Meble Selva

Kolekcje

Philipp Selva ma dwie pasje – hoduje konie i robi meble. Co je łączy? Piękno i wdzięk.

Sześć miesięcy temu. Isola Rizza. We włoskim miasteczku niedaleko Werony ogromne poruszenie. Pracownicy firmy Selva zamiast jak co dzień śpieszyć do fabryki, gromadzą się przed wejściem do budynku. Ale nie jest to ani wiec, ani protest, ani pierwszomajowe obchody (choć data by się zgadzała). Na via dell’Industria, w obecności księdza, burmistrz uroczyście przecina wstęgę. Oto nieciekawie brzmiąca nazwa „ulica Przemysłu” została właśnie przemianowana na ulicę Josepha Selvy, założyciela słynnej meblowej marki.

Nieprzypadkowo ceremonia ma miejsce pierwszego maja – w tym dniu Joseph obchodził urodziny, dziś skończyłby siedemdziesiąt trzy lata (zmarł w 2002 roku). – Ta ulica symbolizuje drogę, jaką pokonał mój ojciec – mówi wzruszony Philipp Selva, obecny właściciel fabryki. Rozlegają się gromkie brawa, po czym goście zostają zaproszeni na garden party. Dzisiaj wszyscy mają wolne.

Pięćdziesiąt dwa lata temu. Isola Rizza. Młody Joseph Selva zaczyna pierwszy dzień w pracy. Będzie asystentem prezesa niewielkiej firmy meblarskiej, pana Fritza Führera – człowieka, którego los co prawda skrzywdził nazwiskiem, ale w zamian obdarzył smykałką do interesów. Życzliwy, pogodny Fritz kieruje firmą od 1900 roku. Przetrwał dwie wojny i niejeden kryzys. Teraz bierze Josepha pod swe skrzydła i uczy wszystkiego, co wie o meblach i tkaninach.

Osiem lat później Peppi, bo tak przyjaciele nazywają Josepha, przejmuje firmę i zmienia jej nazwę na Selva, od swojego nazwiska. Zaczyna skromnie, zaledwie z dwoma stolarzami. Ale rok w rok rozbudowuje manufakturę – w 1984 roku fabryka zajmuje dwadzieścia dwa tysiące metrów kwadratowych, w 1988 roku – sześćdziesiąt dwa tysiące, dwa lata później zatrudnia stu czterdziestu pracowników i dziewięciuset trzydziestu współpracowników, a meble robią najlepsi europejscy ebeniści.

Peppi jest humanistą. Bibliofil, meloman, znawca sztuki, w meblarstwie stawia na klasykę, która nigdy się nie starzeje: komody, stoły i kredensy mają intarsje z drewna różanego, czereśni i palisandru, inkrustowane są macicą perłową, zdobione płatkami złota. Część wzorów to dokładne kopie muzealnych antyków: na przykład szafa Michelangelo powstała według rysunku nieznanego autora z XVI wieku. Większość mebli projektuje zespół Selvy. Ale firma chętnie współpracuje też ze znanymi dizajnerami, jak choćby z Axelem Enthovenem, belgijskim architektem, który zasłynął ze składanej przyczepy kempingowej kształtem przypominającej operę w Sydney. Dla Selvy wymyślił łóżka i jadalnie Solitaire. Natomiast kolekcję Vendôme, inspirowaną art déco i zdobioną kryształami Swarovskiego, przygotował Włoch Lorenzo Bellini – miłośnik klasyki zgrabnie tłumaczonej na współczesny język.

Po swoim mistrzu Peppi dziedziczy też żyłkę do interesu. I nie chodzi tylko o firmę meblarską: w latach 70. kupuje dwa araby i zakłada stadninę Gaughof. -Araber w miejscowości Vanga sul Renon (Górna Adyga). To pierwsza profesjonalna hodowla koni arabskich we Włoszech. Z ukochaną Rashedą, która trzy razy z rzędu wygrywa konkurs na najpiękniejszą klacz Włoch, fotografuje się przy każdej okazji.

W poszukiwaniu championów jeździ nawet na Kaukaz (przywozi stamtąd słynnego Paksa 7, najbardziej pożądanego ogiera we Włoszech). W stajniach mieszka dwadzieścia pięć koni, które zdobywają prestiżowe nagrody na świecie. Peppi uważa, że sprzyja im surowy górski klimat Górnej Adygi: „W takich warunkach mężnieją, nabierają odporności”.

Cztery lata temu. Targi w Mediolanie. Selva chwali się swoim nowym logo – głową konia na czarnym tle. Philipp, tak jak ojciec, prowadzi stadninę, ma piętnaście arabów, ulubionym jest biały Mubarak. Na stronie Selvy oglądam krótki film: Philipp z dziećmi przed swoim tyrolskim domem, Philipp w gabinecie ubrany w białą koszulę zdobioną stosinowym haftem (roślinny tyrolski wzór), Philipp galopujący na gniadoszu, wreszcie Philipp próbujący okiełznać Mubaraka, który staje dęba. – Ktoś mógłby pomyśleć, że hodowla koni i projektowanie mebli to dwie różne rzeczy. A jednak łączy je piękno i elegancja – mówi właściciel Selvy. – Araby mają w sobie naturalny wdzięk, szlachetność, ale i siłę, upór. Patrząc na nie, uczę się, jak robić dobre meble – wytworne, a jednocześnie solidne, na lata – tłumaczy. Teraz nie dziwi, dlaczego jedną z sal konferencyjnych firmy dzieli od stajni zaledwie cienka ściana – wystarczy otworzyć duże podłużne okno i już widać konie na ujeżdżalni. – Wtedy pomysły same przychodzą do głowy – uśmiecha się Philipp.

Ostatnio znalazł kolejną pasję – wino. – Uprawiam winogrona tysiąc metrów nad poziomem morza. To prawdziwe wyzwanie, ale jestem dobrej myśli. W winie również doszukuje się związków z meblami. – Tajemnica dobrego trunku tkwi w szczególe. Z meblami jest podobnie: o tym, czy ktoś na nie spojrzy, też może zadecydować detal.

Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: Selva