Karnawał w masce – historia balów maskowych

Kolekcje

Tylko wtedy zwykły kucharz mógł bezkarnie flirtować z królową, a hrabina z koniuszym. Wszystko dzięki masce. Kto ją zakładał, stawał się kimś innym. Zapraszamy na maskaradę!

reklama

Europa zawsze kochała przebieranki

Bale kostiumowe urządzano często i gęsto: z okazji turniejów, ważnych wydarzeń politycznych, świąt, ale i… dla kaprysu. Maria Antonina spędzała całe dnie wystylizowana na „pastereczkę”, zabawiając się w idyllicznej niby-wiosce w ogrodach Wersalu. Damy z przełomu XVIII i XIX wieku przebierały się za Rzymianki, ryzykując zdrowie w cieniusieńkich sukniach, a większa impreza za czasów królowej Wiktorii nie mogła obyć się bez „żywych obrazów” z udziałem przebranych aktorów lub co odważniejszych gości. Jednak żadna, nawet najbardziej wyrafinowana zabawa kostiumowa nie wzbudzała tylu emocji, co maskarada, czyli bal maskowy.

Historia balów maskowych

Moda przyszła z Wenecji. Maski dawały anonimowość, ta z kolei poczucie bezkarności, która pozwalała bimbać na konwenanse i podziały społeczne. W karnawale „świat stawał na głowie”. Można było do woli śmiać się, bawić i wyczyniać rzeczy, za które na co dzień trafiało się do lochu albo na stos. Kto zakładał maskę, przestawał być sobą – jego imię, płeć, status nie miały już znaczenia.

W XVI wieku maskarady stały się popularne w całej Europie. Organizowano je głównie w karnawale, ale i poza nim, na zmianę z balami kostiumowymi. Inwencja uczestników wydawała się nieograniczona. W uroczystym pochodzie z okazji ślubu Jana Zamoyskiego i Gryzeldy Batorówny w czerwcu 1583 roku wziął udział cały panteon rzymskich bóstw – w tym bogini Diana otoczona nimfami i chartami, w którą wcielił się… sam Stanisław Żółkiewski, na co dzień wąsaty hetman wielki koronny, sekretarz królewski, pogromca Tatarów i zdobywca Moskwy. Z kolei na Balu Żywodrzewnym, wydanym z okazji zaślubin francuskiego delfina z infantką Marią Teresą w lutym 1745 roku, przebrany za… ozdobnie przycięty krzew cisu król Ludwik XV zawarł bliską znajomość z przyszłą madame de Pompadour; zaś mała infantka (w stroju pastereczki) przetańczyła cały wieczór z zamaskowanym Hiszpanem, który okazał się kucharzem.

Oprócz ryzyka tanecznego mezaliansu na uczestników maskarad czyhały całkiem realne zagrożenia. Bal kostiumowy w Operze Sztokholmskiej (1792) kosztował życie Gustawa III, postrzelonego przez zamachowca, który rozpoznał króla pomimo maski i stroju a la van Dyck. Jeszcze gorzej skończył się Bal Gorejących (28 lutego 1398 roku), na którym król Francji Karol VI przebrał się, wraz z grupą przyjaciół, za „dzikusów”. Nasączone żywicą stroje zajęły się od pochodni – większość „dzikusów” spłonęła, a król przeżył cudem, ugaszony spódnicami rezolutnej księżnej de Berry.

> Organizujesz przyjęcie karnawałowe? Wypróbuj przepisy na przystawki i przekąski na przyjęcie karnawałowe <

Stroje karnawałowe – nimfy i kleopatry

O dobry kostium nie było łatwo. Projektowane przez nadwornych artystów przebrania kosztowały majątek, a ich przygotowanie zabierało wiele tygodni. W miarę jak moda na maskarady przenikała do niższych sfer, zaczęto korzystać z tańszych materiałów: papieru, kolorowych bibuł czy cekinów. W XIX wieku pojawiły się nawet wypożyczalnie kostiumów. Klientów nie brakowało – nie każdy mógł sobie pozwolić na kupno karnawałowej kreacji, ale tylko nędzarzy nie stać było na niską opłatę za wstęp na jeden z wielu publicznych balów.

Maskarady przestały być zarezerwowane dla arystokracji w 1715 roku, kiedy to w Operze Paryskiej zorganizowano pierwszą zabawę kostiumową otwartą dla publiczności. Potem podobne bale odbywały się dwa razy w tygodniu przez cały karnawał. Za przykładem Paryża poszła reszta stolic. W Polsce już w połowie XVIII stulecia warszawskie maskarady były tak popularną rozrywką, że karnawał okazał się za krótki! Organizowano je więc kilka razy w tygodniu, od października do wielkiego postu, z przerwą na adwent.

Maskarady przegrały z balami kostiumowymi dopiero w połowie XIX wieku. Era wiktoriańska ponad wszystko ceniła sobie przyzwoitość, więc gwarantujące anonimowość i skłaniające do wybryków maski nie były mile widziane. Ale ponieważ natura nie znosi próżni, ich brak zrekompensowano sobie rozbuchanymi stylizacjami. Ryciny z XIX-wiecznych żurnali nie pozostawiają żadnych wątpliwości – można było przebrać się dosłownie za wszystko (od abecadła, przez lilię wodną, po… światło elektryczne) pod warunkiem, że strój zbyt wiele nie odsłaniał i nie ukrywał tożsamości balowicza. I tak zasłanianie twarzy maską uchodziło za nieprzyzwoite, lecz już przebranie się za madame du Barry – córkę kucharki i mnicha, paryską kurtyzanę, a potem metresę Ludwika XV – nikogo nie szokowało.

Co ciekawe, kostium należało dopasować do karnacji. „Temperamentne” przebrania, takie jak „arabka” albo „Kleopatra”, zarezerwowane były dla brunetek o ciemnych oczach. Blondynki były skazane na postacie „eteryczne”: nimfy, motyle czy zorze poranne. Panie mogły przebrać się za mężczyznę i przy okazji pochwalić się nogami w obcisłych pończochach (choć taka stylizacja raczej „nie przeszłaby” na balu dla elit). Panom kiecek wkładać nie wypadało, chociaż odważni mogli zaryzykować krótkie bufiaste spodnie plus pończochę w stroju a la trubadur.

Maskarady wróciły do łask po I wojnie światowej. Wtedy także zapanowała dowolność w kwestii przebrań. Obsesja przyzwoitości ustąpiła apetytowi na dreszczyk emocji. Kostium miał zaskakiwać, olśniewać, szokować. Tylko entuzjazm jakby osłabł i mało komu chce się inwestować w zjawiskowy kostium. Dlatego wymyślanie tematu na współczesną karnawałową maskaradę to prawdziwa droga przez mękę. Po pierwsze – wszystko już było. A po drugie – trudno będzie przebić Stanisława Żółkiewskiego albo markizę Casati, ekscentryczną organizatorkę najbardziej „odjechanych” maskarad początku XX wieku – na jednej z nich goście witani byli przez nagich, pozłacanych (!) niewolników oraz markizę z gepardami u boku.

Pomysły na stroje karnawałowe – ściąga z historii:

Gdyby ktoś postanowił potraktować kwestię przebrania na tegoroczny karnawał równie poważnie, jak nasi przodkowie, może posiłkować się poniższą listą najpopularniejszych inspiracji.

Po pierwsze – maskaradowa klasyka z weneckiego karnawału

Maski: nieśmiertelne domino (zakrywające tylko okolice oczu, bez nosa), bauta (zasłaniająca twarz aż do brody, z wystającą górną „wargą” umożliwiającą picie i jedzenie) albo moretta (wyłącznie dla pań, owalna maska na całą twarz, bez otworu na usta). Do nich wkładano najczęściej długi płaszcz, kapelusz lub kaptur.

Komedia dell’arte

Na przebranie składał się nie tylko strój, ale także gesty i sposób zachowania. Najpopularniejsze to melancholijny pierrot (biały strój, biała czapka i pobielona twarz; kreza albo duży kołnierz), cyniczny arlekin (kolorowy strój zszyty z rombów, kreza i czarna maska) oraz zuchwała, bystra i rozflirtowana kolombina (różne stroje – od złachanego ubioru służącej po żeńską wersję kostiumów arlekina i pierrota).

Inspiracje geograficzne

Dziś wyjazd do Maroka to żaden wyczyn. Ale przed erą tanich lotów opowieści z dalekich podróży rozpalały wyobraźnię do białości. Dlatego chętnie przebierano się za „dzikich ludzi” (oczywiście bez golizny) lub przedstawicieli egzotycznych społeczności: Chińczyków, Maurów bądź Persów. Najwięcej emocji wzbudzały damskie stroje „tureckie” – omdlewające piękności z haremu w wiecznym dezabilu.

Inspiracje historyczne

Prym wiedli monarchowie – ci mityczni i realni. Kleopatry tańczyły z Ludwikami XIV, królowe Saby z Aleksandrami Wielkimi. Z kolei na dworach często wydawano bale tematyczne, mające „przywoływać złoty wiek królestwa”. Za przykład niechaj posłuży seria balów „w stylu Henryka IV Wielkiego”, zorganizowana przez Marię Antoninę. W XIX wieku karnawałowe triumfy święcił „strój w stylu trubadurów” – z bufiastymi rękawami, krezami lub sztywnymi koronkowymi kołnierzami i płaszczykiem. Romantyczna moda na średniowiecze wpuściła do sal balowych zastępy dam i rycerzy, Tristanów i Izold, Joann d’Arc itp. A moda na barok i rokoko – dwórki Marii Antoniny i wypudrowanych elegantów.

Inspiracje artystyczne

Wielcy portreciści także mieli sporo do powiedzenia w kwestii przebrań. Niekwestionowanym zwycięzcą w tej kategorii był van Dyck (1599-1641). Kostium w „stylu van Dycka” święcił triumfy przez cały wiek XIX. Składał się z wamsa (rodzaj wywatowanego kaftana) z wykładanym kołnierzem lub krezą, przylegających spodni do kolan oraz dużego kapelusza z piórami.

Przyroda stała się inspiracją kostiumów w czasach secesji

Kto chciał być modny, przebierał się za roślinę albo owada. W czołówce znajdowały się maki, słoneczniki, fiołki, Panie Wiosny, osy, sroki oraz motyle. Strój mógł być też komentarzem do wydarzeń politycznych (np. wysyp „Garibaldich” w nawiązaniu do zjednoczenia Włoch) albo najnowszych wynalazków (elektryczność, widokówka lub telegraf). Niektórzy nawiązywali do „wiedzy tajemnej” – na balach tańcowały nie tylko czarodziejki, ale też Wielkie Arkana tarota!

Tekst: Weronika Kowalkowska

Zdjęcia: Corbis/Fotochannels, „Od zmierzchu do świtu. Historia mody balowej”, Małgorzata Możdżyńska-Nawotka, Wyd. Dolnośląskie/zbiory Muzeum Narodowego we Wrocławiu/fot. Arkadiusz Podstawka, Getty Images/FPM, Alamy/Be&W, Shutterstock.com

Wykorzystano: „Od zmierzchu do świtu. Historia mody balowej”, Małgorzata Możdżyńska-Nawotka, Wyd. Dolnośląskie; „Infinite Variety”, Scot D. Ryersson & Michael Orlando Yaccarino, University of Minnesota Press; „Venetian Carnival: History and Traditions”, Antonio Guibelli and Fulvio Roiter, Cografa