Nawet najlepszy sprzęt nie uczyni z kiepskiego kucharza mistrza. Liczy się praca, eksperymenty i talent – tak mówią nauczyciele w szkole gotowania w paryskim Ritzu. Czy mają rację?
Architekt zaprojektuje nam dom, projektant wnętrz go urządzi. Niestety, z doborem sprzętu agd musimy dać sobie radę sami. A sprawa nie jest błaha, bo konsekwencje złych decyzji odczuwać będziemy przez lata, podczas każdego przygotowywania obiadu. Zanim więc wybierzemy, zastanówmy się nad stylem życia, jaki prowadzimy.
Osoba, która szaleje w kuchni, zaprasza rodzinę na niedzielne obiady, często pichci z przyjaciółmi, zapewne doceni zalety największego piekarnika o szerokości 90 cm i płyty z podłużnym palnikiem na brytfankę. Ale czy skorzysta z setki automatycznych programów i nie obędzie się bez przemysłowego wyciągu z pilotem? Elektroniczne gadżety są w kuchni przydatne, ale nie ma co z nimi przesadzać. Chodzi przede wszystkim o to, by ułatwiły życie kucharzowi i sprawiły mu frajdę podczas gotowania.
Przyda się na pewno piekarnik z dwoma termoobiegami. Upieczemy w nim jednocześnie i rybę, i mięso, a ich zapachy się nie pomieszają. Dobry parowar z kolei pozwoli wyczarować smaki, których nie uzyskamy w żaden inny sposób. Nowością firmy Miele jest ciekawe urządzenie zwane salamandrą, które dzięki halogenowej grzałce umożliwia perfekcyjne zapiekanie, podgrzewanie i karmelizowanie.
Smakosze kawy ucieszą się z ekspresu, który spełni ich każde życzenie – zaparzy i espresso o śmietanowej konsystencji, i latte macchiato. Miłośnikom chińszczyzny przyda się kuchenka ze specjalnym palnikiem do woka. Produkty muszą być podsmażane krótko, za to w bardzo wysokiej temperaturze, a tego nie zapewni zwyczajna kuchenka. Zwolennikiem prostoty w kuchni, także jeśli chodzi o sprzęt, jest znany kucharz Jamie Olivier.
W swoich programach telewizyjnych mnóstwo czasu poświęca siekaniu, ugniataniu, doprawianiu, marynowaniu, by techniczną stronę gotowania skwitować jednym stwierdzeniem – potrawę wstawiamy na pół godziny do piekarnika nagrzanego do dwustu stopni. O tym, że kosztowne urządzenia nie zrobią z nikogo wybitnego kucharza, przekonać się można w prestiżowej szkole gotowania w paryskim Ritzu. Adepci tej trudnej sztuki pracują przy ogromnych stołach z nierdzewnej stali, każdy ma do dyspozycji komplet profesjonalnych noży, najświeższe produkty i kuchnie La Cornue.
Ta francuska firma działa na rynku od stu lat. Przez ten czas wprowadziła na rynek modele różnej wielkości, przybyło kolorów (Brad Pitt kupił kuchnię różową ze złotymi dodatkami), do perfekcji dopracowano też wykończenie. Jednak zasady działania urządzeń pozostały niezmienne – kuchenki mają zwykłe pokrętła, ruszty, palniki, żeliwne płyty na wierzchu i piekarniki, w których nie ma nawet termoobiegu. W Ritzu to zupełnie wystarczy, żeby dobrze gotować.
Tekst: Beata Woźniak
Fotografie: archiwa firm
reklama