Narożnik to wdzięczny mebel. Da się ustawić na różne sposoby. Będzie szezlongiem, gdy akurat mamy ochotę poczytać albo przepastną kanapą, kiedy znajomi wpadną na plotki.
Narożnik to słowo, które dobrze się nie kojarzy. Zaraz przypominają się nam wersalki, tapczany i przed oczami staje ponury świat PRL-u. Dziś znane firmy wolą kanapę modułową. Jak by nie było, chodzi jednak o ten sam mebel, z tym że teraz jest dużo ładniejszy i bardziej praktyczny.
Narożnik wywodzi się od XIX-wiecznej kanapy kątowej, używanej głównie w kawiarniach, restauracjach, poczekalniach. Ustawiano ją w narożnikach, a składała się z kilku części połączonych pod kątem prostym. Zdobył popularność, bo był wygodny – pełnił rolę i kanapy, i łóżka. Dziś jest podobnie. Zmieniły się za to rozmiary mebli (trzy i pół metra to nic wyjątkowego) i sposób, w jaki można je składać – „zbudujemy” sobie nie tylko łóżko, ale też szezlong, podnóżek. Pufy, które kupimy w komplecie, mogą służyć za stolik kawowy.
– Moduły zestawimy nawet na dwanaście różnych sposobów – mówi Aleksander Czarny, prezes salonu Arka w Krakowie. – Nie ma chyba bardziej elastycznych mebli – dodaje Donata Kierasińska, przedstawicielka firmy Brühl w Polsce. – Raz można je „złamać” z prawej strony, raz z lewej albo z obu jednocześnie. Są nawet takie modele jak nasz Cinema, które przypominają tradycyjne sofy i dopiero po pociągnięciu za rączkę rozsuwają się. Większość narożników ma też różną wysokość siedzisk: na tej samej kanapie jednego dnia wygodnie się wyciągniemy, innego usiądziemy jak na krześle – tłumaczy. A gdy dorzucimy do tego rozkładane oparcia, wysuwane zagłówki i podnóżki czy zdejmowane podłokietniki, nie będziemy mogli wymarzyć sobie lepszego mebla: bo rośnie wraz z naszymi potrzebami.
Przy tym jest modny i dizajnerski. Za bary z narożnikami biorą się największe tuzy. Pierwszy taki mebel powstał w latach 70. „Non-stop” sofa Ueli Bergera przypominała stonogę. Ostatnio do jego projektu nawiązała marka Haldane Martins – narożnik można do woli zginać i spiralnie skręcać. Hit ostatnich lat to Confluences od Ligne Roset. Zbudowany jest z kilku foteli, które ustawimy obok siebie, naprzeciwko lub połączymy pod różnymi kątami. We współczesnych narożnikach jedno jest najważniejsze: powinny łączyć, zapraszać do rozmowy. – Spójrzmy tylko, jak producenci tych mebli je nazywają – zaznacza Aleksander Czarny. – „Toi e moi” („Ty i ja”), „Petite conversation” („Mała pogawędka”), „Grande conversation” („Długa rozmowa”).
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: archiwa firm
reklama