Ta firma stawia na dizajn. Dała wolną rękę młodym, a ci pokazali, co można wyczarować z materiałów, które znajdziecie w każdym markecie budowlanym.
Wydawałoby się, że nie ma bardziej prozaicznego materiału niż płyta drewnopochodna. Tymczasem w historii firmy Pfleiderer jest miejsce na śledztwo, sztukę, a przede wszystkim dobry dizajn.
Prosto do Soho
Gdy niemiecki koncern kupował w 1999 roku zakłady płyt wiórowych w Grajewie, a potem w Wieruszowie, nic nie zapowiadało tego, co dzieje się dziś. A dzieje się sporo... Przykład? Płyta budowlana mfp – przydatna na każdym etapie budowy – od fundamentów przez ściany, stropy i poddasza. Trudno ją podpalić, jest ekologiczna, wytrzymała, odporna na wilgoć. I zazwyczaj niewidoczna, bo przykryta tynkiem lub podłogą.
Projektanci z warszawskiej Soho Factory docenili tymczasem również jej walory estetyczne. Dostali fabryczną halę, a dzięki płycie w mig, tanio, urządzili swoje pracownie i studia. Stoły, regały, szafki po prostu wycięli z mfp. Tak powstały awangardowe, loftowe wnętrza Komin 73 w stylu, którego nie powstydzisz się, gdyby wpadli koledzy po fachu ze Szwecji, Danii czy Holandii.
Najlepsza w Brukseli
Inny projektowy eksperyment z mfp tym razem zachwycił świat. Wystarczyło, że do akcji wkroczył Tomek Rygalik – jeden z najbardziej znanych polskich dizajnerów, projektujący dla takich tuzów, jak włoska firma Moroso. To on stworzył z płyty MEDIATEKĘ, która towarzyszyła wystawie „Power of Fantasy” w brukselskim Centrum Sztuki Bozar (w czasie polskiej prezydencji w UE). Zachwycony „Financial Times” nazwał ją wystawą roku. MEDIATEKA stoi teraz w krakowskim Muzeum Narodowym.
Każdy może zobaczyć i sprawdzić, jak działa. Bo Tomek Rygalik wymyślił żywy eksponat, składający się z geometrycznych mebli. Siedziska, stoły, biurka i półki wycięto z mfp. Leżą w nich książki, gazety, każdy może podejść, coś przeczytać, przysiąść, porozmawiać. Ciekawą mozaikę materiałów – także płyt mfp – możemy obejrzeć w warszawskiej kawiarni Relaks.
Śledztwo w las
Jednak płyta budowlana to nie wszystko. Laminaty z trójwymiarowym wzorem to dopiero coś. Dekory naśladujące drewniane forniry, kamień, modną ostatnio zardzewiałą stal czy papier czerpany albo gruby warkoczowy splot swetra są na pierwszy rzut oka nie do odróżnienia od oryginałów. Tworzenie nowego dekoru to pasjonująca praca. Najpierw zdjęcia makro, potem dodawanie w komputerze efektów – na przykład naśladujących rysy po cięciu drewna piłą – dzięki którym wzór wygląda zupełnie jak w realu, wreszcie przeniesienie gotowego projektu na papier dekoracyjny i na koniec laminowanie.
Czasem można zabawić się w Sherlocka Holmesa. Tak było, gdy Tomek Rygalik postanowił znaleźć charakterystyczne dla naszego kraju drzewo, które posłużyłoby za wzór dla ekskluzywnego, unikatowego, typowo polskiego dekoru. I wyszukał brzozę ojcowską, gatunek niezwykle rzadki, zagrożony i chroniony, którego ostoję znajdziemy w Ojcowskim Parku Narodowym.
Nie można jej było przepiłować specjalnie do zdjęcia, trzeba było śledztwa, żeby odtworzyć najbardziej prawdopodobny rysunek słojów. – To była cyfrowa hodowla drzewa – mówi Wanda Modzelewska ze współpracującej z Pfleidererem agencji Profundo.
Poprzedziły ją rozmowy z botanikami i dendrologami o tym, jak surowe górskie warunki i nieurodzajna ziemia wpływają na strukturę drewna.
Brzozowa kolekcja dekorów zadebiutowała na Łódź Design Festival 2012. W ubiegłym roku Tomek Rygalik z Anną Orską stworzyli dla Mebli Vox kolekcję R&O, w której wykorzystali płytę meblową w dekorze Brzoza Ojców, a zamiast uchwytów dodali sznury z dekoracyjnym supłem.
Tekst: Joanna Halena
Zdjęcia: Pfleiderer, Pfleiderer GMBH, Meble Vox
reklama