Klejnoty Mezopotamii

Kolekcje

Co wspólnego ma Londyn i starożytny Babilon albo tablet i gliniana tabliczka? Więcej niż nam się wydaje.

Konferencja prasowa, inaugurująca wystawę sztuki starożytnej Mezopotamii w Royal Ontario Museum, miała nietypowy przebieg. Wszyscy prelegenci zachowywali się jak dzieci w przeddzień Wigilii. Podekscytowani, z wypiekami na twarzach, rozpływali się w zachwytach nad eksponatami, opowiadając o dawnych miastach, władcach i ich poddanych, jak gdyby mówili o ludziach zupełnie współczesnych – mieszkańcach wielkich metropolii, wynalazcach, kochających luksus celebrytach czy wiecznie zabieganych zwykłych zjadaczach chleba.


Jak się ma Londyn do starożytnego Babilonu, tablet do glinianej tabliczki, a Wall Street do bram Niniwy? Ano ma się, i to bardziej niż nam się wydaje. To właśnie w Mezopotamii – krainie w dorzeczu Tygrysu i Eufratu (obejmującej terytorium dzisiejszego Iraku, północnowschodniej Syrii i południowowschodniej Turcji) – narodziła się współczesna cywilizacja, a człowiek ze zdanego na własne siły nomada zmienił się w mieszczucha, w istotę społeczną. Dzięki temu zamiast zajmować się wyłącznie sprawą przetrwania, mógł zacząć inwestować w rozwój, a nawet w rozrywkę. Bezpieczny za murami pierwszych miast, puścił wodze wyobraźni i zaczął kombinować, jakby ułatwić sobie życie. Wynalazł pismo, pojazd kołowy, matematykę, podział godziny na 60 minut, oswoił zwierzęta, wymyślił handel międzynarodowy, urbanistykę, bibliotekę, medycynę, kanalizację oraz… piwo. Za te i wiele innych rzeczy powinniśmy podziękować starożytnym Sumerom, Asyryjczykom, Akadyjczykom i Babilończykom – mieszkańcom Mezopotamii, krainy wynalazców.

Największe wrażenie robią gliniane tabliczki gęsto pokryte pismem klinowym – zapisy urzędniczych powinności sprzed ponad 5000 lat. Znaki odciskano w wilgotnej glinie  trzcinowym rysikiem o przekroju trójkąta. Potem wystawiano je na słońce, aby stwardniały. Tabliczkę można było wykorzystywać wielokrotnie – wystarczyło ją zwilżyć, zagnieść i uformować na nowo. W ten sposób niezliczone zastępy mieszkańców Mezopotamii dostąpiły czegoś na kształt nieśmiertelności: zaganiany urzędnik nadzorujący budowę nowej świątyni, narzekający na opieszałość wypalaczy cegieł i hodowca bydła w dniu zawarcia interesu życia…

Miłym dla oka wynalazkiem tamtego okresu są pieczęcie cylindryczne – wałki z płaskorzeźbami, które ukazywały sceny z legend o bóstwach, dziejów władców albo codzienny trud zwykłych śmiertelników. Były wyznacznikiem statusu – ten, kto ich nie miał, nic nie znaczył. Mniej zamożni posługiwali się pieczęciami z kamienia. Bogacze nie schodzili poniżej lapis-lazuli, obsydianu, ametystu i innych kamieni szlachetnych. Pieczęcie służyły przede wszystkim do tego, co ich współczesne praprawnuki – potwierdzania własności, jako „podpis” na dokumentach i korespondencji albo „znak firmowy” na dobrach przeznaczonych do sprzedania. Ale, ale… gdzie współczesnej pieczątce do tych mezopotamskich dzieł sztuki? Z racji na wartość noszono je na szyi (zawsze pod ręką i z dala od zakusów złodziei), traktowano jak amulet zapewniający powodzenie. A gdy szczęśliwy właściciel wyzionął ducha, pieczęć składano do grobowca razem z nim.

Wraz z cywilizacją narodziła się potrzeba wyrafinowanego piękna, wygody i luksusu. Przykładem są tu fragmenty ozdób: płaskorzeźba z umierającym lwem z Pałacu w Niniwie (VII w. p.n.e.), monumentalna ceramiczna brama Isztar z Babilonu (VI w. p.n.e.) czy niesamowite mozaiki z podstaw kolumn sumeryjskich świątyń (XXVI w. p.n.e.). Najmożniejsi i najbardziej wpływowi nie szczędzili pieniędzy na coraz bardziej skomplikowaną biżuterię – najchętniej ze złota, lecz także z rozmaitych koralików, wypalanych z gliny bądź rzeźbionych w drogich kamieniach.

Znalezione w grobowcach diademy (noszone również przez płeć brzydką), naszyjniki, bransolety i kolczyki wciąż emanują elegancją. Są lekkie, kolorowe i zadziwiająco nowoczesne. Wielcy Mezopotamii, tak jak my, lubili się stroić, ale też… napić czegoś mocniejszego. Oczywiście w stosownej oprawie. Proszę tylko spojrzeć na złote naczynie do piwa, własność królowej Pu-abi z miasta Ur (XXVI w. p.n.e.). Najwyraźniej władczyni nie lubiła „fusów” (ówczesne piwo nie było zbyt klarowne) i, aby nie psuły jej przyjemności, poleciła wyposażyć naczynie w ustnik – coś na kształt słomki. W kipiącej od pomysłów i spragnionej wygody Mezopotamii nawet prozaiczna czynność, jak picie piwa, stawała się pretekstem do zmyślnych odkryć!

Tekst: Weronika Kowalkowska
Zdjęcia: Royal Ontario Museum, British Museum/Corbis, Alamy/Be&W, Corbis/Fotochannels
Wystawa „Mesopotamia: Inventing our world”, Toronto, Royal Ontario Museum, czynna do 5 stycznia 2014 r.

reklama