Baranek z ciasta, masło w kwiaty, ser w kształcie jelenia – na wielkanocnym stole jedzenie musiało być nie tylko smaczne, ale i z pomysłem podane.
To było moje dzieło, moje, która nigdy nic podobnego nie robiłam, która miałam się za niepraktyczną gospodynię! – tak cieszyła się w pamiętniku Anna z Działyńskich Potocka. Sprawa była poważna: podczas wielkanocnych przygotowań udało jej się ulepić baranka na stół. Wykonanie dzieła poprzedziła studiami rysunków „różnych rasowych owiec”. Robótki ręczne musiały Annie sprawiać przyjemność – w przeciwnym razie użyłaby powszechnie stosowanej foremki do odciskania masła lub po prostu upiekłaby baranka z ciasta w formie. Już w XVII wieku Francuz Jean Le Laboureur notował o polskich zwyczajach: „Mają wszyscy tego dnia baranka święconego na stole, sucho pieczonego”.
Do święconki najczęściej trafiał baranek wyciśnięty w drewnianej foremce z masła. To nie był przypadek. Właśnie mijał czas Wielkiego Postu. Pisarz Kajetan Kraszewski wspominał, że jego matka „cały post pościła bez mięsa, we środy zaś, piątki i soboty bez masła”. Maślany baranek oznaczał, że kończy się czas wyrzeczeń.
Foremki tworzyli bednarze czy cieśle, ale także utalentowani pasterze. Najczęściej używali miękkiego drewna lipowego, brzozy czy topoli. Formy miały kształty prostokąta lub kwadratu, czasem miseczek albo kielichów. W środku rzeźbiono wzory: kwiatowe, geometryczne, zwierzęce. Rośliny bywały tak dokładnie odwzorowane, że można było rozpoznać gatunki. Z kolei zwierzęta mogły wskazywać na wyznanie kupującego. Katolicy brali masło zdobne w baranki, ewangelicy w orły, krowy czy gołębie.
Drewniana forma na masło spełniała dwa zadania – zastępowała wagę na jarmarku i kusiła potencjalnego nabywcę. Pięknie uformowane jedzenie mogło odgrywać jeszcze inną rolę. Wystarczy spojrzeć na sery wyrabiane na terenie Karpat. W Tatrach, Gorcach czy na Żywiecczyźnie pasterze formowali sery w wymyślne kształty. Najbardziej znany to ten wrzecionowaty, kojarzony z oscypkiem. Wyciskano go w drewnianych formach albo lepiono ręcznie, a następnie odciskano zdobienia. Taki dizajn był istotny, bowiem ser... zastępował pieniądze. W ten sposób baca rozliczał się z juhasami, szlachcicem we dworze, proboszczem na plebanii i regulował opłaty za dzierżawę hal. Były też foremki bardziej skomplikowane: w kształcie serca, jeleni, gołębi, kogutów, kaczek. Rzeźbili je bacowie podczas wypasów, najczęściej z drewna jaworowego.
„To baba rosła i bałam się, że się otrzęsie i opadnie!” – usprawiedliwiała się wspomniana wcześniej Anna Potocka, gdy mały Staś wtargnął z krzykiem do kuchni, a ona ze strachu zatkała mu buzię ręką. Nawet początkująca gospodyni dobrze wiedziała, że rosnącej babie przeszkadzać nie wolno: żadnych przeciągów, żadnych krzyków, żadnych kobiet w ciąży w okolicy, bo dziecko wysysa energię życiową i baba na pewno opadnie.
Koronny wypiek Wielkanocy, żółty od dziesiątek kurzych żółtek i szafranu, nie mógłby się oczywiście udać bez odpowiedniej formy. Stosowano różne: blaszane, mosiężne, kamionkowe, gliniane. Ważny był charakterystyczny stożkowaty kształt i to, by baba dobrze wyrosła. Zazwyczaj miały one po trzydzieści centymetrów wysokości, ale bywały także te „łokciowe” – wysokie na pół metra. Przy okazji świąt wypiekano również mniejsze ciasteczka w foremkach w kształcie kogutków, zajęcy, a nawet żab.
W otoczeniu pięknie uformowanego jedzenia można było zaczynać świętowanie. Choćby tak, jak opisała to we wspomnieniach z dzieciństwa Maria Dąbrowska. Rodzice dzielili się jajkiem, co było „przyjemne i zawstydzające”, a dzieci „zjadały na śniadanie każde wierzch swojej babki, przesycony słodkim lukrem i aż wilgotny”.
Tekst: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: E. Koprowski, K. Wodecka/Zbiory Państwowego Muzeum Etnograficznego, 1stdibs.com, East News, Bridgeman/Fotochannels, www.globalauctionguide.com, Marie Louvre/Wikipedia, Materiały Prasowe, Shutterstock
Korzystałem z: Małgorzata Jaszczołt „Z dobrym słowem na maśle. O estetyzacji masła i formach do masła”, Maja Łozińska „Historia polskiego smaku. Kuchnia, stół, obyczaje”.
reklama