony, czekając na powrót łodzi, łapały poszarpane oczka i cerowały dziury. Może zaczęły ze sobą rywalizować, a może po prostu znudziły im się brzydkie łaty, grunt, że cerowanki zamieniały się w coraz ładniejsze wzory, a siatki nadawały się już nie tylko do zarzucania w morze. Można je było położyć na stole, powiesić w oknie.
Pani Teresa zamawia bawełniane nici w fabryce Ariadna; powstają tam specjalnie dla niej. Szpule wielkie jak kabaczki, w kolorze écru, białym lub szarawym, leżą w drewnianej skrzyni. – Nici muszą być na tyle mocne, by uwiązać siatkę, śliskie, żeby się dobrze zaciągały, i jednocześnie miękkie.
Sieci w Manufakturze wiążą mężczyźni, jak nakazuje tradycja: Tomek, na co dzień student pedagogiki oraz pianista. I Michał, po politechnice. Tomek koronczarskiego bakcyla złapał przez przypadek. Mama zachorowała na filetowe firanki, a on przyjechał z nią, żeby zobaczyć, dlaczego są takie drogie. – Supły rybackie nie są trudniejsze od węzłów żeglarskich – tłumaczy. Po prostu trzeba opanować kilka ruchów: przywiązać nić nawiniętą na widełki do haczyka (niektórzy wieszają robotę na klamce), przygotować szpatułki, na których zaciągamy oczka, i już prowadzimy nitkę nad patyczkiem, pod patyczkiem, pomiędzy nitkami, później trzeba ją odpowiednio zaciągnąć, żeby nie zrobić supła, tylko węzeł. – Powinien na końcu ładnie pyknąć. O, tak – Tomek pyka na pokaz. – Oczka mają układać się w linie, a węzełki muszą być identyczne.
Patrzę na pajęczynę, przy której siedzi Tomek. To, co dla niego oczywiste, mnie przypomina czarną magię, choć nitki przekłada wolno i cały czas objaśnia, co i jak trzeba zrobić. Już dawno rzuciłabym to wszystko precz. – Dziewczyny na warsztatach tak właśnie robią – mówi Tomek z pobłażaniem. – Wydaje im się, że w kilka minut się nauczą, tymczasem kawałek siatki wychodzi im dopiero drugiego dnia. Narwani i niecierpliwi do tej roboty się nie nadają. Ja przy niej odpoczywam i medytuję.
Gdy siatki są gotowe, czas na wzory. Wszystko musi być rozpisane kratka po kratce. Pani Teresa rozwija koronkę. – Tak to trzeba wyliczyć, żeby z kwadracików wyszła okrągła serweta, która się nie ciągnie. Na siatce haftuje się nicią, wystarczą trzy ściegi: płócienny, koszykowy i dziergany.
Ptaszki kaszubskie z plamiastymi ogonami, lilie, powoje, róże orientalne, pędy winorośli (oryginalne na bieliźnie kościelnej sprzed kilkuset lat), wieńce laurowe (motyw odrysowany na podstawie kawałeczka, który pani Teresa wypatrzyła w Portofino nad Morzem Tyrreńskim) – wszystkie te wzory odtworzyła ze starych koronek lub zaprojektowała sama.
Pierwsze filety znalazła na warszawskim Kole. Rozpadały się w rękach ze starości. – Jestem stylistką wnętrz, do tego upartą. Zawzięłam się i postanowiłam zrobić taki sam wzór. Akurat potrzebowałam ładnych firan do domu, żeby mi ludzie nie zaglądali w garnki.
Ale kto miał wykonać skomplikowane hafty na siatce? Artystów ludowych, którzy wyszkoliliby młode koronczarki, ze świecą szukać. Wtedy spotkała Kingę Skowronek-Turską z Muzeum Etnograficznego w Toruniu. Ona takich ludzi znała.
Od tamtej pory minęło ponad dwadzieścia lat. Filetów jak w Milanówku nie robi nikt inny w Europie.
Tekst: Joanna Halena
Zdjęcia: Joanna Kossak (współ.: B. Przasnyska),
Stylizacja: Magdalena Roguska
Kontakt do manufaktury: www.t-milanowek.pl
T-Milanówek, ul. Królewska 56, 05-822 Milanówek
Dziękujemy sklepom: Retroforma.pl, Almi Decor, Home & You, Duka
reklama