Wśród soczystych kolorów i kwietnych wzorów na pewno nie będziemy narzekać na bezsenność.


Od czasów, kiedy starożytni Chińczycy spali na porcelanowych poduszkach, sypialnie bardzo się zmieniły. Teraz łóżka uginają się od miękkich jaśków, puchatych pierzyn, włochatych koców i narzut. I to jakich! O to, by pościel kołysała nas do snu, dbają najtęższe głowy dizajnu.

Prym od wielu lat wiedzie słynna Tricia Guild, która feerią barw uwodzi najbardziej zatwardziałych miłośników beżu. – Chcę pokazać, jak piękne może być życie wśród kolorów. Ba, uważam nawet, że to dobre dla naszej duszy – przekonuje. Jej ulubione barwy: lawenda, limonka, energetyczny róż i dynamiczne zestawienie bieli z czernią. – Ale uwaga: zbyt wiele kolorów w jednym pokoju wprowadza chaos. Jeśli wybieracie śmiałą paletę, dodajcie do niej dużo bieli – wtedy wszystko lepiej zagra – zaznacza.

Po piętach Tricii depcze młoda projektantka Linda Svensson. Dla szwedzkiej firmy Mairo zaprojektowała pościel Styvmorsviol, która wygląda, jakby była pomalowana wodnymi farbami. – To nie przypadek. Sztuka – czy to będzie malarstwo, rzeźba czy rysunek – zawsze bardzo mnie pociągała – opowiada Linda. – Lubię na przykład prace Giacomettiego, choć akurat kwiaty na mojej pościeli chyba bardziej przypominają „Nenufary” Moneta. Sama nigdy nie potrafiłam malować, co najwyżej zrobię jakiś odręczny szkic. Więc zajęłam się szyciem. Szyłam od dziecka na maszynie mojej mamy: torebki, ciuchy. Dla mnie tkanina to największy wynalazek ludzkości. Możesz ją nosić, ubierać w nią meble, śnić w niej wspaniałe sny.

Tym, którzy nie przepadają za awangardowymi pomysłami młodych dizajnerów, do gustu przypadnie klasyczna pościel słynnej francuskiej marki Yves Delorme. – Wiele kobiet, przychodząc do naszego sklepu, pyta o pościel jedwabną – mówi Katarzyna Sokólska, która w Warszawie prowadzi sklep firmowy. – Ale my polecamy zawsze taką z egipskiej bawełny (satynę lub perkal – zależy, jak bawełna była czesana). Dlaczego? Bo jest trwalsza. Jedwabna, owszem, może i jest piękna, ale zupełnie na pościel się nie nadaje. Tymczasem bawełniana przetrwa bez uszczerbku nawet dziesięć lat. W Yves Delorme znajdziemy też pościel zdobioną ręcznie robioną mereżką i koronką.

Z lawendą do snu

Liczą się jednak nie tylko bajecznie kolorowe poszewki – ważne jest i to, co w nie ubieramy. Słyszeliście o poduszkach ziołowych, które relaksują i wyciszają po ciężkim dniu pracy? – Mają bawełniany wkład wypełniony mieszanką lawendy, mięty, melisy i szyszek chmielu. Często spotykam takie w alpejskich hotelikach, rozsiewają dookoła wspaniały zapach. Ziołowy wkład wsuwa się do dekoracyjnej powłoczki zapinanej na zamek, którą można prać – mówi Agnieszka Radej ze sklepu internetowego arteego.pl.
Dla miłośników Orientu mamy jeszcze inną propozycję: poduszkę Uan-An wypełnioną łuskami gryki, które idealnie dopasowują się do ciała. Poduszka zawsze pozostaje przyjemnie chłodna i nigdy nie traci formy, do tego jest niezastąpiona dla alergików, bo nie lubią jej roztocza.

Kilka ciekawostek zdradza też Magdalena Nowak z firmy Lambfield, tym razem o kołdrach. – Bardzo popularne są ostatnio kołdry z wypełnieniem z jedwabiu, bawełny, wełny owczej czy kaszmiru (czyli sierści kozy kaszmirskiej). Świetnie wchłaniają wilgoć – wyjaśnia. Coraz częściej kołdry robi się z najnowocześniejszych materiałów, których używają kosmonauci czy sportowcy.

– Mamy na przykład kołdrę f.a.n. Thinsulate. Nie zmarzniemy pod nią ani się nie spocimy, bo ma wypełnienie takie, jak ubrania dla narciarza, to znaczy termiczne – mówi pani Magdalena.

Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: archiwa firm

Nr 4 (112/2012)