Cher ma chropowaty trawertyn i kremowe dywany. Elton John kazał wylać żywicę syntetyczną, a potem rzucił na nią jasne włochacze przypominające futro. Oceń nasze propozycje!
Kiedy dom aukcyjny Sotheby’s wiosną 2009 roku otworzył w Katarze nowe biuro, chciał przygotować dla wymagających klientów jakąś perełkę. Sprawa została potraktowana dosłownie.
Pod młotek trafił dywan „Perła Baroda” – wytłoczony ze złota i ozdobiony dwoma milionami pereł, setkami rubinów, szmaragdów i diamentów. Utkany w XVIII wieku na polecenie indyjskiego maharadży Baroda miał trafić do Medyny. Z różnych względów tak się nie stało i teraz anonimowy arabski kolekcjoner dał za kobierzec niebotyczną kwotę – 5,5 mln dolarów. Ciekawe, czy położy go na podłodze? A jaką będzie miał minę, gdy ktoś nieopatrznie wyleje na niego filiżankę kawy.
Ale nie tylko dywany biją rekordy cenowe. Jeśli akurat przebudowujesz wystawną rezydencję i myślisz o czymś wyjątkowym, zainteresuj się marmurowymi płytami brytyjskiej firmy Pietra. Każda jest inkrustowana dziewięćdziesięcioma pięcioma ciętymi diamentami, masą perłową i czarnym onyksem. Chodzimy po nich boso, masując przy okazji stopy, bo kamyki wystają jak w pierścionku. Dziesięć metrów kwadratowych LuxTouch kosztuje okrągły milion dolarów. Ponieważ produkcja wymaga jubilerskiej precyzji i mnóstwa czasu, chętni ustawiają się w kolejce! Do tej pory diamentowe płyty zdobią jedynie pięć rezydencji na świecie.
Doskonały pomysł na podłogę w stylowym domu miała Joanna Przetakiewicz, właścicielka ciuchowej marki La Mania. Kazała pomalować ją na... złoto. Robi piorunujące wrażenie, a dywany są już zbędne. Deski możemy też malować we wzory. W zachodnich księgarniach znajdziemy poradniki w stylu „Zdobienie podłóg w weekend”. Moda ta przywędrowała do nas z Ameryki, gdzie w okolicach 1700 roku sosnowe podłogi były malowane na biało, żółto, czerwono i zielono. Chodziło nie tylko o wygląd, ale i ochronę łatwych do porysowania desek. Teraz w pomyśle zakochali się Francuzi. Poszli jednak o krok dalej – wybierają wzory w romby, koła i pasy.
Takie sytuacje należą jednak do wyjątkowych, bo zazwyczaj rzucamy na podłogę jakieś dywany. A wśród tych też zdarzają się prawdziwe rolls-royce'y. Na czele listy stoi hiszpańska projektantka Nani Marquina, która na kilku metrach kwadratowych potrafi zapisać cuda: wspomnienie podróży do Indii, dziecięcy rysunek albo urodę róży. Jej prace są trójwymiarowe, podstrzyżone gdzie trzeba, utkane ze zwitków jedwabiu czy filcu. No i najważniejsze, zawsze robione ręcznie oczywiście z wełny lub jedwabiu.
Dywanami bawią się też młodzi projektanci z firmy Aguiniga Design. Zaprojektowali na przykład kobierzec jak trawnik, który po zwinięciu przypomina pień drzewa. Raz może być dywanem, raz filcową instalacją w rogu pokoju. Wreszcie zabawne są same wzory: czasem do złudzenia przypominają wodę w basenie albo fotografię księżycowych kraterów, innym razem powtarzają układ klawiszy fortepianu czy pól widzianych z lotu ptaka.
W dawnych czasach dywany były czymś więcej niż dekoracją. Podczas plemiennych narad ludzie na nich siadali, rozmawiali i podejmowali ważne decyzje. A kiedy nie było książek, zapisywali przeróżne historie – zwycięskich bitew, odkryć, miłości... Dziś siadamy na krzesłach, a dywan może przywołać jedynie wspomnienia: a to zakupów na orientalnym bazarze, a to spaceru po łące lub kamyków na plaży.
Tekst: Beata Woźniak
Współpraca: Urszula Bajorek
Fotografie: archiwa firm