Powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce” nie zawsze ma sens. Szczególnie jeśli leży przed nami średniowieczny starodruk.
Book of Kells, dzieło celtyckich mnichów z około 800 roku, choć powstało w mrocznych czasach, jest wspaniałe! Kolorowe jak perski ptak, a zawiera po prostu cztery ewangelie. Książce poświęcono nawet osobne muzeum w dublińskim Trinity College. Dowiemy się w nim, w jaki sposób przygotowano pióra do pisania, barwniki, jak powstawały ilustracje, rzędy liter. I zobaczymy film-rekonstrukcję o oprawianiu dzieła: w kadrze tylko dłonie, które niespiesznie, ale dokładnie przycinają skórę, rozrabiają klej, podklejają, potem okładka trafia w imadło, zszywany jest grzbiet i oprawa. Słowem, kunszt rzemiosła najwyższej próby sprzed 1200 lat.
W jedwabiu o miłości
Książki nie zawsze miały kartki zabezpieczone okładkami. Przez długi czas były glinianymi czy kościanymi tabliczkami, a z lżejszych materiałów do pisania przydawał się papirus czy pergamin zwijane w rulon. Egipska Księga Umarłych, dziś w zbiorach Muzeum Brytyjskiego, ma 37 metrów długości! Przez setki lat ludzkość zwijała i rozwijała, aby cokolwiek przeczytać, nie narzekając na niewygodę. Tak było do około III wieku, kiedy w Egipcie mnisi koptyjscy wpadli na pewien pomysł. Swoje kodeksy spisywali na kartkach i, aby się nie pogubiły, zszywali je i wkładali pomiędzy obciągane skórą deseczki. Te najcenniejsze przechowywane są w Muzeum Koptyjskim w Kairze.
Książki z kartkami spodobały się europejskim mnichom, a na okładkach pojawiły się srebrne i złote blachy, orientalne tkaniny, szylkret czy szlachetne kamienie. Rolę security pełnił solidny łańcuch, który na stałe przytwierdzał dzieło do solidnego blatu. Mniej łańcuchów używali Arabowie czy Persowie. I to z kilku powodów. Wtedy gdy u nas powstawały opasłe kościelne księgi, które czytało niewielu, tam triumfy święciła literatura świecka. Elegancko oprawione na przykład poezje miłosne przekazywano na dworach z rąk do rąk, prawie do zaczytania. Okładki bywały kunsztowne: ze skóry, misternie wycinane jak koronka albo z haftowanego złotą nitką jedwabiu.
Europejskie książki zmieniły się około XV wieku, kiedy mnisi zrezygnowali z monopolu, a mozolną robotą zajęli się świeccy rzemieślnicy. Klientów mieli nie tylko w klasztorach, ale też wśród zamożnych ludzi. A tym marzyły się księgozbiory wyjątkowe – zaczęli decydować, w jaki sposób mają być oprawione. Wybierali rodzaj i kolor skóry, formy zdobienia. Na okładkach obok odciskanych ornamentów pojawiały się herby właścicieli. Dziś książki z tak oznakowanych kolekcji są rarytasami na aukcjach, na przykład te z herbem Sulima, które należały do księgozbioru Erazma Ciołka, biskupa płockiego z początku XVI wieku i wielkiego bibliofila. Albo ze zbiorów Zygmunta Augusta. Zwyczajne, masowo drukowane teologiczne dziełko, ale w oprawie z ekslibrisem króla jest warte 200-300 razy więcej. Złotniczym klejnotem jest XVI-wieczna tzw. Srebrna Biblioteka księcia Albrechta Pruskiego. Zachowało się z niej kilkanaście egzemplarzy. Wszystkie, na życzenie jego żony, oprawione w srebrne blachy, z rytowaną dekoracją i zdobnymi medalionami.
Astronomiczna kradzież
Zdarza się nieraz, że miłość do książek stoi ponad prawem. Co cenniejsze egzemplarze ginęły od wieków w różnych okolicznościach, a wśród sprawców były również znamienite nazwiska. Bezpowrotnie książki „pożyczał” hrabia Józef Maksymilian Ossoliński, prozaik, historyk literatury i erudyta. W podobny sposób swoją bibliotekę kompletował biskup kijowski Józef Andrzej Załuski czy współtwórca Konstytucji 3 maja Tadeusz Czacki. Panom się jakoś upiekło. Nie upiekło się zaś w 2006 roku pewnemu profesorowi mediewiście, który wynosił książki z Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Zanim został złapany, zniknęło ponad 70 starodruków!
Jeszcze lepsza jest historia astronomicznej, można by powiedzieć, kradzieży. Oto w połowie listopada 1989 roku w bibliotece PAN-u w Krako- wie pojawił się mężczyzna z płaszczem przewieszonym przez ramię i wypożyczył pierwsze wydanie (z 1543 roku) „O obrotach sfer niebieskich” Mikołaja Kopernika. Usiadł w przedostatnim rzędzie i za- czął książkę oglądać. Po jakimś czasie zapytał bibliotekarkę, gdzie jest toaleta, i wyszedł z sali, zostawiając płaszcz na krześle i książkę na stole. Przynajmniej tak to wyglądało z daleka. Niestety, po dziele Kopernika została tylko okładka. Złodziej poświęcił ją, aby ukraść środek! Policja odnalazła Adama Z. w Stanach Zjednoczonych. W Polsce nie był od dawna, pracował w cyrku Arlekin i właśnie zgłosił na policji kradzież dokumentów. Ciekawe, że w tym samym czasie starodruki „O obrotach sfer niebieskich” zniknęły, tym razem z okładkami, z bibliotek w Kijowie, Brnie, Sankt Petersburgu.
Ale i same okładki też mogą kryć wielkie niespodzianki. Tak było na przykład z Kazaniami Świętokrzyskimi, które pocięte na drobne paseczki znale- ziono w okładce księgi z XV wieku. Niejedne dzieła zapewne czekają wciąż na odkrycie.
Dziś książki oprawia się zwyczajnie. Tytuł, autor i ilustracja, która sugeruje, co znajdziemy w środku, to wynalazek XIX-wieczny. Coraz częściej czytamy na smartfonie, iPadzie i Kindle’u, wieszcząc upadek druku. Chyba jednak przedwcześnie. Szelest papierowych kartek wiele osób kręci bardziej niż przesuwanie palcem po ekranie.
Urszula Kurtiak, współwłaścicielka koszalińskiego wydawnictwa artystycznego Kurtiak i Ley
Książki artystyczne to edytorskie dzieła sztuki. Robione są ręcznie, zazwyczaj w niewielkiej liczbie egzemplarzy. Każdy detal ma tutaj znaczenie. Na przykład „Różowa magia” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej nie jest oprawiona w skórę, bo poetka była wegetarianką, tylko w jedwab, a czerpany papier, na którym jest drukowana, pachnie różami. Nakład wynosi 525 numerowanych egzemplarzy. Jeszcze mniej, bo tylko 5 sztuk, wydaliśmy „Romea i Julii”. Było to z okazji urodzin Adama Hanuszkiewicza. Na stronie tytułowej znalazły się autografy aktorów, którzy grali w wystawianej wtedy sztuce Szekspira. A ostatnio zgłosił się do nas pan, który chce wydać książkę napisaną przez córkę. Tylko trzy egzemplarze: jeden dla niej, dwa do biblioteki. Przygotowanie tego niezwykłego prezentu zajmie nam około trzech tygodni, cena to mniej więcej 5000 zł. Niedawno wydaliśmy „Kobietę metamuzyczną” Artura Cieślara. 48 książek i każda z inną okładką. Można u nas znaleźć bibliofilskie wydania popularnych dzieł, chociażby Sienkiewicza czy Wyspiańskiego.
Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Biblioteka Elbląska, Walters Art Museum, Wikimedia, Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley
więcej o wydawnictwie artystycznym: www.kurtiak-ley.pl
reklama