Ponad 130 lat temu Wilhelm Bartelmann wyplótł pierwszy kosz plażowy. Wielkim fanem wynalazku był Tomasz Mann, który kupił go za pieniądze z Nagrody Nobla.
Fryderyk Franciszek I, z Bożej łaski książę Meklemburgii i Schwerinu etc. etc. miał wizję. Na swoich ziemiach postanowił założyć uzdrowisko. Zamożna szlachta jeździła wszak do Bad Pyrmont czy Karlsbadu, czemu nie miałaby trafić nad Bałtyk? Tak w każdym razie szeptał mu do ucha dr Gottlieb Vogel, lekarz przekonany o leczniczych właściwościach zimnych wód morskich i lokalnego klimatu.
Zapłodniony tą myślą Fryderyk skierował wzrok na Heiligendamm, dziś przedmieście większego Bad Doberan niedaleko Rostocku. Tu w 1793 roku powstał pawilon zdrojowy. Dla dobrej miary – i żeby przyciągnąć zamożną klientelę – książę postawił w okolicy jeszcze chiński pawilon, kasyno oraz tor wyścigów konnych. I chociaż Jane Austen miała wyszydzać pomysł „modnego kąpieliska w Meklemburgii” (takie mogły być tylko w Anglii), to goście tłumnie ruszyli nad Bałtyk.
{google_adsense}
Uzdrowisko w Heiligendamm dało początek wszystkim nadbałtyckim kąpieliskom. Rok po jego założeniu dr Vogel sformułował zasady „prawidłowego zażywania kąpieli”. Zalecał, by nie wskakiwać nagle do wody, nie pływać z pełnym żołądkiem i w chorobie. Celom leczniczym służyć miało też odpowiednie nastawienie kuracjusza – „pozbawione lęków i radosne”.
Sama kąpiel i plażowanie były oczywiście daleko odmienne od dzisiejszych standardów. Mężczyźni i kobiety kąpali się osobno, w specjalnie wydzielonych strefach. Stroje kąpielowe zakrywały niemal całe ciało. Dr Vogel zalecał kąpiele nago i do tego celu służyły specjalne wozy. Wtaczano je do wody, gdzie bezpieczny w czterech ścianach delikwent zanurzał się w morzu przez otwór wybity w podłodze.
Minęło jednak prawie sto lat, nim do zestawu nadmorskich imponderabiliów dołączył nieodmiennie dziś kojarzony z bałtyckim wybrzeżem wiklinowy kosz plażowy. Wynalazca jest znany. To Wilhelm Bartelmann, zamieszkały w Rostocku wytwórca wiklinowych koszy. Swój zakład otworzył dokładnie 7 października 1870 roku i niedługo potem przyznano mu tytuł dostawcy książęcego dworu.
Wiosną 1882 roku do drzwi zakładu zapukała pani Elfriede von Maltzahn. Poprosiła o wykonanie dla niej siedziska plażowego, które chroniłoby przed nadmiarem wiatru i słońca. Opalenizna, jak wiadomo, nie była w tamtych czasach pożądana. Wilhelm zainspirował się zwykłym koszem na bieliznę, z wikliny i trzciny stworzył plażowe siedzisko z daszkiem i chroniącymi od wiatru bokami. Pani von Maltzahn postawiła swój kosz na plaży w Warnemünde. Musiał budzić spore zainteresowanie, bo już rok później żona Bartelmanna, Elisabeth, otworzyła w tym samym miejscu wypożyczalnię koszy plażowych.
Pomysł Wilhelma de facto nie był nowy. Od XVI wieku znane były krzesła „strażnicze” zwane z francuska „guérite”. Były to wysokie, zamknięte z góry i boku konstrukcje służące właśnie strażnikom czy dozorcom. Solidna zabudowa chronić miała przed hulającymi po komnatach przeciągami. Uważano również, że poprawiała akustykę, a zatem ułatwiała strażnikowi pracę. Niektóre miały szufladę pod siedziskiem lub niewielką półeczkę służącą do postawienia latarni czy kaganka. Z czasem krzesła takie przestały być potrzebne, ale używały ich osoby starsze i inwalidzi.
Być może z tego właśnie względu Bartelmann nigdy nie uzyskał patentu na swe krzesło plażowe. Wynalazek szybko się rozprzestrzenił, różni wytwórcy zmieniali go i ulepszali. Budowano krzesła jedno- i dwuosobowe, montowano rozkładane stoliczki, odchylane siedzenia i dachy. Upowszechniły się dwa rodzaje plażowego kosza: oparty na prostych liniach, kanciasty kosz znad Morza Północnego i bardziej krągły i opływowy kosz bałtycki.
Przez ostatnie stulecie kosz plażowy stał się stałym i powszechnym elementem nadbałtyckiego krajobrazu. W Sopocie – znanym kurorcie – można było sobie taki wynająć na dowolny czas – od jednego dnia po cały sezon. Koszem zachwycał się Tomasz Mann, który za pieniądze z Nagrody Nobla kupił domek nad morzem. Plażowe wyposażenie nabył w Lubece i kazał przywieźć do wioski, robiąc tym samym niemałą furorę. „Jesteśmy jednymi z koszem plażowym, wszyscy inni wznoszą zamki z piasku” – notował. Kosz dawał mu schronienie na plaży, ale też zapewniał spokój w pracy twórczej, o czym również rozpisywał się w zachwytach.
Gdy w 2007 roku przywódcy państw grupy G8 spotkali się w Heiligendamm, miejscowe władze zamówiły specjalny kosz plażowy. Miał sześć metrów długości i pomieścił naraz wszystkich polityków, którzy chętnie pozowali do zdjęć w symbolicznym miejscu narodzin bałtyckiej tradycji kąpielowej.
tekst: Staszek Gieżyński
fot. Bertelsmann.com, 1stdibs.com, Bridgemanart/Photopower, Foka/Forum, Stefan Mol/Forum, Wikimedia, Shutterstock, materiały prasowe