Dąb, jesion, orzech albo egzotyczne kauri – nie ma się co bać drewna w łazience. Jeśli jednak nie ufamy w moc desek, mamy wybór: płytki, które udają je po mistrzowsku.

Drewno nadaje się do łazienki. Trzeba tylko wybrać odpowiednie. Najczęściej robi się z niego fornirowane meble i podłogi. A w Japonii na przykład tradycyjne wanny – krótsze niż nasze i głębsze. W tym celu wykorzystuje się różowobrązowe, odporne na gnicie i pachnące cytryną cyprysy. Wschodnią tradycją zachwycili się niedawno dizajnerzy Matteo Thun i Antonio Rodriguez, którzy zrobili wannę z... afrykańskiego drewna movingui (ma piaskowy kolor, a blikuje w świetle jak hologram) i modrzewia.

Próbę wody przejdą też bez problemu inne egzotyczne gatunki: tek, wenge, merbau, lapacho czy iroko. Albo drewno sandałowe, które sprawdziło się w bojach, bo to prawdopodobnie z niego i z cedru Noe zbudował arkę. Prawdziwy koneser sięgnie po nowozelandzkie skamieniałe kauri. Robi się z niego umywalkowe blaty albo obudowy wanien (Neutra). My też mamy swoje kopalne drewno – czarny dąb, ale i zwyczajne, solidnie zabezpieczone lakierem, olejem lub woskiem poradzi sobie w łazience. Pod uwagę weźmy też kolejne twarde gatunki: jawor, wiąz, orzech, akację, czereśnię czy jesion.

Jest też inne rozwiązanie – płytki, które genialnie udają drewno. W przyrodzie to nic nowego – zjawisko nazywa się mimetyzmem. Na przykład wzór gresów z Tubądzina przypomina naturalne słoje; dopiero dotykając, czujemy, że to nie deska. Hiszpańska Porcelanosa poszła jeszcze dalej – ma gres z aksamitną fakturą. Trudno będzie odróżnić go od teku, dębu czy wenge.

Tekst i opracowanie: Beata Woźniak
zdjęcia: materiały prasowe firm

reklama