Jestem... rzeźbiarką, która w wolnych chwilach nie potrafi siedzieć bezczynnie, więc robi biżuterię. Każdą sztukę sama. Skończyłam warszawską ASP, mieszkam w Polsce od 17 lat. Jestem pomieszana, trochę chińska, trochę polska.
Natchnęły mnie... wasze galerie, macie najładniejszą biżuterię w Europie. Ale te kilkanaście lat temu wszystko się złociło albo srebrzyło. Dlatego pierwszą kolekcję, a było to w 2008 roku, zrobiłam z bajecznie kolorowego jedwabiu, jak na Chinkę przystało (śmiech).
Lubię... eksperymentować, dlatego sięgam po nietypowe materiały: po jedwabiu był nieoszlifowany kryształ górski w parze ze skórą. A ostatnio wpadło mi w ręce włókno węglowe, do którego dodaję ciut złota, srebra, czasem bursztyn, opal lub brylant.
Zaczęło się... od spotkania ze znajomymi żeglarzami. Szukałam lekkiego materiału do rzeźby na konkurs. Miał to być pomnik Chopina i musiał polecieć do Chin. Odpadały brąz czy kamień, bo za transport zapłaciłabym majątek. Przyjaciele powiedzieli mi o włóknie. Konkurs wygrałam i w Szanghaju stanął (już z brązu) najwyższy na świecie, sześciometrowy Fryderyk. Z włóknem nie potrafiłam się jednak rozstać, tak mnie oczarowało.
Sama... nie noszę biżuterii, wystarczy, że się napatrzę, gdy ją robię (śmiech). Azjatki tak mają, są w tym względzie oszczędne.
PS Chyba dała o sobie znać europejska część duszy Lu Pin, bo na spotkanie włożyła pierścionek z włókna węglowego.
Wysłuchała: Katarzyna Sadłowska
Zdjęcia: własność artystki
Biżuterię Lu Pin można Kupić w Galerii Nieformalna (www.nieformalna.pl).