Co: Splendor tkaniny. Wystawa czynna do 19 maja 2013.
Gdzie: Warszawa, Państwowa Galeria Sztuki Zachęta, pl. Małachowskiego 3
Tkanina artystyczna nie jest ostatnio „na fali”. Jeżeli pojawia się na wystawach, to nieśmiało, z boku, jako dodatek i uzupełnienie. Owszem, łódzkie Muzeum Włókiennictwa robi, co może (gorąco polecam tegoroczne Triennale rozpoczynające się już 6 maja), ale zapytany o tkaninę artystyczną obywatel w najlepszym razie bąknie coś o Magdalenie Abakanowicz i łypnie na wiszący w przedpokoju kilim, podobno huculski.
Wystawa w Zachęcie ma, cytuję za organizatorami, „przywrócić tkaninie należne jej miejsce w obrębie sztuk wizualnych”. Bardzo ambitne i chwalebne zadanie, nie wiem jednak, czy wykonalne. Owszem, ekspozycja obejmuje szmat czasu – od drugiej połowy lat 1940. po dziś dzień – i pokazuje dzieła tak różnorodne, że zwiedzający chciałby mieć oczy dookoła głowy. Są tu okrutne gobeliny Łucji Jóźwiak, perski kobierzec z końca XIX wieku, fantastyczne „desenie” Zofii Kulik, drukowane tkaniny Władysława Strzemińskiego i dziergany blok „falowiec” Julity Wójcik. Piękny arras z 1660 roku („Pochód tryumfalny Scypiona”) równoważy wiszącą naprzeciwko „Bitwę pod Grunwaldem” (2010, haft krzyżykowy, wielkość oryginalna).
Wystawa „wylewa się” z sal: spływa po głównych schodach dywanem projektu Leona Tarasewicza, gnieździ we wnękach. Z jednej strony – tyle tego! Z drugiej – tylko tyle. Takie wystawy powinny odbywać się regularnie, w każdym z polskich miast. A tak 19 maja „splendor tkaniny” znów przygaśnie i, wszędzie poza Łodzią, usunie się w cień innych gatunków sztuki.
Tekst: Weronika Kowalkowska, Stanisław Gieżyński, Joanna Derda
Zdjęcia: Katalogi Galerii i Muzeów
reklama