Maria Teresa chciała przyćmić konkurencję. Cesarzowa właśnie obroniła Austrię przed zakusami sąsiadów. Teraz postanowiła olśnić Europę, i to dosłownie – żyrandolem. Do tej pory w wiedeńskim pałacu świeczki palono na wiszących metalowych stelażach. Teraz miały je zastąpić kryształy.
Żyrandol jej cesarskiej mości
Wszystko zaczęło się w 1725 roku. Dwór Ludwika XV odwiedził komiwojażer z huty szkła w Kamenickým Šenovie w Górach Izerskich. Niewielki zakład otwarto rok wcześniej, kiedy rzemieślnik Josef Palme dostał pozwolenie na produkcję żyrandoli. Król, olśniony blaskiem światła odbijającego się od rżniętego szkła ołowiowego, zamówił kilka takich iluminacji do Wersalu.
Lada chwila miała się rozpocząć epoka oświecenia, a tymczasem nawet w pałacach było ciemno. Kiedy więc pojawiły się żyrandole z Czech, okrzyknięto je „kryształowymi słońcami”. Ale Maria Teresa chciała czegoś więcej. Zamówiła więc zupełnie nowy model. Wielopiętrowa konstrukcja przypominała lirę. Dzięki odpowiedniemu szlifowi szklanych łezek i kryształowch rozet żyrandol świecił jaśniej od innych i dosłownie zaślepił całą Europę.
W efekcie każdy członek familii Habsburgów – a była to linia skoligacona z większością europejskich monarchii – fundował sobie podobny. Największy (4,5 tony, 750 świec) królowa Wiktoria podarowała tureckiemu sułtanowi Osmanowi III. Ten, choć był głuchy na muzykę i ślepy na kobiecą urodę, zakochał się w swoim gigantycznym żyrandolu (dziś można go zobaczyć w pałacu Dolmabah˜e w Stambule). Mimo upływu lat i pojawienia się elektryczności model Marii Teresy wciąż jest jednym z najbardziej popularnych.
Szklana potęga
Czesi mówią, że ich szkło jest tak doskonałe, bo do jego wyrobu potrzeba wszystkich pięciu żywiołów. Ziemia to kwarcowy piach, drewnem pali się w piecu, ognia używa się do rozgrzania surówki, powietrzem szklarz wydmuchuje bańkę, a woda napędza szlifierkę (a przynajmniej było tak jeszcze 150 lat temu).
Ojcem chrzestnym czeskiego szkła jest cesarz Rudolf II. Nie był idealnym władcą – bardziej niż polityką interesował się astrologią, alchemią i sztuką. Jego dwór był więc azylem dla nawiedzeńców i artystów. Jeden z nich, Włoch Ottavio Miseroni, założył w Pradze szlifiernię diamentów. I choć okazało się, że Czechy nie mają szans zostać brylantową potęgą, to dzięki temu stały się imperium kryształu. Ponieważ szkło kwarcowe było twarde, zaczęli je szlifować w taki sam sposób jak kamienie szlachetne.
Dlatego czeskie szkło trafiło na europejskie salony, przy okazji zrzucając z piedestału szklarzy weneckich, przez wieki uchodzących za najlepszych. A od połowy XVIII wieku, kiedy czescy złotnicy zaczęli robić biżuterię z kryształami – również jubilerów.
Kryształowe cuda
Do połowy XX wieku potęgę czeskiego szkła tworzyły małe manufaktury. Po II wojnie światowej władze Czechosłowacji zainwestowały ogromne pieniądze, by założona przez Palmego huta w Kamenickým Šenovie stała się światowym centrum produkcji kryształowych żyrandoli. Wciąż było to rękodzieło, jak za czasów izerskich szklarzy i szlifierzy, tyle że teraz na skalę przemysłową.
Po Aksamitnej Rewolucji zakłady połączyły się z założoną w 1915 roku firmą Preciosa i tak powstała spółka Lustry-Preciosa. Jej hitem, oprócz Marii Teresy, są nawiązujące do czasów napoleońskich, „tortowe” żyrandole empire. Dziś trafiają nie tylko do rezydencji prywatnych. Rozświetlają parlamenty, siedziby rządów, ale też mediolańską La Scalę, Operę Królewską w Rzymie czy petersburski Ermitaż.
W Polsce możemy je podziwiać m.in. na Zamku Królewskim i w krakowskim hotelu Pałac Bonerowski, gdzie wisi najdłuższy w naszym kraju, 17-metrowy żyrandol. Preciosa nie odcina wyłącznie kuponów od tradycji. Firma pracuje też nad nowoczesnymi projektami. Na widok tego, co szykuje dla nowego warszawskiego hotelu Hilton, oniemiałaby nawet cesarzowa.
Tekst: Hubert Musiał
Zdjęcia: Kryształ s.c.
W Polsce wyłącznym przedstawicielem markI Preciosa jest firma Kryształ s.c., www.zyrandole.pl.
reklama