Omal nie zemdlałam z radości, gdy po raz pierwszy zobaczyłam coromandel – wspominała Coco Chanel wizytę w chińskim sklepie. Ów coromandel to parawan: wielki, ciężki z drewnianymi lakowymi panelami, które połączone są zawiasami ze skóry lub materiału.
Nazwa wzięła się od regionu Indii w pobliżu Madrasu (dziś Ćennaj), gdzie angielscy kupcy przeładowywali azjatyckie towary na statki płynące do Europy. Parawanów tam nigdy nie robiono, ale określenie przylgnęło. Coco Chanel kupiła trzydzieści dwa coromandele. Osiem zdobiło jej mieszkanie przy rue Cambon 31.
Chińczycy stworzyli pierwsze parawany pokojowe najpewniej około drugiego wieku naszej ery. Sześćset lat później dotarły one do Japonii razem z techniką dekoracji laką. To tu nabrały lekkości – na delikatnej drewnianej ramie układano warstwy papieru, a na nim robiono ornament. Do angielskich wybrzeży parawany przywiózł w 1614 roku statek The Clove. Na pokładzie były „skrzynie, filiżanki, wszelkiego rodzaju naczynia” oraz „beoubes”. To nic innego jak transkrypcja japońskiego słowa „byobus” oznaczającego osłonę od wiatru.
W niezbyt szczelnych europejskich domach, w których przeciągi dawały się we znaki, osłony przywitano z ulgą. Z czasem powstawały ich miniatury, które trafiały na stół. Chłodne powiewy nie służyły również tradycyjnej angielskiej herbacie, która za szybko stygła. Zastosowań zresztą pojawiło się więcej: trzeba było przecież chronić płomień świecy, ukryć przed wścibskim wzrokiem dokumenty na biurku. Małe parawany pokojowy ze szkła i metalu produkowała jeszcze w latach 20. amerykańska firma Tiffany. Osłony nie podbiły tylko serca Ludwika XIV – król, zafascynowany symetrią wnętrz, zakazał ich używania, bo obawiał się, że zniszczą matematyczną perfekcję Wersalu. Jego przewiana do cna małżonka zauważyła kiedyś gorzko: „Umrę przez tę symetrię”.
Tworzone w Europie zasłony początkowo były kopiami wzorów japońskich i chińskich. Z czasem pojawiły się sceny rodzajowe i myśliwskie, a także, wręcz stworzone na parawan, tak zwane cztery pory dnia. Na skrzydłach widzimy dekoracje wzorowane m.in. na obrazie Nicolasa Lancreta i przedstawiające dzień „klasy próżniaczej”: rano kąpiel, potem kawa, planszówki i wieczorny bal.
Ale pojawiali się też poważni twórcy. W 1861 roku James McNeill Whistler namalował na dwóch panelach widok Battersea Bridge. Osłony dekorowali również Pierre Bonnard i Jean Antoine Watteau, młody Paul Cézanne ozdobił pro- wansalskim widokiem parawan w domu ojca, a Pablo Picasso namalował Harlekina i Pucinellę do jednego z przedstawień Siergieja Diagilewa. Na parawanie Man Raya z 1935 roku zobaczymy rozbierającą się kobietę otoczoną rękami i oczami na tle nieba pełnego spadających gwiazd. To wybitnie freudowski obraz, ale wskazujący podstawową funkcję, którą parawan zachował przez wieki: dawał intymność, chronił przed wścibskim spojrzeniem.
Dziś parawan pokojowy pozostaje piękną dekoracją. Chyba że wykorzystamy go tak jak Coco Chanel. Gdy projektantka zapraszała do domu gości, parawanem zasłaniała drzwi wejściowe – żeby za szybko nie uciekli.
Tekst: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: 1stdibs.com, RijkSmuseum, Sotheby’s, materiały prasowe, wikimedia, Archiwum korzystałem z: Mark Aldbrook, Charles Hemming „The Folding Screen”, Nowy Jork, 1999.