Noszą je dorośli płci obojga i dzieci; hetero- i homoseksualni; dzicy i cywilizowani. Bo kolczyki to jedna z najstarszych ozdób. Z uszu rozprzestrzeniły się na brwi, wargi, język, nos, brzuch, genitalia. Kiedyś z metali szlachetnych, drewna bądź kości, dziś – niemal ze wszystkiego. Dzielą się na ćwieki, obręcze, pendentiwy (wisiorki) i tunele (rurki).
Po co ludzie się dziurawią? Niektórzy chcą powiększyć uszy, bo wielkie uchodzą za ładne – jak było to na Wyspach Wielkanocnych. Inni wierzą, że kolczyki ustrzegą ich przed demonami. Jeszcze inni kolczykują swą własność – kobiety (to w Indiach) lub niewolników (starożytne Grecja i Rzym), a także inwentarz (w wielu kulturach). Są też tacy, którzy za pośrednictwem kolczyków wymieniają się informacjami – „kodują” w nich wiek, status społeczny, stan posiadania, przynależność plemienną. W naszej kulturze najczęściej podkreślają styl osoby i charakter stroju.
A nazwa? Polskie słowo pochodzi od kolcy – kółka, obrączki (rosyjski pierścionek to „kolco”); w innych językach etymologia prowadzi najczęściej do ucha (ang. – earring, niem. – ohrring, fr. oreillette, wł. orecchino).
Perły na płótnie
Najsłynniejszy kolczyk świata? Perłowa łezka w uchu pewnej holenderskiej panny. Dla większości „Dziewczyna z perłą” nazywa się Scarlett Johansson – jak film opowiadający historię (fikcyjną) obrazu Johannesa Vermeera. Sam wizerunek, namalowany w połowie XVII stulecia, jest na top-liście arcydzieł, o czym świadczy nadany mu przydomek „Mony Lisy północy”. Tyle że Gioconda nie nosi prawie żadnej ozdoby – i choć nie widać jej uszu, można być pewnym, że nie były przekłute. Bo na początku renesansu jeszcze nie nadeszła moda na kolczykowanie.
Wystarczyło jednak pół wieku, by ozdoby ze szlachetnych kruszców oraz drogich kamieni dyndały w uszach i kobiet, i mężczyzn. A że portretów mamy bez liku, proponuję subiektywny ranking „kolczykonosicieli”. Najpierw wysoko urodzone panie – jak Isabella d’Este, odmłodzona przez Tycjana o dobre 40 lat. Konterfekt powstał, gdy miała sześćdziesiątkę oraz wystarczającą władzę, by zmusić artystę do posłuszeństwa. Ale efekty tego liftingu doskonałe, jasne akcenty w stroju zaś dopełnia perła w uchu, doskonale widoczna na ciemnym tle.
Moje kolejne faworyty siedzą w… wannie, umalowane, wyfiokowane i zakolczykowane (perły w kształcie gruszek). To siostry d’Estrées, obraz zaś uchodzi za szczytowe osiągnięcie francuskiej Szkoły z Fontainebleau (ok. 1550). W tym samym czasie florentyńczyk Agnolo Bronzino, nadworny malarz Kosmy Medyceusza, stworzył podobiznę jedenastoletniej Marii, córki chlebodawcy. Mała pozuje z powagą, wystrojona jak dama. Cóż, pozycja obligowała, dziewczynka musiała błyszczeć klejnotami, w tym – złotymi misternymi kolczykami. A proszę spojrzeć na Elżbietę I (II poł. XVI w.)! Tudorówna pokazywała się publicznie wyłącznie przyozdobiona od czubka koafiury po nosek bucika, wliczając uszy.
Nie mniej kokieteryjny był ostatni z dynastii Walezjuszy, przez kilka miesięcy władca Polski. Biseksualny Henryk III uwielbiał stroje i precjoza, zwłaszcza kolczyk w uchu, efektownie komponujący się z wysokimi beretami i kryzą. Ale uwaga! Uszna ozdoba nie musi wskazywać na homo-skłonności. Portret z Chandos (ok. 1610 rok) uznano za konterfekt przedstawiający Williama Szekspira na podstawie… kolczyka, który nosił. I nie należał do wyjątków.
Trudno pomówić o zniewieścienie Rembrandta van Rijn – a on też namalował autoportret w fantazyjnym nakryciu głowy, ze złotym kolcem w prawym uchu. Jego ukochana Saskia na wszystkich obrazach nosi te same perłowe łezki. Fascynujące, jak Rembrandt potrafił „ustawić” maleńki księżycowy blask w mrocznych kompozycjach.
Z polskich przedstawień do moich ulubionych należy „Ahaswerus”, piękny i młody biblijny król Persów, wyobrażony przez Maurycego Gottlieba: w uchu monarchy połyskuje złocista obręcz. Teraz kolorystyczna zmiana: oto para dużych czerwonych butonów noszonych przez „Młodą kobietę z różą” Anny Bilińskiej. Barwa ozdoby gra z odcieniem usteczek modelki. Co za powab!
Historia przez ucho
W 1991 roku archeolodzy odkryli na lodowcu w Austrii szczątki praczłowieka z przekłutym i powiększonym płatkiem usznym. Udokumentowana historia kolczyka sięga IV tysiąclecia p.n.e. Na babilońskich reliefach uwieczniono groźną armię brodatych wojów z ozdobionymi uszami. Potem byli Persowie, Kreteńczycy, Egipcjanie, Etruskowie, Celtowie… Nawet w Biblii znalazły się ustępy mówiące o biżuterii w uszach, i to męskich. Wieki średnie długo te biżuty ignorowały, moda wróciła w dojrzałym renesansie. Potem znów wielowiekowa stagnacja: szczyt popularności wśród pań – gruszkowata perełka; u mężczyzn – złota obręcz. I tak aż do stylu zwanego empire. Zachwyt dla starożytności oznaczał dla elegantek obcięcie włosów „à la Tytus” lub upięcie loczków wzorem antycznych Rzymianek. Do tego kółka w uszy. Duże. Jak u piratów.
Uspokoiło się w romantyzmie. Damy dekorowały uszka czymś dyskretnym – bo i tak niewiele było widać pod zwisającymi z dwóch stron głowy anglezami. Biedermeier okazał się przychylny kolczykom do ramion. Z kolei skromnie zabudowane suknie końca XIX wieku wymagały w uszach czegoś małego – jak u pani, którą August Renoir uwiecznił „W loży” (1875 r.). Secesja puszczała uszy… mimo uszu, bo ważniejsze były kwiaty wplecione w bujne kosy.
Plastik fantastik
Fala kolczykowania przypłynęła znów na początku XX wieku. Hasło do eksperymentów z uchem dał mistrz Paul Poiret, ubierając kobiety w inspirowane Wschodem szatki. Szarawary i turban obowiązkowo wymagały świecidełek w uszach! I wojna przerwała parcie ku orientalnemu przepychowi, lecz już w połowie lat 20. bogacący się Europejczycy i Amerykanie znów oszaleli na punkcie luksusu. Art déco to królestwo ozdób inspirowanych dawnymi cywilizacjami, egzotyką i nowoczesnymi technologiami. Projektanci po raz pierwszy połączyli w biżuterii tradycyjne drogocenne surowce z „bezwartościowymi” tworzywami sztucznymi i kamieniami półszlachetnymi. Wyszło pięknie. Damy okresu międzywojnia w kreacjach wyjściowych wyglądały zjawiskowo: długie suknie, wielkie dekolty, szyje obnażone krótkimi fryzurami i przyciągające wzrok fantazyjne butony.
Zdarzały się też ekstrawagantki – jak Peggy Guggenheim, która nie umiała zdecydować: surrealizm czy abstrakcja. W jedno ucho wpinała więc kolczyk od Alexandra Caldera, w drugie – dziełko Yvesa Tanguy’ego. Przed II wojną wynaleziono klipsy. Odtąd kobiety mogły bez bólu zdobić małżowiny. Lata 50. przyniosły inny wynalazek – plastik. Kolczyki czy klipsy straciły powagę i… prestiż. Za to chełpiły się barwami, kształtami i rozmiarami. Wtedy też nastąpił wyraźny podział na ozdoby dzienne i wieczorowe. Wprowadzono zasady elegancji: długie wiszące kolczyki – roznegliżowany dekolt; ozdobny naszyjnik czy kolia – w uszach coś skromniejszego, nierzucającego się w oczy.
Legendy o przekłuwaniu
W Chinach istnieje mit o niegrzecznej dziewczynce, której rodzice nie potrafili utemperować aż do czasu, kiedy matka zawiesiła jej na uszach ciężarki. Inna wersja jest bardziej humanitarna: dziewczynę rozpaczającą po stracie rodziny uspokoił wspaniałomyślny lekarz – za pomocą usznej akupunktury. Skuteczność zabiegu spotęgował wisiorkami zawieszonymi w miejscach przekłuć. Panna nie tylko odzyskała równowagę, ale i wypiękniała. Koleżanki natychmiast to zauważyły i zaczęły ją naśladować.
W Indiach, Sri Lance, Nepalu czy Laosie kolczyki zakłada się dzieciom płci obydwojga, zanim ukończą pięć lat. U Cyganów złotym kółkiem „stygmatyzowano” pierwszego dzieciaka, który przyszedł na świat po zmarłym braciszku. Dla tych, co na morzu, kółko w uchu pełni rolę informatora: kto je nosi, ten opłynął świat, przekroczył równik. Ponadto marynarze i piraci wierzą, że kolczyk przyda im się, jeśli przyjdzie im zginąć, lecz fala wyrzuci ciało na ląd. Złote kółko jest komunikatem: „pochowajcie mnie po bożemu, a jako zapłatę weźcie ten złoty drobiazg”.
Od hippisów do Maradony
Jeszcze pół wieku temu w naszych kręgach kulturowych facet z ozdobą w uchu kojarzył się jednoznacznie: gej. Zmienili to hippisi, lecz na krótko. Już w połowie lat 70. bunt młodych skomercjalizował się. Tanie paciorki wieszane na szyjach i w uszach poszły w kąt aż do fali retro… czyli ostatnich lat. Kolejna subkultura kolczastych i kolczykowych to punki. Nigdy wcześniej nie było tak wpływowej antymody – bo punk zrewolucjonizował image przedstawicieli show-biznesu. Czarne skóry, ciężkie metalowe ćwieki, piercing, tatuaże – wszystko to przeniknęło do oficjalnej mody scenicznej, i nie tylko. W latach 80. pierwszym piosenkarzem o światowej renomie, który się zakolczykował, był George Michael; pierwszym amerykańskim celebrytą okazał się Mr. T. Potem ruszyła lawina. Od lat 90. dziewczyny zaczęły kolekcjonować kolczyki w uszach, na wargach, językach i innych częściach ciała. Z podobnym entuzjazmem zdobią się nimi mężczyźni.
Znamienny przykład Maradony. Słynny piłkarz, zalegający z podatkami (winien jest fiskusowi 37 mln euro), stracił swój diamentowy kolczyk we wrześniu 2009 roku. Włoska Gwardia Finansowa skonfiskowała klejnocik, kiedy Maradona przechodził kurację odchudzającą w spa. Cacko trafiło na aukcję charytatywną, na której wypatrzył je i przelicytował konkurencję pewien kibic futbolu. Nie dla siebie! Fan przysiągł zwrócić nabyty za 25 tysięcy euro kolczyk poprzedniemu właścicielowi. Diament należy do Maradony i współtworzy jego wizerunek – uznał wielkoduszny nabywca.
Rankingi z różnych szuflad
Największe kolczyki? Miao Tribal (plemienna biżuteria z Miao, Chiny) ze srebra, w tym – kolczyki-obręcze grubości 8 mm, o średnicy 10 cm.
Najdroższe współcześnie kolczyki? Te od Harry’ego Winstona, jubilera gwiazd. Para za rekordową cenę 8,5 mln dolarów prezentuje się dość skromnie – gruszkowato uformowane 60-karatowe diamenty na platynowym sztyfcie.
Największy kolczyk, który przystoi mężczyźnie? Maksymalnie dwa karaty lub obręcz, którą można otworzyć butelkę wody sodowej.
Najdłuższe kolczyki dla dam? Mierzą 472,66 metrów (rekord Guinnessa) i przypominają wielokrotnie zawijany naszyjnik złożony z kryształów, pereł, paciorków i innych elementów nawleczonych na jedwabną nić.
Szczyt makabry? Ucho! Jak żywe, a raczej – eks-żywe, ucięte z kawałkiem skórki, naturalistycznie odtworzone. Pokrewny horror – dyndające przy uszach łapki wiewiórki, z futerkiem i pazurkami.
Szczyt łakomstwa: lilipucie talerze z daniami lunchowymi – kurczak, marchewka, kluski plus kilka krakersów. A na deser malutkie słoiczki wypełnione prawdziwymi cukierkami żelkami. W cukierkowatych barwach.
Szczyt uwielbienia: ogromne kwadratowe zdjęcia Chucka Norrisa w ramkach zwisające z małżowin pewnej mocno niemłodej pani senator z Nevady.
I szczyt skromności: księżna Cambridge, Kate Windsor, nosząca w uszach nie oryginał, lecz kopię królewskiej biżuterii – podróbki za 75 dolarów.
Tekst: Monika Małkowska
Zdjęcia: bukowskis.com, christies.com, bonhams.com, zukiimports.com, getty images/fpm, alamy/be&w, interfoto/forum, bridgemanart/fotochannels/corbis, wikipedia, katalogi aukcyjne