Choć nie jest już młódką, wciąż tryska nowatorskimi pomysłami. Lubi sportową rywalizację i ściganie się o miejsce na podium.
Madryt. Stadion Santiago Bernabéu, 1995 rok. Z jednej strony barwy białe, z drugiej bordowe i granatowe. Właśnie zaczęło się pierwsze w sezonie Derbi Español, które rozgrzewa Hiszpanów do czerwoności: starcie Realu z Barcą. W loży vipowskiej – Klaus Graf. Prezes właśnie skończył przeglądać najnowsze raporty finansowe marki Teka, ale trudno mu zebrać myśli, gdy kibice szaleją. Jest pierwszy gol. Niestety, dla Barcelony. Na szczęście Real chwilę potem wyrównuje. Graf może być spokojny – dobrze zainwestował pieniądze. Przez najbliższe sześć lat jego firma będzie sponsorowała Real Madryt. Piłkarze w koszulkach z logo Teka zdobędą nawet najcenniejsze europejskie trofeum – puchar Ligi Mistrzów. W końcu biznes i sport mają wiele wspólnego.
Biżuteria dla kuchni
Teka już od pół wieku jest wizytówką nowoczesnej kuchni. Zlewozmywaki z baterią sterowaną elektronicznie ze stali szlachetnej i czarnego szkła. Piekarnik, który zastępuje kilka urządzeń naraz – ze specjalną szufladą i kamieniem do pieczenia pizzy (ciasto smakuje prawie jak w rzymskiej knajpce), z funkcją do opiekania rumianych tostów (nawet najbardziej wybredny Anglik byłby zadowolony) czy do barbecue (Amerykanin by ją polubił).
W końcu lodówka, do której można bez problemu wstawić ciepłą zupę, bo ma automatyczne chłodzenie i taki eksperyment nie „zaszkodzi” innym produktom. Jest też coś dla fanów zdrowej diety. Osobna komora, w której, niczym w wiejskiej piwniczce, panuje stała temperatura około 0ºC, więc owoce i warzywa przez długi czas są świeże i nie tracą witamin. Ale firma stara się zaskakiwać nie tylko technicznymi nowinkami, intrygujące bywają także jej kampanie reklamowe. Na przykład ta z 2010 roku z Izraela pod hasłem: „Teka: biżuteria kuchenna”. Na zdjęciach pojawia się AGD zamienione w cenne błyskotki. Ceramiczna płyta indukcyjna przypominająca kształtem nerkę staje się naszyjnikiem. Okap wyspowy jak dysk, z którego wyrasta szklana tuba, zmienił się w kolczyki, a piekarnik w bransoletkę.
Coś w tym zaskakiwaniu musi być na rzeczy, skoro dziś Grupa Teka to ogromna międzynarodowa firma, która ma 15 zakładów na całym świecie i sprzedaje produkty w 125 krajach (poza sprzętami do kuchni wytwarza również beczki do piwa i butle do gazu oraz pojemniki przemysłowe).
Od kuźni do koncernu
Jak w każdej firmie musi być pierwszy odważny. Dla Teka to Karl Thielmann. Na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku w spokojnym Sechshelden w Hesji postawił kuźnię. Miał 32 lata i wielki zapał, by utrzymać rodzinę z usług ślusarskich i kowalskich dla okolicznych rolników. Interes rozwijał się coraz lepiej, ale wyczulony na wszelkie nowości Karl w miejscu stać nie zamierzał. Przyjął do spółki młodszego brata Willego i razem weszli w nową epokę. Był początek XX wieku, w przemyśle karierę robił właśnie nowy materiał – uszlachetniona stal. Wytrzymała, odporna na rdzę, kwasy, ogień. Popyt stale rósł. Bracia Thielmann od razu wyczuli dobry interes i w 1936 roku zajęli się przetwarzaniem stali szlachetnej. Zatrudniali już kilkudziesięciu pracowników i produkowali pojemniki dla fabryk spożywczych i chemicznych.
Po wojnie w firmie został tylko Willi. Przyjął do biznesu innego przedsiębiorcę – Helmuta Kleina, a świeża krew to nowe pomysły. Nadchodzą złote lata. W 1955 roku od inicjałów obu właścicieli powstaje nazwa Teka. W 1957 z taśmy produkcyjnej schodzi pierwszy stalowy zlewozmywak do wbudowania. Gospodynie powoli mogą zapominać o szorowaniu i wybielaniu emaliowanych garnków i zlewów. Dwa lata później pojawiają się płyty elektryczne, które zaczynają „przeganiać” z domów duże kuchenki. W międzyczasie (1964) powstaje pierwsza fabryka Teka za granicą – w Hiszpanii (to tu zostanie później przeniesiona główna siedziba firmy). Z taśmy zjeżdżają płyty ceramiczne, okapy, piekarniki, kuchenki mikrofalowe, wreszcie baterie kuchenne i łazienkowe.
„Jeśli sami nie potrafimy czegoś zrobić, zobaczmy, kto jest w tym dobry” – to motto Teka, która od początku zakładała kolejne firmy lub przejmowała konkurencję. Każdy taki krok rodził nowe projekty i rozwiązania, bo współzawodnictwo Teka ma we krwi. I lubi się ścigać na sportowo, stąd sponsorowanie tych, którzy o rywalizacji wiedzą najwięcej – oprócz piłkarzy Teka wspierała również kolarzy i
szczypiornistów, a także regaty żeglarskie oraz wyścigi motocyklowe.
Gdy po emocjonującym meczu prezes Klaus Graf zasiada w swoim gabinecie z widokiem na ruchliwy plac Marqués de Salamanca w centrum Madrytu, w jego głowie rodzą się kolejne pomysły.
Tekst: Agata Teleżyńska
Zdjęcia: archiwum marki Teka