Zmienia się świat, przemijają mody, ludzi fascynują coraz to nowe wynalazki, a guzik wciąż jest guzikiem. Całe pokolenia dzieciaków grywały w guziki, przesądni obywatele łapali się za nie na widok kominiarza, a okrzyk: „guzik dostaniesz!” od wieków można było usłyszeć na ulicach. Guziki fascynują, bo choć to przedmioty najzwyklejsze ze zwykłych, kryją w sobie tajemnice osób, które je nosiły. Ludzie tworzyli guziki, guziki tworzyły historię.
Oto przykład pierwszy z brzegu. Był 22 czerwca 1768 roku, wojska rosyjskie oblegały Kraków broniony przez konfederatów barskich. Wśród nich był Marcin Oracewicz, pasamonik i członek Bractwa Kurkowego. Widząc rosyjskiego oficera, wypalił do niego dwukrotnie – niestety bez skutku. Wtedy oderwał od żupana guz, nabił broń i oddał śmiertelny strzał. Ofiarą guzika imć Oracewicza był podpułkownik Bock, co potwierdzone zostało badaniami, gdyż w mogile poległych rosyjskich żołnierzy odnaleziono czaszkę z niezwyczajnie dużą raną nad lewym oczodołem. Historia z guzikiem przydarzyła się też Andrew Jacksonowi, siódmemu prezydentowi USA. Jego z kolei ów niewielki przedmiot uratował. Podczas pojedynku z pewnym plantatorem z Tennessee kula przeciwnika trafiła w duży srebrny guz i dzięki temu weszła w ciało powyżej serca.
Przepychanie, przekładanie
Trudno powiedzieć, kiedy guzikowa historia zaczęła się na dobre. Starożytni do spinania ubrań używali fibul. W średniowiecznej Europie królowały haftki, spinki i wstążki, ale już w angielskim poemacie „Piers Plowman” z XIV wieku pojawia się sformułowanie „botones ouer gylte”, czyli guziki pozłacane. Słowo „botones” (dziś button) ma najpewniej pochodzenie francuskie, od „bouton”, czyli przepychać. Można zatem przyjąć, że w owym czasie guziki już znano i używano. Zdobne i drogie przeznaczone były dla najzamożniejszych. Wyznaczały status społeczny i bardziej stanowiły ozdobę niż praktyczny przedmiot. Prosty lud oczywiście inspirował się tym, co zobaczył u możnowładców, więc guziki robili i zwykli krawcy. Nie było jednak mowy o srebrze czy złocie, przeważało drewno, kość czy sprytnie namotana kolorowa nitka. Przedmioty przybierały kształt zgoła nieguzikowy, bo czasem wyglądały jak kawałek patyka zatknięty za pętelkę. Taki patyk z dziurką – znany dziś z niektórych okryć zimowych, na przykład z popularnych budrysówek – jest być może pierwowzorem wszelkich guzików.
Przedmiot piekielny
Wśród szlachty i arystokracji królował jednak guz, i to guz strojny. Gdy w 1520 roku król Francji Franciszek I wybierał się na spotkanie z Henrykiem VIII Tudorem miał na sobie szatę ozdobioną ponad trzynastoma tysiącami guzów! Z kolei z inwentarza dobytku Marii Stuart dowiadujemy się, że miała czterysta guzików emaliowanych, każdy z rubinem pośrodku. Zbytkownymi ubiorami zainteresował się wkrótce Kościół, dając do zrozumienia, że przesada w guzikomanii wiedzie do piekła. Echem takiego myślenia jest tradycja amerykańskich amiszów, którzy guzików nie noszą. Uznają je za przejaw dumy i pychy.
Podejście to jest historycznie uzasadnione, bo strojny guz kosztował majątek. W Polsce przeciętny szlachcic miał z reguły komplet kilkunastu guzów, które przeszywał ze stroju letniego na zimowy. Ich wzór zależał od aktualnej mody. W XVII wieku obowiązywały guzy w kształcie owocu dzikiej róży. Zdobiono je metodą niello, która polegała na wcieraniu w żłobienia pasty ze srebra, miedzi, ołowiu i siarczków. Dawało to czarny lub granatowy rysunek. Guzy bywały również ażurowe – nazywano je wtedy „durch brecherowane”. Stosowano także granulację (zdobienie kuleczkami złota lub srebra). Jako że przedmioty takie były bardzo cenne, nasz szlachciura obok oryginału miał na podorędziu kopię, zrobioną z mosiądzu. Gdy wyruszał na wojnę, przeszywał na ubranie „tani odpowiednik”.
W połowie XVIII wieku rozwinęła się produkcja „zwykłych” guzów, bo pojawiły się specjalistyczne manufaktury. Produkowały one dwa rodzaje guzików (do dziś spotykane): z uszkami i z otworami. Te z uszami robiono z cyny czy ołowiu, choć najbardziej popularny był pewter, czyli stop cyny, antymonu i miedzi. Oprócz guzików z metalu, kości słoniowej czy rogu były też takie z materiału. Najpierw tkaninę naciągano na drewniane i kościane tarczki. Z czasem wzory stały się bardziej wymyślne, a materiał haftowano. Tarczki zastępowano wtedy drewnianymi lub metalowymi pierścieniami, dzięki czemu można było też na nich dziergać koronki.
Dla generała pozłacane
Guziki z materiału na metalowym kółku masowo zaczął produkować brytyjski wytwórca B. Saunders. Birmingham, gdzie pracował, było niekwestionowaną stolicą guzikarstwa. Już w 1689 roku robiono tam mosiężne guziki i przez następne trzysta lat ośrodek ten dostarczał najlepsze okazy. Innym znanym producentem był Boulton, który wprowadził na rynek guzy stalowe z fasetami. Około 1840 roku R. Prosser zaczął robić takie porcelanowe. Sława Birmingham była tak wielka, że reportaż z tego guzikowego pępka świata napisał sam Karol Dickens.
Z czasem w zakładach najistotniejsza stała się produkcja dla wojska. Gdy w XVIII wieku europejskie armie ujednolicały umundurowanie, pojawiły się guziki, które nie tylko spinały ubranie, ale też informowały, do jakiej jednostki należy żołnierz i jaki ma stopień. Jędrzej Kitowicz w „Opisie obyczajów” wymieniał przykłady. Oto generał-adjutant miał „guziki tombakowe pozłacane”, husarze „mosiężne pobielane”, a muzykanci „żółte mosiężne”. W „Gazecie Warszawskiej” z 1810 roku pojawiło się ogłoszenie „pięczętarza Munchheimera”, u którego „dostać można guzików do mundurów obywatelskich, oficerskich różnych z numerami, generalskich… za pomierną cenę”. Rodzina Munchheimerów była potentatem handlu wojskowymi guzikami w Warszawie w pierwszej połowie XIX wieku.
Banalny z pozoru guzik szybko stał się obiektem zainteresowania kolekcjonerów. Już w 1898 roku Waldemar Bagiński wydał broszurkę o polskich guzikach. „Zdawałoby się, że dzieciństwem jest zbierać guziki – do czego podobna kolekcya może służyć?” – zaczyna swój wywód. „Otóż obecnie chcemy wykazać, że i zbieranie guzików również przynosi pożytek, mianowicie jak danym razie, odtworzy część umundurowań byłych wojsk polskich”. Opinię, że zbieranie guzików jest pożyteczne, z pewnością i dziś podziela ogromna rzesza fascynatów tego prostego przedmiotu. Co prawda mówi się, że kto zbiera guziki, ten guzik ma, ale kolekcjonerzy odpowiadają na to jednogłośnie: guzik prawda!
ZDANIEM EKSPERTA
Jacek Rutkowski, Muzeum Guzików w Łowiczu
Nieprzypadkowo zająłem się kolekcjonowaniem guzików, moja rodzina posiada tradycje zarówno muzealne, jak i pasmanteryjne. Muzeum Guzików powstało w 1997 roku i ma w zbiorach ponad 3000 eksponatów, trzonem kolekcji są guziki należące do wybitnych postaci świata kultury, nauki, sportu, polityki. Trudno wskazać najcenniejsze zdobycze. Z pewnością należą do nich guziki Jana Pawła II, kardynała Stefana Wyszyńskiego czy generałów: Władysława Sikorskiego, Władysława Andersa i Tadeusza Kutrzeby. Najciekawsze historie opisaliśmy w książce „Ludzie i guziki”, która powinna ukazać się już w przyszłym roku. Zapisywanie dziejów za pomocą guzików nie jest proste, ale fascynujące. Wszystko zaczęło się od pięknej, kościanej spinki do koszuli należącej do Stanisław Ignacego Witkiewicza. Po odkręceniu górnej części spinki trafiliśmy na schowek z afrodyzjakiem, który z powodu przeterminowania stracił już swoją moc. Eksponat jest znacznie starszy niż dzieła mistrza, pochodzi bowiem z epoki Ludwika XV. Z kolei guzik Heleny Modrzejewskiej został odnaleziony przed laty w garażu – niegdyś powozowni ekskluzywnego Hotelu „Pollera” przy ul. Szpitalnej w Krakowie, w którym zaprzyjaźniona z właścicielami aktorka miała swój apartament.
Guzik to nie tylko przedmiot praktyczny czy cenna pamiątka, może także służyć do zabawy. Zaprzyjaźnione z Mu-zeum Guzików, działające w Wielkopolsce, Towarzystwo Miłośników Gier Guzikowych od lat organizuje Mistrzostwa Świata w Piłce Guzikowej. Emocje związane z tą ciekawą, ale mało znaną dyscypliną sportu niczym nie ustępują meczom piłkarskim rozgrywanym na dużych boiskach. Nasza guzikowa współpraca zaowocowała m.in. pierwszą samotną wyprawą guzika dookoła świata znaną jako Operacja Magellan. Wzięły w niej udział 42 osoby z 19 krajów. Od wielu lat datę 12 grudnia świętujemy jako Dzień Guzika. Zaproponowaliśmy ją, bo w handlu miarą guzików jest tuzin (dwanaście sztuk), wielokrotność tuzina to gross (12 x 12, czyli 144 sztuki), stąd data 12 grudnia. Warto też dodać, że patronem guzikarzy jest wszystkim znany św. Mikołaj z Mirry, którego dzień obchodzimy 6 grudnia.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Wykorzystano: Zajchowski Zbigniew, „Guziki herbowe, zamki i pałace…”, Elbląg 2008;
Boczkowski Wojciech et al, „Guziki: polskie guziki wojskowe od XVI do końca XX wieku: przewodnik dla kolekcjonerów” oraz informacje ze stron: www.buttonarium.eu, www.guzik.ocalicodzapomnienia.eu
Fotografie: Muzeum Guzików w Łowiczu/ www.mglowicz.republika.pl, Muzeum Teatralne, Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie/ fot. Rafał Celiński, Forum, East News, EK Pictures, Fotochannels, Shutterstock.com