Szykuje się wielki come back: do lat 60., do natury, do tego, co proste i niewymuszone. Projektanci mebli podglądają starych mistrzów.
Kiedy nie tak dawno oglądałam polskie wzornictwo lat 50. i 60. na wystawie w warszawskim Muzeum Narodowym, wniosek nasunął mi się jeden: że współcześni projektanci garściami czerpią z tamtych czasów. Teraz, gdy właśnie wróciłam z targów wnętrzarskich w Mediolanie, tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu – wśród propozycji światowych marek pojawiło się bardzo dużo retro-propozycji.
Po pierwsze, do łask wraca sklejka i gięte drewno. Za bary z vintage wzięło się dwóch znanych projektantów, Jasper Morrison i Naoto Fukasawa. Zaproponowali proste krzesła z oparciem i siedziskiem z wygiętej sklejki, charakterystyczne dla lat 50.
Po drugie, nogi: smukłe, zwężające się ku dołowi, typowe dla lat 60. Zainspirowały nie tylko awangardowych dizajnerów. Spodobały się również producentom mebli klasycznych: Galimberti Nino na nogach retro ustawił stoliki nocne, a Annibale Colombo – zgrabne małe foteliki.
Żywe drewno
Podczas gdy w zeszłym roku jasne, surowe drewno z wyraźnym rysunkiem słojów pojawiało się tylko gdzieniegdzie, teraz szturmem zdobyło meble. Skandynawowie, słynący z takiego naturalnego stylu, nie czuli się już jak samotna wyspa na środku oceanu. Podążyły za nimi zarówno marki nowoczesne lubujące się w szkle i lakierze, jak i klasyczne, przywiązane do lśniącego wenge i bogatych intarsji. Teraz przynajmniej do jednej kolekcji odważnie wybrały surowe drewno. Jakie było więc zdziwienie uwielbiających przepych Rosjan, gdy zobaczyli propozycje słynnej marki Carpanelli – kształty mebli pozostały tradycyjne (komody nadal inspirowane są ludwikami), ale meble oklejono jasnym bukowym fornirem. Wyglądały jak gustawiańskie. Jeśli jeszcze ktoś upierał się przy ciemnym drewnie – jak Włosi z Piombini czy z Molteni – to rezygnował przynajmniej z wysokiego połysku, zostawiając komody i stoły matowymi i szorstkimi.
Na koniec nie mogłam jednak nie zajrzeć i do sprawdzonych Duńczyków. PP Møbler tym razem chwaliła się klonowym Valet Chair, czyli krzesłem-wieszakiem, pomysłu słynnego Hansa J. Wegnera – gdy tylko powstał prototyp mebla (1953 rok), bardzo spodobał się duńskiemu królowi. Ale Wegner był perfekcjonistą, długo dopieszczał każdy detal, i nawet władca musiał czekać dwa lata na swoje wymarzone krzesło.
Tradycja nowocześnie
W ogóle producenci mebli klasycznych, dotąd szokujący bogactwem materiałów, dziś jakby trochę się uspokoili: przytłumili kolory (biele, beże, szarości, jasne brązy), uprościli kształty mebli (zwłaszcza kanapy mają oszczędną, minimalistyczną wręcz formę), barokowe tkaniny zamienili na bardziej zgrzebne z wyraźną fakturą (lny, płótna, wełna).
Od jakiegoś czasu z większym dystansem podchodzą do tradycyjnych stylów i coraz chętniej zderzają je ze współczesnymi. W tym roku włoska marka Le Fablier pałacowe złocone krzesła zestawiła z wiejskim dębowym stołem na metalowym krzyżaku, a barokową komodę – z nowoczesnymi stolikami z szarego marmuru. Albo Dolfi: proste, drewniane komody i stoliki niczym nieróżniące się od tych w popularnej IKEA, mają stylizowane, bogato rzeźbione nogi i szklane rokokowe gałki.
Słowem, projektanci na nowo odkryli, że proste jest piękne. Chwilowo przestają szokować.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: archiwa firm