Tę porcelanę kochają królowe i gwiazdy.
Elton John i Oprah Winfrey każdy dzień zaczynają od kawy w filiżance z Royal Copenhagen.
Gdyby nie Duńczyk Frantz Heinrich Müller i jego marzenia o bogactwie, zapewne nikt nie usłyszałby o skandynawskiej porcelanie. Był chemikiem i znał się na mineralogii. Wymyślił sobie, że fortunę zbije na porcelanie. Nie tej z Chin czy Miśni, ale własnej.
Składniki białego złota były powszechnie znane, musiał tylko opracować ich proporcje. Eksperymenty z kwarcem, skaleniem i kaolinem okazały się jednak bardziej skomplikowane, niż przypuszczał. Dopiero po czterech latach, w 1774 roku, stworzył porcelanę dobrej jakości. Jednak zamiast milionerem został bankrutem. Na badania wydał wszystkie oszczędności. Wtedy z pomocą przyszła sama królowa Julia Maria i dziedzic tronu Frederik. W 1775 roku stworzyli Duńską Królewską Fabrykę Porcelany, dzisiaj znaną pod nazwą Royal Copenhagen.
Na prawdziwą sławę musieli jednak poczekać. Przyszła dopiero w 1802 roku wraz z serwisem Flora Danica. Powstał dla wielkiej kolekcjonerki porcelany – carycy Katarzyny II. Johann Christoph Bayer, niemiecki artysta malarz, przez 12 lat na 1802 naczyniach malował rośliny ze znanego duńskiego atlasu botanicznego, brzegi pokrył 24-karatowym złotem. Caryca nigdy prezentu nie dostała, zmarła w 1796 roku, a serwis został na duńskim dworze. Do dziś rodzina królewska używa go podczas ważnych uroczystości. Z 1802 elementów oryginalnego kompletu Flora Danica zachowało się około 1530.
W 1863 roku powstał jeszcze jeden taki serwis, tym razem jako prezent ślubny od Duńczyków dla księżniczki Alexandry z okazji małżeństwa z księciem Walii Edwardem VII, późniejszym królem Wielkiej Brytanii. Różni się od pierwszego tym, że do dekoracji pozowało więcej roślin ze słynnego atlasu. Dzisiaj przechowuje go w Windsorze królowa Elżbieta II. Oba serwisy, jak i inne cacka z Royal Copenhagen, mają na spodzie trzy fale, które symbolizują trzy cieśniny Danii: Mały Bełt, Wielki Bełt i Sund.
Flora Danica to niejedyna piękność Royal Copenhagen. Do historii przeszedł kobaltowy wzór Blue Fluted, który przypomina trochę słynny miśnieński Zwiebelmuster. Blue Fluted wyczarował Arnold Krog, malarz i architekt. Gdy został dyrektorem artystycznym, tchnął w fabrykę nowego ducha. Opracował techniki malarskie pod glazurą i wprowadził wzory przedstawiające krajobrazy. To dzięki niemu fabryka otworzyła sklepy z porcelaną w Paryżu, Londynie i Nowym Jorku.
Do sukcesu przyczynili się również inni twórcy, m.in.: Fanny Garde, która stworzyła linię Mewa, Christel Marott i Pia Langelund – wyczarowały biskwitowe figurki Zodiac, Erik Nielsen, autor naturalistycznych figurek zwierząt, Sven Vestergaard, twórca bożonarodzeniowych talerzy, czy Grethe Meyer, która zaprojektowała wzór Blue Line. Z fabryką współpracował też Flemming Eskildsen, uczeń słynnego jubilera Georga Jensena – na cześć nauczyciela stworzył serwis Magnolia. A ostatnio jedna z czołowych duńskich projektantek młodego pokolenia, Louise Campbell, przygotowała nowoczesną kolekcję The Elements, wzorując się na historycznych wzorach Blue Fluted, Flora Danica oraz Half Lace. W jednym z wywiadów powiedziała, że na pierwszym spotkaniu uprzedzono ją, że może wybrać dowolny kolor... o ile będzie to typowy dla manufaktury niebieski.
Ten warunek podziałał na nią jak płachta na byka. Natychmiast pobiegła do laboratorium kolorów Royal Copenhagen, gdzie od lat pracuje jej przyjaciółka Merete Faxe, i razem zaczęły obmyślać nowe barwy. Pracę przypłaciła bezsennymi nocami i bólami brzucha, ale dopięła swego. W serwisie obok niebieskiego pojawiają się naczynia z wzorem zielonym i pomarańczowym. Zastawa, choć dużo czerpie z klasyki, jest uniwersalna. Pasuje do kuchni europejskiej, amerykańskiej czy azjatyckiej. Przełamuje bariery między tym, co odświętne, a tym, co codzienne. Na talerzach z powodzeniem podamy zarówno ostrygi, jak i owsiankę w domowym zaciszu. Oba dania będą wyglądać smakowicie.
Tekst: Renata Barańska
Fotografie: Royal Copenhagen
Nr 3 (111/2012)