Historia szkatułki na biżuterię

Kolekcje

Szkatułki, puzderka, skrzyneczki – oto miejsce biżuterii. Marii Antoninie potrzebna jednak była specjalna szafa. A Charlesowi Tiffany’emu starczyło niezwykłe kartonowe pudełeczko.

reklama

Historia szkatułki na biżuterię

Szkatuła była „czarna hebanowa, w złoto okuta, brylantami sadzana, w środku o trzech wyjmujących się wierzchem kondygnacjach, zielonym aksamitem wybitych”. Stała na granitowym podwyższeniu, na jedwabnej poduszce, przykryta błękitnym adamaszkiem. W środku skarby: oprawny w złoto zegarek królowej Marii Kazimiery, tabakierka z czarnego kryształu króla Augusta II, złoty łańcuch króla Jana Kazimierza, pierścień z diamentem Zygmunta Starego i wiele innych pamiątek po polskich królach. Szkatuła była ozdobą Świątyni Sybilli – pierwszego muzeum polskiej historii, które księżna Izabela Czartoryska ufundowała w 1801 roku.

> Zobacz też: Pomysł na prezent: najładniejsze stojaki i podstawki na biżuterię <

Pudło na klejnoty

ze Świątyni Sybilli było sporą skrzynką długości około 50 centymetrów. Przedmioty tych rozmiarów i większe służyły pierwotnie do przechowywania kosztowności. Cenne były nie tylko złoto i szlachetne kamienie, ale też inkunabuły i księgi, dokumenty i manuskrypty. Drewniane skrzynie, uzbrojone w przechodzący przez skoble gruby pręt zamykany na kłódkę, chroniły zawartość przed złodziejami. Z oczywistych powodów wykorzystywano je tam, gdzie były pieniądze. Stanowiły wyposażenie kościołów i ratuszy, składów celnych, a także domów cechowych.

Z czasem ich zabezpieczenia stawały się coraz to bardziej skomplikowane. Obok skobla z kłódką pojawiły się zamki. Wnętrza skrzyń wykładano gładką blachą, montowano uchwyty na łańcuchy, żeby skarb przyczepić do ściany. Na przełomie XV i XVI wieku przyszła z Norymbergi moda na skrzynie w całości z metalu. Wykonywał je kowal do spółki ze ślusarzem, a malarz nakładał zdobienia. Dostępu do wnętrza chronił często wieloryglowy zamek, a wejście do niego było starannie zamaskowane.

Puzderka i szkatułki na biżuterię

wywodzą się bezpośrednio od tych dużych pancernych skrzyń. Wykonywane na zamówienie przez rzemieślników i jubilerów stały w domach zamożnych kupców i arystokracji. To ich było stać na wspaniałe ozdoby. Do takich skarbczyków wkładano nie tylko biżuterię w rodzaju pierścieni czy kolii. Gdy Maria Józefa Saska, córka króla Augusta III, wychodziła za delfina Ludwika Ferdynanda Burbona, w posagu wniosła także szkatułkę na biżuterię. Były w niej oprócz wisiorów, pięknych guzów, broszy i innych tego typu ozdób również sprzączki do butów, kołnierzyki oraz bawet, czyli trójkątny kawałek tkaniny stanowiący element sukni.

Ogólnodostępna, masowo produkowana biżuteria pojawiła się w czasach rewolucji przemysłowej. Wraz z nią pudełeczka do jej przechowywania. Z drewna robiono puzderka o wnętrzu wyłożonym tkaniną, czasem tak niewielkie, że mieściły tylko jeden pierścionek. Kto miał więcej bibelotów, wybierał skrzynki większe, zaopatrzone w przegródki i szuflady, czasem lusterka, a nawet zegar. Wyglądem przypominały niewielkie komody, ale w najzamożniejszych domach można było znaleźć takie w pełnym wymiarze. Maria Antonina miała w swoich apartamentach wspaniale zdobioną porcelaną z Sèvres… szafę na biżuterię.

> PRZECZYTAJ TAKŻE: MINIATURY POD LUPĄ MALOWANE <

Do wyrobu skarbczyków i szkatułek oprócz porcelany wykorzystywano też szkło oraz metal. Odlewane i tłoczone z metalu pojemniczki szczególnie popularne były w początkach XX wieku, gdy triumfy święciła estetyka art nouveau. W angielskich domach za czasów królowej Wiktorii znaleźć można było tak zwane trinket boxes. Niewielkie puzderka mogły kryć nie tylko biżuterię, lecz także wszelkiego rodzaju skarby i znaleziska. Często miały charakterystyczną przykrywkę zdobioną figurką zwierzęcia lub człowieka.

Szczególnie fantazyjnym wymysłem były pudełka zaopatrzone w mechanizm grający. Pojawiły się z końcem XVIII wieku, a kupić je można do dziś. Wreszcie wielkie firmy jubilerskie zaproponowały swoim klientom szkatułki i pojemniczki specjalnie przystosowane do własnych wyrobów. Niezwykłym instynktem popisał się tu Charles Tiffany. Jego klienci otrzymywali zakupioną biżuterię w kartonowym pudełeczku o niezwykłym, turkusowym kolorze. Barwa ta, określana jako kolor jaja drozda, jest zastrzeżona, a samo puzderko to synonim luksusu. „Jednej tylko rzeczy kupić u Tiffany’ego nie możesz, bo on sam ci to musi dać – to jego błękitne pudełko” – na początku ubiegłego wieku za– notował nowojorski reporter.

Tekst: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: Bridgeman/Photopower, 1STDIBS.com, Onlinegaleries.com, Rosenthal, Rubylane.com, Antiques.com, Grzegorz Kumorowicz/ Archiwum Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie