Trzej Królowie, Krakowiacy. Stroik ze świeczką, a w tle dymiące kominy. Okazuje się, że jak święta, to niekoniecznie stajenka.
Kiedyś więcej uwagi przywiązywano do słów, znaczenie też miało to, na czym i w jaki sposób je zapisywano. – Mam taką pocztówkę, na której przy okazji świątecznych życzeń opisano... lot aeroplanem – opowiada Marek Sosenko, krakowski antykwariusz i kolekcjoner. – Poza szczegółową relacją z uruchomienia samolotu, za którym biegł człowiek trzymający ogon maszyny, aby nie zrobiła koziołka, najciekawszy jest koniec. Rozentuzjazmowany tłum nosił na rękach pilota i „tak spili nieboraka miodem, że pani radczyni poobgryzał kwiatki z kapelusza”.
Pan Sosenko ma 750 tys. pocztówek, pewnie z 10 proc. świątecznych, więc perełek jest sporo.
Pocztówkowy boom
Podobno najstarsze pochodzą z Chin, gdzie już w X wieku ludzie wysyłali do siebie różnokolorowe karty, zależnie od pozycji społecznej, lecz tak starych pan Sosenko nigdy nie widział.
Anglicy upierają się, że to oni wynaleźli pocztówki. W 1843 roku niejaki Henry Cole miał zbyt dużo obowiązków, aby napisać do wszystkich przyjaciół. Wysłał im więc kartę z wiktoriańską rodziną przy świątecznym stole wznoszącą toast w stronę nieobecnego adresata. Kartkę zaprojektował członek Królewskiej Akademii, John Callcott Horsley – po prostu litografię nakleił na karton i pokolorował. Była tak ładna, że powielono ją w tysiącu egzemplarzy i w moment sprzedano w Londynie.
O nowince stało się głośno także z powodu skandalu. Purytańskie społeczeństwo w niewinnej scenie dopatrzyło się promowania opilstwa! Ale pomysł się przyjął i pod koniec XIX wieku bez pocztówek nie wyobrażano sobie świąt, urodzin, a także podróżowania po świecie.
Pocztówki to bardzo wdzięczny temat do kolekcjonowania – jest ich mnóstwo, a ceny zaczynają się od kilku złotych. Co innego, jak się szuka rarytasów. – Przed laty dowiedziałem się, że w Krakowie jest likwidowane mieszkanie, więc poszedłem zobaczyć, czy jest w nim coś ciekawego – opowiada pan Sosenko. – Co i raz potykałem się o pudło po telewizorze Rubin przygotowane do wyrzucenia. Okazało się, że były w nim pocztówki i listy o niezwykłej urodzie. Jak się można domyślić, wylądowały w moim aucie, a ich przeglądanie i segregowanie trwało kilka tygodni.
Najpiękniejsze
Często w pogoni za zyskiem wydawcy robili kartki pod publiczkę – z wzorkami i złoceniami. – Problem pocztówkowej estetyki był tak ważny, że pisało o nim ukazujące się na początku XX wieku czasopismo specjalistyczne „Listek” – mówi pan Sosenko. Potem polska sztuka zaczęła odnosić w świecie sukcesy, na samej tylko wystawie światowej w Paryżu w 1925 roku zdobyliśmy aż dwieście medali.
Wydawcy zamawiali więc projekty pocztówek u ilustratorów, na przykład u Marii Orłowskiej-Gabryś (charakterystyczna kre- ska, tak lubiana przez dzieci), Wojciecha Jastrzębowskiego (grafika, współzałożyciela spółdzielni „Ład”). Modna była malarka Zofia Stryjeńska. – Z zagranicznych cenione są te z początków XX wieku powstałe w kręgach Warsztatów Wiedeńskich – wyjaśnia. – Działali w nich młodzi projektanci, tworzący geomeryczne w formie meble, szkło, wyroby metalowe i papierowe. Niestety, wszystko było zbyt awangardowe i kosztowne. Firma upadła, a pocztówki przetrwały dzięki sprzątaczkom, które zlitowały się i pozbierały je w opuszczonych budynkach.
Choinka i traktor
Popularne motywy na kartkach to choinka, stajenka, królowie. – Na tych przedwojennych orszak odwiedzający Pana Jezusa często ubrany był w stroje ludowe. Przywłaszczyliśmy sobie tę scenę – śmieje się pan Sosenko. Wspomina też, jak to w latach realnego socjalizmu zakazywano używania motywów religijnych. Artyści mieli więc problem, gdy dostawali zamówienie.
Bo jak tu wymyślić kartkę świąteczną bez świąt? Trzeba było wykazać się wielką pomysłowością i na przykład namalować zrujnowaną Warszawę, otoczoną rusztowaniami, z choinką i Kolumną Zygmunta w centrum i niezauważonym przez cenzurę krzyżem trzymanym przez króla. Obok takich majstersztyków w kioskach stały kartki przedstawiające Dziadka Mroza na traktorze albo szóstki jako ozdoby choinkowe nawiązujące do planu sześcioletniego.
Rodzina Sosenków wciąż wysyła przyjaciołom i znajomym kartki na święta. – Trzeba ich przejrzeć całe mnóstwo, aby znaleźć jedną piękną – boleje pan Marek.
Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Archiwum Rodziny Sosenków
Kontakt do Marka Sosenki: www.facebook.com/AntykiSosenko