„Kobiety na krawędzi” – poznaj historie niezwykłych kobiet, które zmieniały świat i kochały do szaleństwa
Kolekcje„Kobiety na krawędzi” Weroniki Kowalkowskiej to 44 fascynujące historie niezwykłych kobiet: od ladacznic, kucharek i morderczyń po arystokratki, artystki i koronowane głowy.
Bohaterki książki „Kobiety na krawędzi” Weroniki Kowalkowskiej łączy jedno – wszystkie żyły intensywnie, na przekór swoim czasom i miały barwne osobowości. Zmieniały świat, kochały do szaleństwa, robiły to, czego najbardziej pragnęły, nie zważając na normy społeczne ani opinie innych. Artystki, pisarki, święte, fotografki, morderczynie, modelki, prezydentowe i królowe – ich fascynujące życiorysy zostały zebrane w nowej publikacji wydawnictwa TE-JOT ilustrowanej artystycznymi kolażami Pauliny Boryczko. Książkę można kupić na: sklep.weranda.pl oraz sklep.astromagia.pl.
Z Weroniką Kowalkowską, autorką książki „Kobiety na krawędzi” rozmawia Beata Majchrowska, redaktor magazynu Weranda
Mówi się, że mężczyźni często wolą brać sobie za żony „szare myszki” niż silne osobowości. Twoja książka w dużej mierze temu przeczy. Wielu panów, w tym wysoko postawionych w hierarchiach, szło za nimi jak w dym…
Weronika Kowalkowska: Bo prawdziwy mężczyzna potrzebuje prawdziwej kobiety, a nie popychadła! Chyba, że jest zdziecinniałym słabeuszem jak król brytyjski Edward VIII i jak już dorwie silną babę (w tym przypadku Wallis Simpson) to przyssie się do niej bez litości. Taki facet-bluszcz. Ale duża część bohaterek mojej książki – jeśli tyko okoliczności pozwalały im na wybór – znajdowało godnych siebie partnerów. Mąż Josephine Butler (wiktoriańskiej feministki i reformatorki, która całe życie walczyła z handlem ludźmi i dziecięcą prostytucją) kochał ją absolutnie bezwarunkowo i wspierał nawet w najbardziej kontrowersyjnych misjach. Richard Pankhurst traktował swoją żonę, założycielkę ruchu sufrażystek, jak równą partnerkę i dzielił jej (radykalne jak na tamte czasy) poglądy. To był naprawdę zgrany duet rebeliantów. Drugi mąż Krystyny Skarbek, polskiej agentki służącej w brytyjskim wywiadzie, nawet po rozwodzie nie przestał jej kochać i został jej najlepszym przyjacielem. Cesarz Justynian znalazł w nisko urodzonej, ale diablo inteligentnej Teodorze nieocenionego doradcę i współpracownika. Ufał jej bezgranicznie i nie odprawił mimo niezliczonych nacisków. Marcin Luter otwarcie przyznawał, że bez żony w życiu by sobie nie poradził – nazywał ją „świętą Kasieńką” i „ukochaną szefową”, słuchał się jej niemal bez zastrzeżeń. A Abraham Lincoln, miał w żonie tak bliskiego współpracownika, że gdy udało mu się zakwalifikować do wyścigu o fotel prezydencki, wpadł do domu krzycząc „Mary! Nominowano NAS!”.
Niestety, duża grupa „kobiet na krawędzi” miała ogromnego pecha w miłości. Panowie albo nie stawali na wysokości zadania i uciekali w popłochu; albo usiłowali je stłamsić, czy przynajmniej oczernić. Były wśród nich także rasowe psychopatki, które traktowały mężczyzn instrumentalnie, albo w ogóle się nimi nie interesowały.
Która z tych 44 kobiet, których życie opisałaś, najbardziej Cię fascynuje, inspiruje?
Stanowczo Markiza Casati! Córka tekstylnego fabrykanta i najbogatsza Włoszka przełomu XIX i XX wieku. Co to była za spektakularna, piękna wariatka (mówię to jako szczery komplement). Chodzące dzieło sztuki, kobieta, która grała tylko i wyłącznie według swoich reguł. Rajski ptak z innej galaktyki po prostu. Jakieś konwenanse, mody, tradycje? Markiza przejeżdżała po nich jak pancerna kareta – oczywiście szczerozłota i ciągnięta w sześć przefarbowanych na krwistoczerwono jednorożców (nałogowo farbowała swoje zwierzęta). Ile bym dała, żeby znaleźć się na jednym z wyprawionych przez nią balów albo zobaczyć ją jak, wyprowadza na spacer swoje gepardy, siejąc popłoch na weneckich uliczkach. A najlepsze w markizie było to, że nawet gdy straciła cały majątek i na starość zamiast w pałacu gnieździła się w zapyziałej klitce, nie straciła ani trochę entuzjazmu. Wciąż była w 100% sobą. Bo tu nie o kasę i sławę chodziło, ale o zasadę. Albo się jest żywym dziełem sztuki, albo zwykłym snobem i pozerem. A markiza nie uznawała kompromisów. Drugą postacią do której czuję ogromną sympatię jest słynna amerykańska modelka – Betty Page, która święciła triumfy w latach 50. Mimowolna królowa pin-up, modelka erotyczna, która nie widziała w swojej pracy nie niestosownego i po prostu nie rozumiała, jak można „zrobić z seksu coś brudnego”. Urocza, życzliwa, może przez jakiś czas mocno niestabilna, ale wyszła z tego. Nie da się jej nie lubić.
Opisujesz nie tylko bohaterki, ale i damskie typy spod ciemnej gwiazdy. Seryjne trucicielki, morderczynie, piratki czy oszustki. Która z historii zrobiła na tobie największe wrażenie?
O tak, balansowanie na krawędzi nie zawsze przynosi dobre efekty. Część opisywanych przeze mnie pań to wyjątkowo odrażające typy. A najpaskudniejsza z nich była stanowczo Tillie Klimek, nasza rodaczka zresztą, seryjna morderczyni, która, gdyby tylko mogła wytrułaby pół Chicago. Truła własnych mężów, sąsiadów, ich dzieci i krewnych, nawet ich psy! I przez wiele lat uchodziło jej to na sucho. Wpadła właściwie przez przypadek. Naprawdę odrażająca kobieta. W kwestii duetu piratek – Mary Read i Anne Bonny – nie byłabym już taka surowa. Owszem, były okrutne i należała się im kara (szczególnie Anne, która po prostu lubiła przemoc i była pierwsza do bitki), ale jak się mieszka na statku pełnym degeneratów, to trzeba pokazać, że jest się twardszym i bardziej okrutnym niż oni, żeby przetrwać. Zdarzało się też, że „czarna legenda” otaczająca moje bohaterki była najprawdopodobniej wyssana z palca. Jak w przypadku Lukrecji Borgii, stłamszonej i dyrygowanej przez despotycznego ojca i brata. Lukrecja, córka kardynała Rodriga Borgii, późniejszego papieża Aleksandra VI, najprawdopodobniej nikogo nie otruła – to rodzinka traktowała ją jak marionetkę, wydając za mąż za sojuszników i pozbywając się ich, gdy stawali się niewygodni czy niepotrzebni. Także Elżbieta Batory, siostrzenica naszego króla Stefana Batorego, najprawdopodobniej padła ofiarą oszczerczej kampanii (choć kto wie? Może tkwiło w niej ziarno prawdy, w końcu w tamtych czasach okrucieństwo wobec służby było na porządku dziennym). Legenda „karpackiej wampirzycy” mogła być wymysłem krewnych, mających chrapkę na wielki majątek starzejącej się wdowy. Zresztą doskonale zadziałała – po procesie opartym na zeznaniach intensywnie torturowanych świadków, całe włości skazanej przeszły na jej głównego oskarżyciela, kuzyna Jerzego Thurzo.
Ta książka może być dla wielu czytelników odkryciem. Przeczy też różnym narracjom o tym, że kobiety w dawnych wiekach zajmowały się głównie robótkami ręcznymi i nie miały nic do gadania. Miały i to wiele. Bo nie każdy wie, jaką rolę odegrała np. Getruda Bell w powstawaniu państwa Irak, zabójczyni Marata - w przebiegu rewolucji francuskiej czy wpływowa kurtyzana Virginia Oldoini w zjednoczeniu Włoch. Fascynują Cię takie politycznie zaangażowane postacie?
Kobiety zawsze były częścią tzw. wielkiej polityki, czy się to komuś podoba czy nie. Jako królowe, żony i kochanki wpływowych mężczyzn, szpiedzy, samotne mścicielki, aktywistki. Najbardziej fascynująca jest chyba historia Gertrudy Bell, która robiła rzeczy absolutnie niesamowite – bo kto by pomyślał, że kobieta w tych czasach (przełom XIX i XX) może samotnie przemierzać arabskie pustynie, negocjować z szejkami i wytyczać granice nowych państw? A wszystko to w starannie zasznurowanym gorsecie i z ultrakonserwatywnymi poglądami (była np. zdecydowaną przeciwniczką sufrażystek).
Kalejdoskop ekscentrycznych i malowniczych pań zainspirował ilustratorkę książki do stworzenia artystycznych kolaży. Czy też przechowujesz w pamięci takie obrazki z ich życia, np. spacerującą (nago acz w futrze) z oswojonymi gepardami markizę Casati albo wiszącą 53 godzin na pionowej oblodzonej ścianie skalnej podczas burzy śnieżnej alpinistkę Gertrudę Bell?
Ach ta Markiza! Już ją widzę, jak straszy gości usadzając za stołem własną woskową kopię (serio), a sama siada na jego drugim końcu i tkwi w bezruchu, żeby po jakimś czasie nagle wstać i przyprawić nieszczęśników o zbiorowy zawał. Chciałabym pomieszkać z biolożką i wielbicielką zwierząt Simoną Kossak oraz… jej menażerią. Choćby po to żeby zobaczyć, jak to jest spać na jednym tapczanie z lochą dzika. Albo być świadkiem tego, jak ostatnia Wazówna, królowa Krystyna Szwedzka dyryguje chórem dwórek i z łobuzerskim uśmieszkiem patrzy, jak francuskiemu ambasadorowi opada szczęka (biedaczki, nie mając o tym pojęcia, odśpiewały mu baaardzo sprośną piosenkę). Super byłoby pójść na spektakl, w którym tańczy Anita Berber – aktorka i pisarka, prawdziwa femme fatale Republiki Weimarskiej. Bo choć to bardzo smutna postać, z wbudowanym mechanizmem samozniszczenia – to na pewno tańczyła niesamowicie.
Masz w planach pisanie kolejnych życiorysów niezwykłych pań? Kto następny?
Oczywiście. Takich kobiet były i są całe zastępy. Zawsze będę miała o czym pisać. Teraz „biorę na warsztat” pannę La Maupin, awanturnicę, śpiewaczkę operową i mistrzynię szpady w jednym! Czytając o jej życiu bez przerwy przeciera się oczy ze zdumienia. Wydaje się wręcz niemożliwe, żeby jedna osoba mogła mieć tyle przygód. Czego tam nie ma! Pojedynki, romanse, upozorowane zgony i ucieczka z zakonu, wyrok śmierci i jego unieważnienie, wielka kariera sceniczna… I to wszystko w ciągu zaledwie 37 lat! Myślę, że się z panną La Maupin bardzo polubimy.
Książkę „Kobiety na krawędzi” można kupić na: sklep.weranda.pl oraz sklep.astromagia.pl