Magiczny kijek

Kolekcje

Melchior Wańkowicz nosił w swojej koniak, Henryk VIII busolę, miarkę i perfumy. Laska – podpora dżentelmena.

Sprawa wyglądała poważnie i nic dziwnego, że trafiła na łamy gazet. Wszystkiemu zaś winna była miłość. Oto 22 września 1722 roku „New England Courier” opublikował list pani Silence Dogood, wdowy w średnim wieku, którego tematem były obserwacje poczynione podczas nocnego spaceru. Na ulicach kręciło się bowiem sporo młodzieży, często w stanie miłosnego odurzenia. Niektórzy rozwodzili się nad domniemanym okrucieństwem wybranek, inni w stanie pobudzenia coś szeptali, klepali się po policzkach i wymachiwali laskami. To właśnie zachowanie budziło największe zastrzeżenia autorki listu.

Bo przecież ciężkim kawałkiem drewna można zrobić krzywdę przechodniom! Pani Dogood w rzeczywistości nazywała się Benjamin Franklin, a problem, na który młody pisarz zwracał uwagę, był faktycznie istotny. W Anglii na przykład, by nosić laskę, już od dawna należało uzyskać zezwolenie. Nie można nią było machać, trzymać pod pachą lub wieszać na guziku płaszcza. „Każdy, kto to widział i czuł się dość mocny, mógł źle używaną laskę odebrać”. Może podobne zasady należało wprowadzić też w Ameryce, zastanawiał się Franklin.

Na psy i świnie
Laska to przedmiot niezwykle praktyczny. Znana niemal od zarania ludzkości, była „przedłużeniem ręki”, służyła podparciu czy obronie. Obywatele starożytnego Rzymu nosili laski z drewna brzozowego i odpędzali nimi dzikie psy grasujące na ulicach Wiecznego Miasta. Problem był znany dżentelmenom nawet kilkanaście wieków później, co widać choćby po relacji Karola Dickensa z pobytu w Nowym Jorku. Jeszcze w połowie XIX wieku pisarz narzekał na naprzykrzające się na ulicach stada świń.

Z drugiej strony laski miały znaczenie symboliczne. Gdy w listopadzie 1922 roku Howard Carter otworzył grobowiec Tutenchamona, znalazł w nim zbiór ponad stu trzydziestu zdobnych kijków. Wśród nich także ten z pięknie rzeźbionymi figurkami na rękojeści: Nubijczykiem i Syryjczykiem. Byli to wrogowie Egiptu, więc gdy król chwytał laskę w dłonie, postaci zwracały się twarzami w brud i pył ziemi, a władca pokazywał, że upokarza przeciwników. Znalazłszy pokaźny zbiór lasek, Carter uznał, że Tutenchamon je kolekcjonował. Dziś wiemy, że do używania podpórki zmuszało króla schorzenie kręgosłupa.

Kolekcjonerzy dzielą laski na dwa rodzaje: robione przez rzemieślników oraz ludowe, wytwarzane chałupniczo. Pierwsze miały zachwycać kunsztem i zwracać uwagę na osobę, która je nosiła. Drugie – to zwykle praktyczne przedmioty. Najważniejszą częścią laski jest rączka, którą rzeźbiono w złocie, srebrze, kości słoniowej albo robiono z porcelany i szlachetnych ma-teriałów – emalii, skór rekina czy węża. Jej kształt bywał różny: od półokrągłego, przypominającego pastorał, przez kule, po rączki zamontowane pod kątem prostym, jak w literze L lub T. Późno pojawiły się uchwyty w kształcie głów ludzi i zwierząt. Z kolei trzon na ogół rzeźbiony był z twardego drewna, choć zdarzały się też takie z kości, metalu, rogu, a nawet z byczych penisów. Gdzieś w połowie XVIII wieku tuż przy rękojeści zaczęto wiercić otwór, przez który przewlekano rzemień albo wstążkę. Dzięki temu laskę w razie potrzeby wieszano na nadgarstku. Wreszcie sam koniec drzewca okuwano metalem lub zaopatrywano w niewielki kolec, by laska lepiej „czepiała się” chodnika.

Machanie nie do przyjęcia
Pięknie zdobione laski warte były majątek. By pokazać, jak bardzo szlachetnym są dodatkiem, Ludwik XIV za-kazał poddanym ich kupowania. Sam natomiast nosił dzieło sztuki ozdobione przez dworskiego jubilera dwudziestoma czterema diamentami!

Kościół stawiał na laski zdobione trupimi czaszkami albo postacią śmierci trzymającej w ramionach symbol życia, czyli zazwyczaj roznegliżowaną dziewczynę. W pierwszym ćwierćwieczu XIX stulecia popularne były laski „frenologiczne” – ich rączki miały kształt głowy z zaznaczonymi na niej różnymi obszarami. Zwolennicy tej pseudonauki wierzyli bowiem, że charakter człowieka można poznać po kształcie czaszki. Zdobne las-ki często zaopatrywano w stosowne napisy i dawano w prezencie. O tym, jak powszechny był to zwyczaj, świadczy uwaga Marka Twaina o wzroście popularności prezydenta Andrew Jacksona. Ktokolwiek bowiem zebrał dość pieniędzy, ruszał z podarunkiem do Białego Domu, a sam prezydent „dostał przynajmniej jedenaście lasek w ciągu ostatnich trzech tygodni”. W tym jedną zrobioną z dębu, w którym wedle tradycji przechowywano królewski przywilej stanu Connecticut. Twain zżymał się, że z biednego drzewa zabrano już dość budulca, by zbudować parowiec, i zastanawiał się, ile dąb jeszcze pożyje. Laski robiono też ze sztandarowego okrętu admirała Nelsona, a nawet ze śmigła samolotu – to na zamówienie pilota z pierwszej wojny.

Około roku 1740 z laską pokazywał się każdy dobrze urodzony człowiek. Zastąpiła ceremonialne szpady, ale tak jak szpady trzeba było umieć jej używać. Powstała cała etykieta. Trzymanie pod pachą i beztroskie wymachiwanie było nie do przyjęcia. Przychodząc w odwiedziny, laskę należało zostawić w holu. Podczas koncertów nie wolno było uderzać nią do taktu. „The Bazaar Book of Decorum” z 1873 roku informowała, że „nie ma nic bardziej denerwującego niż dźwięk łamania wy-kałaczki, zabawy łańcuszkiem od zegarka i uderzania laską o cholewę buta”. W XIX wieku za laski chwyciły nawet damy. Gazety doradzały dżentelmenom wzmożoną czujność wobec tego nowego „zagrożenia” w ruchu pieszym.

Z lusterkiem i kompasem
W lipcu 1903 roku magazyn „Health and Strength” opublikował artykuł Pierre’a Vigny, samozwańczego „profesora ćwiczeń fizycznych i samoobrony”. Głosił on, że laska jest najlepszym narzędziem obrony osobistej i stworzył system walki oparty zarówno na uderzeniach rękojeścią, jak i pchnięciach spiczastym końcem. Pomysł nie był nowy, bo laski już dawno zaopatrywano w solidne gałki zdolne strzaskać kości, w drzewcach chowano ostrza, w rękojeści wyskakujące noże sprężynowe, a nawet małe pistolety. W Anglii ukryty arsenał równie często służył samoobronie, co zwykłemu kłusownictwu, bo do roku 1831 obowiązywał zakaz polowania w państwowych lasach.

Największą jednak wyobraźnią popisywali się twórcy lasek gadżetów. Już w 552 roku w wydrążonej lasce dwaj bizantyjscy mnisi wywieźli z Chin najpilniej strzeżoną tajemnicę cesarstwa: larwy jedwabników. Z kolei Henryk VIII wychodził na londyńskie ulice z mahoniowym kijem przypominającym szwajcarski scyzoryk z ukrytym nożem, złotą busolą, miarką i perfumami. W warszawskim Muzeum Literatury obejrzymy też laskę Melchiora Wańkowicza, która w środku kryła pojemniczek z koniakiem. W damskich laseczkach chowano zestaw do makijażu, w męskich brzytwę i pędzel do golenia. Osoby niedosłyszące miały zamontowaną tubę – aparat słuchowy. Były laski teleskopy i zaopatrzone w kompasy. Montowano w nich świeczki, ołówki, gwizdki, miarki, a nawet wędki. Rodzaj udogodnienia często wiązał się z zawodem, który wykonywał właściciel.
Jeszcze u schyłku drugiej wojny światowej Winston Churchill salutował laską zwycięskim aliantom. Dziś ten niezbędny niegdyś atrybut eleganta zniknął z ulic. Laski powracają jeszcze czasem przy okazji wystąpień kabaretowych, noszą je też współcześni dandysi. Pewne jest jednak, że prędzej poproszą nas w teatrze o wyłączenie telefonów niż o niestukanie laską w cholewę buta.

Tekst: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: 1stdibs.com, Sotheby’s, materiały prasowe, Archiwum, Shutterstock
korzystałem z: Jeffrey B. Snyder „Canes and Walking Sticks. A stroll through time and place”,
Shiffer Publishing, 2004

reklama