Bez upiększania

Zaproszenia

Co: Anna Bilińska. Kobieta. Wystawa czynna do 13 października 2013.
Gdzie: Kraków, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, ul. Marii Konopnickiej 26


Na jej najsłynniejszym autoportrecie widać dojrzałą, spokojną kobietę w żałobnej sukni i pobrudzonym fartuchu. W dłoni wiązka pędzli, włosy w nieładzie, a za tło robi stara, burobrązowa kotara. Zero kokieterii, ornamentów, żadnego upiększania. Po prostu artystka przy pracy. Ta malarska szczerość (i świetny warsztat) przyniosły Annie Bilińskiej: a) Srebrny Medal na Wystawie Światowej w Paryżu w 1889 roku, b) krytykę praworządnych mieszkańców Krakowa nierozumiejących, jak kobieta może się „wystawiać na widok publiczny” potargana i w wymiętym fartuchu. Paryż wygrał, ale nie do końca. Bo o malarce, choć przewyższała większość kolegów po fachu talentem, wciąż mówi się za mało.

Na krakowskiej wystawie zgromadzono kilkadziesiąt jej prac: portrety, pejzaże i martwe natury, plus rysowane z natury akty męskie wzbudzające niegdyś święte oburzenie. Do tego aneks: fotografie, szkicowniki, pamiętnik. Jako że artystka utrzymywała się ze sprzedaży swoich prac – rzecz niesłychana w czasach, gdy „babskie malowanie” uznawano za dziwaczną fanaberię – są rozproszone po całym świecie i trudno zebrać je do kupy. Zjechały do Krakowa z całej Polski, z Paryża, Stanów Zjednoczonych i Szwajcarii.

Tytuł wystawy („Anna Bilińska. Kobieta”) jest przewrotny. W końcu całe życie usiłowała pogodzić role w tamtych czasach nieprzystające: artystki i, jak sama o sobie mówiła, „zwyczajnej kobiety”. Umarła u progu wielkiej kariery. Aż człowieka skręca, gdy pomyśli, co zachowała „na później” i co przyniósłby jej nowy, burzący stereotypy – wiek XX.

Tekst: Weronika Kowalkowska, Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: katalogi galerii i muzeów

reklama