Tak mieszkają amatorzy antyków

W zbieraniu starych rzeczy są nieumiarkowani. Z rodzinnych domów oraz z Paryża i Brukseli przywieźli meble, obrazy i lampy, zanim jeszcze mieli je gdzie poustawiać.

Każdy, kto po raz pierwszy ogląda to mieszkanie, nie może się nadziwić, jak udało się utkać przytulne gniazdko z tych setek przedmiotów. Sprowadzili je z odległych miejsc, a wydaje się, jakby jeden powstał specjalnie dla drugiego. Cóż zrobić, skoro nie znoszą rzeczy kupowanych hurtowo ani żadnych kompletów.

– Zakupy robimy na pchlich targach w Paryżu, który znamy jak własną kieszeń – opowiada gospodyni. Tak zostali właścicielami kinkietów, weneckiego szkła, rycin, kryształów i kolekcji żyrandoli. Mają ich tyle, że mówią nawet o sobie żartobliwie – przemytnicy lamp. Ostatnio dołączyły do kolekcji trzy ogromne, w kształcie walca. Kiedyś zdobiły kamienicę vis a vis Luwru. Łatwo można je uszkodzić i są bardzo ciężkie – każda waży około dziewięćdziesięciu kilogramów!

Mają też kilka cennych, rodzinnych pamiątek, na przykład portret pradziadka pana domu w pięknej złotej ramie. – Znajomi bardziej zachwycają się ramą niż przodkiem – śmieją się gospodarze. Jest i konsola z lustrem, którą ojciec pana domu, lubujący się w konserwacji starych przedmiotów, za bardzo ozłocił. – Teraz liczymy, że czas zrobi swoje i pokryje ją patyną – tłumaczą.

Przez długi czas kolekcjonowane przedmioty upychali po rodzinie. Aż w końcu zapadła decyzja – trzeba znaleźć dla nich dom. Przez rok, dzień po dniu, przeglądali gazety i śledzili rubryki z ogłoszeniami o sprzedaży mieszkań. W grę wchodziła wyłącznie stara kamienica. W końcu znaleźli to, czego szukali.

Mieszkanie jasne, przestronne, z czterdziestometrowym tarasem w centrum miasta, i jednocześnie ciche. Co prawda poprzedni właściciel do estetów nie należał, ale takiego wykuszu kuchennego podarować sobie nie mogli! Za remont wzięli się tak, jak przystało na miłośników wszystkiego, co stare. – Rozmawialiśmy z konserwatorką zabytków i dawnymi mieszkańcami. Próbowaliśmy nawet zajrzeć do dokumentacji z archiwów, ale okazało się, że spłonęła – wspominają.

Mieszkanie – podzielone z myślą o kwaterunku – składało się z małych pomieszczeń z wąskimi drzwiami. Musieli je potraktować brutalnie i dosłownie „wypatroszyć”. Nie obeszło się bez perypetii – był hałas, który całą kamienicę postawił na nogi, i gruz, tony gruzu. Zabudowali wszystkie wnęki, zwieńczyli je gzymsami, postawili kolumny, wymyślili sztukaterie.

Wszystko nowe, a wygląda jakby było od zawsze. Pomógł im zaprzyjaźniony rzeźbiarz Robert Wojciechowski. Potem wszedł malarz – prawie płakał, gdy malował pokój ich córki, bo kolor petersburski niebieski, najmodniejszy w Brukseli i Rosji, dla fachowca był ciemny i szpetny. Zresztą do sypialni też wybrali rzadko spotykany odcień rodem ze stolicy Belgii – tytoniowy. Resztę zrobiły stare, piękne przedmioty.

Zbieractwa oczywiście nie zaprzestali i kolekcja znów się powiększa. Kolejne lampy już powędrowały do mieszkania przyjaciela, Anglika, który kupił apartament w tej samej kamienicy. – Pozwala u siebie składować różne drobiazgi i ratuje nam życie, bo miejsca mamy coraz mniej. W Paryżu mają już od dawna upatrzone kręcone schodki do biblioteki i stary fotel Le Corbusiera. Ostatnio kupili fotele Barcelona projektu Miesa van der Rohe i słynący z wygody Lounge Chair autorstwa artystycznego duetu wszech czasów – Charlesa i Ray Eamesów.

Przyznają, że się pospieszyli,więc meble musiały stanąć w salonie, choć ich właściciele przyznają, że to efekt nie do końca zamierzony. Dużo w mieszkaniu zmieniły dzieci – odkąd przyszły na świat, nie jest już tak poukładane. Największy problem gospodarze mają z kuchnią. Była zrobiona dla dwóch osób, które niewiele gotują. Raczej kanapka w rękę i kawa na drogę. A teraz codziennie pichcą obiady. Ba, odkryli, że im się to podoba, i nawet nieźle sobie radzą. – Niedługo eksplodujemy, bo mamy mało szafek – żartują.

Rzeczywiście, przydałoby im się większe mieszkanie, bo wtedy znalazłoby się miejsce i na stary kredens, i piec kuchenny w dawnym stylu, i żyrandol z Murano, które już czekają na nich w paryskim antykwariacie.


Tekst i stylizacja: Katarzyna Mackiewicz
Fotografie: Hanna Długosz

reklama