Zaskakujący obraz „Wieczór letni” Józefa Chełmońskiego, największego polskiego realisty, zostanie zlicytowany. Szykuje się prawdziwa sensacja!
KolekcjeLato zapowiada się w Desie wyjątkowo emocjonująco! Już 15 czerwca pod młotek pójdzie zaskakujący obraz największego polskiego realisty Józefa Chełmońskiego. „Wieczór letni” będący od ponad stu lat w posiadaniu jednej rodziny, zostanie po raz pierwszy zaprezentowany od 1890 roku. Kto będzie jego nowym właścicielem?
W majątku Lechaczycha…
„Pokój w wiejskim dworku (…). Przy oknie, na niskim taborecie spoczywa, odwrócona bokiem do widza, młoda panna. Główkę oparła o framugę okna. Ubrana w białą, sztywno wykrochmaloną suknię (…) o tiulowych przezroczystych rękawach. Zapatrzona rozmarzonym wzrokiem w ciemną głąb pokoju po lewej. Ręce założone do tyłu, przytrzymują zawiązki słomkowego kapelusza ozdobionego ogromną niebieską kokardą. W imponująco grube i długie warkocze zakończone niebieskimi wstążkami, wpięta herbaciana róża. Obok, na jeszcze niższym taborecie odłożona letnia parasolka. Za oknem letni zmierzch, gwiazdy, łąka, a niej dwa bawiące się białe psy… (…)”.
Tak opisuje scenę z obrazu wybitny znawca Chełmońskiego – Tadeusz Matuszczak. Ale nie do takich przedstawień tego artysty jesteśmy przyzwyczajeni. Bo trzeba przyznać, że jest ono dość zaskakujące jak na obserwatora wiejskich krajobrazów, podrywających się do ucieczki końskich zaprzęgów, brodzących po wodzie ptaków i chałup z uginającymi się od biedy strzechami… A jednak powstał – tak inny, bardzo piękny obraz – nieco oniryczny, przepełniony tajemnicą i… dotąd kompletnie nieznany.
Kim jest ów przedstawiona na obrazie dama? Nieco zmęczona, znudzona, zamyślona? To prawdopodobnie kuzynka Chełmońskiego, którą spotkał w rodzinnym dworku na Ukrainie, gdzie przez czas krótki gościł. Artysta zapewne zobaczył ją odpoczywającą parnym wieczorem przy oknie i zauroczony tą niewinną sceną tak zapamiętał. A że miał pamięć fotograficzną, która często zastępowała mu szkicownik i ołówek, zachował wspomnienie by potem, już po przyjeździe do Warszawy, przenieść je na płótno. Robił tak często – genialnie malował z pamięci, czego zazdrościli mu koledzy po fachu.
Chełmoński w ogniu krytyki
„Wieczór letni” został namalowany w 1875 roku, w tym samym czasie co słynne „Babie lato”. To nie był dobry czas dla Chełmońskiego. Rok wcześniej wrócił z Monachium, gdzie jak pisał we wspomnieniach źle mu się żyło. Zaczął więc jeździć po polskich i ukraińskich wsiach malując realistyczne pejzaże. Można podejrzewać, że scena, która zainspirowała go do stworzenia „Wieczoru…” była swego rodzaju „odskocznią” od wiejskich widoków. Jeszcze tego samego roku, w lutym, artysta pokazał nowe dzieło w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Ale nie spotkało się z przychylnością krytyków. Podobnie jak inne jego obrazy. Doceniano co prawda talent młodego artysty, ale ganiono za niedbałość, powierzchowność, brak należytego wykończenia.
Przychylne opinie zaczęły pojawiać się dopiero po powrocie artysty z Paryża. Tam, nad Sekwaną, w mieście artystów, został przyjęty z wielkim entuzjazmem, a w 1889 roku, na Wystawie Światowej, otrzymał prestiżowe wyróżnienie – nagrodę Grand Diplome d’Honeur. Tak pisał o tym okresie: „Płótna mego autorstwa zaczęły ozdabiać ściany apartamentów francuskich, angielskich i amerykańskich, a w 1878 roku moją „Czwórkę” kupił nawet amerykański milioner. Bardzo szybko dorobiłem się takich pieniędzy, że po raz pierwszy w życiu nie zwracałem uwagi na wydatki”.
Po raz kolejny Chełmoński zdecydował się pokazać „Wieczór letni” w 1890 roku. Była to ostatnia publiczna prezentacja tego dzieła. Obraz nie pojawił się nawet na wystawie prac artysty w 1907 roku. Jego historia rozpoczęła się na nowo po II wojnie światowej, którą przeczekał na strychu podwarszawskiej willi pradziadków obecnych właścicieli – od tego czasu był w jednej rodzinie, przekazywany z pokolenia na pokolenie.
„Wieczór letni” pod lupą konserwatorów
Chełmoński namalował obraz w wynajętej w Hotelu Europejskim pracowni, którą dzielił z trójką zaprzyjaźnionych artystów – Stanisławem Witkiewiczem, Adamem Chmielowskim i Antonim Piotrowskim. Sądząc z zachowanych opisów tego ostatniego, warunki w jakich pracowali i mieszkali, były tak prymitywne, że określali je zgodnie mianem „koczowania”. Ale to co im nie sprzyjało mobilizowało równocześnie do intensywnej pracy. „Niesłychanie miły charakter Stasia Witkiewicza wpłynął bardzo na to, że nasza kolonia w hotelu Europejskim stała się miejscem błogosławionym. Niczem nie zmącona harmonia, wesołość szczera i przyjaźń pewna. Największą rozkoszą dla każdego z nas było widzieć, że drugi robi rzecz dobrą, dobry obraz" — wspominał Piotrowski. Artyści najwyraźniej pomagali sobie w niedoli, czego dowiodła przeprowadzona w ubiegłym roku konserwacja obrazu Chełmońskiego. Otóż analiza rentgenowska wykazała na płótnie czwórkę koni z bryczką sygnowaną przez Piotrowskiego właśnie, a na niej dopiero właściwe dzieło Chełmońskiego. Pia Górska, przyjaciółka i uczennica autora „Wieczoru…”, w swoich wspomnieniach opisuje, że artyści wymieniali się płótnami i po wielokroć je zamalowywali, żeby zaoszczędzić na materiałach.
Sensacja na letniej aukcji w DESIE
W przyszłym roku przypada 110. rocznica śmierci Chełmońskiego. Z tej okazji muzea narodowe w Warszawie, Poznaniu i Krakowie szykują wspólną wystawę prac artysty. Warszawska placówka ogłosiła niedawno z tej okazji, że poszukuje jego zaginionych i nieznanych dzieł. Z pewnością „Wieczór letni” byłby wielką sensacją, ale czy tak się stanie? Obecni właściciele zapewniają, że jeśli nie trafi do tego czasu w inne ręce, być może zdecydują się wypożyczyć dzieło na wystawę.
„Wieczór letni” Józefa Chełmońskiego pójdzie pod młotek 15 czerwca 2023. Aukcja obrazu, która odbędzie się w domu aukcyjnym DESA Unicum, zapowiada się wyjątkowo emocjonująco! Kto stanie do licytacji? Chęć zakupu wyraziło zarówno poznańskie, jak i warszawskie Muzeum Narodowe. Jeśli skorzystają z prawa pierwokupu, które gwarantuje państwowym placówkom polskie prawo, być może już niedługo wzbogaci muzealne zbiory… A prywatni kolekcjonerzy? – Jeśli chodzi o Chełmońskiego nie ma ich aż tak wielu – mówi właściciel „Wieczoru…”. – Nie był on tak płodny jak inni malarze tego okresu, jego obrazów nie ma aż tak wiele. Jesteśmy bardzo ciekawi, kto będzie nowym właścicielem. Decyzja o sprzedaży nie była łatwa, bo ten obraz najzwyczajniej bardzo nam się podoba. No i jest w naszej rodzinie od ponad stu lat.
Tekst: Joanna Kornecka
Zdjęcie: Emil Wittstock