Platery – srebro dla wszystkich

Kolekcje

Oszustwo, ale jakie piękne: pospolite metale ukryte pod szlachetnym srebrem.

To wszystko wina burżuazji. Nadszedł wiek XIX, miasta zaczęły się rozrastać, mieszczaństwo gromadziło bogactwa. W Warszawie obok arystokratów swoje pałace postawili przedsiębiorcy Jan Bloch i Leopold Kronenberg, którym marzyło się życie jak ich dobrze urodzonych sąsiadów. „Z czasem i oni nabrali smaku" – notował Ireneusz Ihnatowicz w „Obyczaju wielkiej burżuazji warszawskiej w XIX wieku”. Smak ów oznaczał, że interesowali się sztuką, kolekcjonowali książki, wreszcie – kupowali „wytworną zastawą stołową”. Bo życie towarzyskie kręciło się wkoło obiadów, herbatek i podwieczorków. Był tylko jeden problem: salonowe aspiracje miało wielu, ale tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na wykwintne serwisy. I wtedy pojawiły się platery.

Jeszcze w XVIII wieku mieszczanie jadali głównie z naczyń cynowych, a srebrne sprzęty stawiano na stole jedynie przed najznamienitszymi gośćmi. Serwisy metalowe miały wiele plusów: w przeciwieństwie do porcelany były dość wytrzymałe. Cyna jednak ciemniała od powietrza. Około 1743 roku w Anglii zaczęto więc powlekać miękki metal warstwą srebra. Naczynia wyglądały jak srebro, ale były o wiele tańsze.

Wynalazek ten nie zrobiłby jednak furory w Warszawie, gdyby nie przemyślność cara Aleksandra I.
W 1816 roku wydał ukaz ułatwiający zagranicznym rzemieślnikom osiedlanie się w Królestwie Polskim. Nie dość, że nie musieli służyć w wojsku, to jeszcze zwolnieni byli przez sześć lat z płacenia podatków. Zaczęli przyjeżdżać specjaliści wszelkich branż. Wśród nich był złotnik i brązownik Jan Baptysta Cerisy, który założył w 1822 roku pierwszą wytwórnię platerów. W jego ślady poszli bracia Alfons i Józef Fragetowie oraz Jan Aleksander Norblin. W połowie XIX wieku dzięki rozwojowi kolei żelaznej otworzył się ogromny rynek rosyjski. Platery z warszawskich wytwórni – zwane warszawskim srebrem – wywożono dosłownie na tony w głąb imperium. Firma Frageta miała swój sklep nawet w Istambule – zaopatrywał się w nim podobno sam sułtan.

Dobry plater pokryty był grubą warstwą kruszcu i miał wagę zbliżoną do naczynia w całości srebrnego. Kiedy cienka srebrna blaszka się przetarła, spod niej wychodziła druga warstwa, najczęściej żółta – mosiężna. Stąd też zaczęto platerować naczynia z białych metali – miedzi, cynku i niklu zwanego alpaką. Nowinką techniczną był także proces galwanizacji. Jednak technika mało obchodziła klientów, tym zależało na trwałym i pięknym naczyniu. Dawno bowiem minęły czasy, gdy goście przychodzili z własną łyżką za cholewą. Teraz siadali przy pięknie nakrytym stole, na którym leżały widelczyki do raków, noże do ryb i dziesiątki innych przedmiotów. Dzięki wydawanym katalogom każdy mógł dobrać sobie wzór i fason. Najpierw w modzie były wzory nawiązujące do stylu ludwikowskiego.

Gdy przyszły czasy secesji, klienci rozkochali się w falistych liniach i kwiatach.
Moda na platery trwała do I wojny światowej. Jeszcze pod koniec XIX wieku pojawiały się nowe zakłady, na przykład Romana Plewkiewicza czy Andrzeja Schiffersa, które oprócz zastawy stołowej wytwarzały też przedmioty liturgiczne i lampy. Kres bogactwu platerów przyniósł kolejny konflikt światowy. Wojenną zawieruchę przetrwała tylko firma Frageta. Wkrótce połączono ją z zakładami braci Henneberg, tworząc ostatniego spadkobiercę wielkiej tradycji: Warszawską Fabrykę Platerów HEFRA.

Tekst: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Rafał Celiński, ze zbiorów Muzeum Woli, oddział Muzeum Historycznego m.st. Warszawa, Rempex, Resa, Ostoya
Wykorzystano:Joanna Paprocka-Gajek, „Platery warszawskie w latach 1822-1914: asortyment, odbiorca i obyczaj”, Warszawa 2010
Za pomoc dziękujemy Marii Ejchman z Muzeum Woli, oddział Muzeum Historycznego m.st. Warszawa.