Co: Mistrzowie światła. Witraże i obrazy malowane pod szkłem. Wystawa czynna do 4 stycznia 2015 r.
Gdzie: Wrocław, Muzeum Narodowe, pl. Powstańców Warszawy 5
Z Elżbietą Gajewską-Prorok, kuratorką wystawy „Mistrzowie światła. Witraże i obrazy malowane pod szkłem”, rozmawia Staszek Gieżyński.
Co jest fascynującego w witrażach?
One żyją ze światłem. Nadają świetlistości barwom, sprawiając, że wibrują i drżą, jakby przedstawiona scena ożywała. To oszałamiający efekt, którego nie da się osiągnąć w klasycznym malarstwie. Wielu ludziom witraż kojarzy się z rzemiosłem, ale najbliżej mu właśnie do malarstwa sztalugowego. Twórca, posługując się malarskimi technikami, nanosi rysunek nie na płótno, lecz na szkło. Potem się je wypala, na ogół kilkakrotnie podczas malowania. Różne farby wymagają różnych temperatur wypału.
Malowane szkło widujemy głównie w kościołach.
To prawda, ale znajdziemy je też w domach czy pałacach. W gotyku preferowano ciemne oszklenie dużych okien, potem malowano małe płytki bardziej przezroczystymi farbami. Takie właśnie trafiały do wnętrz świeckich i nazywa się je witrażami gabinetowymi. W oknach umieszczano płytkę z namalowaną scenką, herbem albo gmerkiem. Podobne ozdoby widać choćby na obrazach Vermeera.
Okno z witrażem świadczyło o zasobnym portfelu?
Oczywiście! Witraże mogli robić tylko mistrzowie cechowi, praca była żmudna i w przypadku dużych płaszczyzn trwała latami. Z kolei oszklone ramy okienne w domach warte były fortunę. Nie należały do samego budynku, tylko raczej do wyposażenia. Można je było w całości wymontować i przenieść gdzie indziej albo podarować w prezencie.
Dużo mamy witraży w Polsce?
Niestety, niewiele. Ze średniowiecza zachowała się garstka: witraże z kościoła Mariackiego w Krakowie, katedry w Chełmie i we Włocławku, trochę pojedynczych obrazów. Na Śląsku w czasach reformacji usuwano witraże z kościołów. Mamy za to dość sporo tych z XIX wieku – w Małopolsce i właśnie na Śląsku.
Co zobaczymy na wystawie?
Przede wszystkim największą kolekcję witraży w Polsce! Mamy wiele ciekawostek, jak choćby witraże patronów z kościoła św. Krzysztofa z 1586 roku czy zespół witraży z Grodźca wykonanych w Karyntii w 1420 roku. Warto też zwrócić uwagę na obrazy malowane pod szkłem techniką églomisé. Tu, we Wrocławiu, zdobiono w ten sposób kasetki, obrazki i ołtarzyki.
Jak to się stało, że wrocławski zbiór witraży przetrwał wojnę?
Cudem. W 1944 roku wywożono z miasta dobra kultury, w tym oczywiście witraże. Po wojnie część zbiorów wróciła, ale całe lata przeleżały w pudłach w magazynach. Były w fatalnym stanie, niektórych nie dało się nawet podnieść do sfotografowania. Do tego doszło szkło uratowane już po wojnie ze śląskich pałaców i zamków. Opracowuję te zbiory od prawie dwudziestu lat i wreszcie udało się je odrestaurować.
Tekst: Weronika Kowalkowska,
Staszek Gieżyński
Zdjęcia: Materiały Prasowe Muzeów I Galerii
reklama