Wszystko zaczęło się... od Kazimierza nad Wisłą. Prowadziłam tam galerię z obrazami, którą kiedyś odwiedził znany złotnik. Zapłacił za obraz piękną broszką. Zaprzyjaźniliśmy się i odwiedziłam go w Niemczech. Tam spodobała mi się nawet nie sama biżuteria, ile atmosfera w pracowni – kilka osób dłubiących coś bez pośpiechu. Też tak chciałam. Pod jego okiem nauczyłam się podstaw, a potem wróciłam i otworzyłam galerię.
Inspirują mnie... kobiety. Staram się zgadnąć, czego potrzebują, co czują. Moje motto to „biżuteria – szept emocji zamknięty w przedmiocie”. Czasem wpada do mnie przyjaciółka i prosi: „Wymyśl mi coś fajnego”. Czasem wystarczy, że zobaczę gdzieś przypadkiem ciekawą kobietę na ulicy.
Lubię... perły, za ich magię. Tak mnie zauroczyły, że sama bywam w Chinach na farmach i je wybieram. Używam też nieoszlifowanych rubinów, onyksów, turmalinów. Wtedy robię biżuterię unikatową, bo nie ma dwóch takich samych kamieni. Za to setki identycznych, idealnych szkiełek kupuję u Swarovskiego. Po bursztyn sięgam z przekory. Nie mogę patrzeć, że taki staroświecki i błyszczący przeważa w biżuterii. U mnie jest matowy i geometryczny.
Gdy mam pomysł... biorę tekturę i wycinam model albo wyginam drut na różne sposoby. Ale to dopiero początek, najtrudniej dopracować techniczne szczegóły. Wtedy zaczynamy działać ze współpracownikami. Mam taki ulubiony naszyjnik, nazywam go „uśmiechniętym” – srebrny drut zgięty w koło, a na nim dwie perły – przez rok szukaliśmy odpowiedniego stopu, żeby się nie łamał i za każdym razem wracał do swojego kształtu.
Ciekawe zlecenie... rzadko robię coś na zamówienie, ale kiedyś klientka poprosiła o biżuterię na włosy, o coś pomiędzy koroną a dużą spinką. Przyniosła nawet suknię i etolę z norek. Efekt był taki, że zrobiłam nie tylko ozdobę – spinkę-liść wysadzaną kryształami, która przechodziła w spiralę trzymającą kok – ale razem z koleżanką wystylizowałyśmy tę panią, łącznie z fryzurą. Cóż, czasem galeria to coś więcej niż sklep z biżuterią.
Największy komplement... gdy znajome i klientki tak przywiązują się do mojej biżuterii, że nie chcą jej zdejmować. Kiedy słyszę od nich, że bez naszyjnika czy bransoletki czują się nagie.
Tekst: Katarzyna Sadłowska
Fotografie: Maryla Dubiel