Upleciona... z aluminium, wstążek, kolorowych sznurków. Bardzo elegancka. Biżuteria Krysi Odolińskiej to skarby nowoczesnej księżniczki.
Zaczęło się od...
pytania, czy można zrobić biżuterię, jakiej do tej pory nie było. Krysia Odolińska dała sobie na to rok. Było to pięć lat temu, kiedy straciła pracę w agencji reklamowej, ale jak sama mówi, „materię miała w ręku”. – To dzięki mamie, która szyła, haftowała i mnie wszystkiego nauczyła – opowiada. Zresztą po studiach (kulturoznawstwo w Poznaniu) trafiła na trzy lata do Hamburga, gdzie projektowała ubrania dla butików.
Pomysł polegał na...
znalezieniu odpowiedniego splotu, bo biżuteria robiona jest ręcznie, i traktowaniu go jako kawałek tkaniny, który można przyciąć albo związać na supeł. – Materiałem jest aluminium poddawane galwanizacji. To jedyny metal, który nosi się komfortowo, nie uczula i jest lekki – wyjaśnia Krysia. Szlachetne kruszce zastąpiła więc szlachetnym dizajnem. Lubi kolor złota zestawiony z czernią, a wiosną i latem wplata też trochę turkusu, różu. Markę nazwała KOD.
Najbardziej podoba się...
kolia zawiązana na supeł. – Sama kiedy ją zakładam, daję sygnał, że jestem silną, spełnioną kobietą – mówi.
Obawy...
miała dwie. Czy biżuteria się spodoba i czy ona sama nie zostanie odludkiem. KOD noszą dziś gwiazdy, zobaczymy go nawet na okładkach modowych pism. Wizja życia w samotności na szczęście się nie spełniła. Dzięki marce projektantka poznaje fantastyczne osoby i wszystko zaczęło się świetnie układać.