Gołą ręką można było brać w demokratycznych czasach nawet kotlet z półmiska, nawet guwernantkę można było uszczypnąć gołą ręką, ale z cukrem nikt czynić tego nie śmiał – pisał o dawnych zwyczajach Kornel Makuszyński w „Kartkach z Kalendarza”. Cukier był skarbem strzeżonym pilnie także w zamożnych domach.
Stoły u bogaczy
Na co dzień trzymano go w apteczce, razem z ziołami i wszelkiej maści nalewkami. Mówiono na niego „kanar”, bo pochodził zazwyczaj z Wysp Kanaryjskich i był horrendalnie drogi. Rafinat wytwarzano z trzciny cukrowej. Dopiero w latach 40. XIX wieku ruszyła produkcja cukru z buraka. Nic dziwnego zatem, że ten smakołyk na stół trafiał tylko z okazji towarzyskich spotkań przy herbacie. A i tam nie zawsze był bezpieczny, bo jak zauważa Makuszyński: „czasem się zdarzało, że gość ukradł srebrną cukiernicę, nie dla srebra, oczywiście! Tylko, by dostać się do cukru”.
Przez wieki był więc cenniejszy niż złoto i dlatego zasłużył na stosowną oprawę. Na stołach bogaczy cukier pojawiał się w dwóch formach: w kawałkach oraz utłuczony na miałko. Ten pierwszy podawano w prostych, ceramicznych naczyniach przypominających wazki. Drugi trzymano w czymś na kształt dzisiejszych solniczek. Były wysmukłe, tralkowe, zwieńczone ażurową nakrywką. Służyły zwykle do posypywania cukrem owoców, choć popularne było też picie słodzonego wina, a miał lepiej rozpuszczał się w płynie niż krystaliczna grudka.
Przełom nastąpił, gdy na stoły zamożnych trafił serwis, czyli, jak pisał Jędrzej Kitowicz w „Opisie obyczajów”, „machina srebrna, na łokieć wysoka, na trzy ćwierci łokcia szeroka z czterech balasów prostych lub wyginanych”. Na niej znajdował się kosz lub nawa na owoce, powyżej zaś zdobna kopuła albo figurka, na przykład orła.
Krótko mówiąc, była to potężna konstrukcja, która po pierwsze zdobiła stół, po drugie służyła do trzymania niezbędnych biesiadnikom dodatków. Bo poniżej kosza znajdowały się małe bańki „z nakrywadłem, srebrne albo kryształowe srebrem obwiedzione” do „octu, oliwy, cukru na mąkę stłuczonego i musztardy”. Jako że owa praktyczna dekoracja nie zawsze spełniała swą rolę, zdarzało się, że „cukier na talarzu bez ceremonii przyniesiono”. Z czasem serwisy stawały się mniejsze i bardziej praktyczne. Naczynia na cukier – srebrne, szklane lub porcelanowe – były jednak ciągle przedmiotami tylko praktycznymi. Aż do chwili, gdy popularne stało się popijanie kawy i herbaty.
W komplecie z herbatą
Gdy w Europie rozpowszechniła się porcelana, trudno było znaleźć mieszczański dom, w którym zabrakłoby naczyń do herbaty. Najpopularniejsze były dwa komplety: tête-à-tête oraz solitaire. Ten pierwszy przeznaczony dla dwóch osób, drugi zaś do delektowania się naparem w samotności.
W skład każdego wchodził dzbanuszek, filiżanki (jedna lub dwie), mlecznik oraz cukiernica: proste, z reguły owalne naczynie z przykrywką. Zdobiono je wedle aktualnej mody – ornamentami roślinnymi, scenami rodzajowymi albo widoczkami. Wspólnym elementem serwisu były uchwyty na przykrywkach cukiernicy i czajniczka, często w formie roślin, na przykład kwiatu goździka czy karczocha.
W neoklasycyzmie naczynia na cukier miały kształt urn, zaś wpływ neogotyku sprawił, że herbaciane i kawowe serwisy zdobiono na przykład zarysem gotyckich okien. Cukiernice pojawiały się także poza serwisami, ale wtedy na ogół w parze ze zdobną puszką do herbaty, dla której także znajdowano miejsce na stole. Zdobienia bywały stylizowane na orientalne, jako że ze wschodu właśnie przywieziono herbatę.
Zamykane na kluczyk
Cukiernice jako samodzielny przedmiot użytkowy pojawiły się w XVIII wieku. Najczęściej ze srebra, czasem złocone, później platerowane. Miały owalny, pękaty kształt, sadzano je na czterech nóżkach i zdobiono rokokowymi motywami. Taka owalna forma zachowała się jeszcze do lat 80. XIX stulecia, jednak ornamenty były już skromniejsze. Często dekoracyjne pozostawały tylko nóżki, przybierające kształt liści akantu. Inny popularny model to cukiernica w kształcie sześcianu, złocona od wewnątrz.
Czasem zachowywano „czystą formę”, kiedy indziej pokrywano skrzyneczki motywami roślinnymi, na wieczku zaś kładziono fikuśne sterczynki, które również pełniły rolę uchwytów. Cukiernice skrzynkowe przeszły przez cały XIX wiek ciekawą metamorfozę. Około roku 1800 miały lekko wypukłe wieczko, bez ornamentów. Potem do łask doszły szkatuły ze ściętymi narożami, dekorowane roślinnym fryzem. Wieko i boki zdobiły odbijane ze sztancy srebrne plakiety z motywami kwiatowymi, rogami obfitości i wieńcami.
Gdzieś w połowie wieku nastąpił powrót do form wybrzuszonych, bardzo bogatych, ze sterczynami na wieczkach w kształcie kwiatów, owoców i zwierząt. Jednocześnie popularne były proste lub lekko wklęsłe ścianki oraz skromny grawerunek. Nóżki miały kształt kulek, a uchwyt przy krawędzi wieczka także zrobiony był z kuleczek. Przedmioty takie robił w Warszawie najsłynniejszy bodaj polski złotnik – Karol Filip Malcz. Jego naczynia miały proste ściany o ściętych narożach i płaskim wieczku. Ich nóżki przypominały uskrzydlone łapki i kopytka.
Przedmioty sygnował znakiem kotwicy w owalu. Nieodzownym elementem każdej cukiernicy było niewielkie zamknięcie na kluczyk. Jego użyteczność wyjaśnił nam już Kornel Makuszyński, dodając przy okazji, że „uczciwa kucharka, choćby nigdy nie tknęła pieniędzy, zawsze kradnie cukier”. Zameczki z ozdobnymi szyldzikami zniknęły z cukiernic dopiero u schyłku XIX wieku.
Na poprawę humoru
O tym, jak ważnym elementem kultury materialnej stało się naczynie na cukier, świadczą choćby katalogi producentów. Wytwórnia Frageta reklamowała się, że w sklepach swych posiada „szufelki do cukru, cążki do cukru, cukiernice skrzynkowe, wazki i koszyki do cukru”. Te ostatnie zyskały popularność u schyłku XIX stulecia, gdy rozpowszechnił się cukier miałki. W metalowym koszyku umieszczano szklaną lub kryształową miseczkę, do niej sypano rafinat. Cukiernice stały się rodzinnymi skarbami, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie; chętnie dawano je w prezencie, zawłaszcza ślubnym.
Wraz z nadejściem XX wieku pojawiły się cukiernice secesyjne, dekorowane motywami roślinnymi. Gdy królowało art déco, uproszczono ornament i większą uwagę przywiązywano do samej formy. Cukiernice przybierały wymyślne kształty inspirowane geometrycznymi figurami czy ludowymi motywami. A potem przyszła wojna i jak pisał Makuszyński: „(ludzie) robili gorzkie dowcipy, gryźli siebie i innych, mieli fałszywe orientacje polityczne i czegoś im ciągle było brak. Cukru oczywiście!”.
Dlatego postąpmy, jak doradzał pisarz: jedzmy cukier na poprawę humoru, a przede wszystkim sprawmy sobie piękną cukiernicę. Na wszelki wypadek taką zamykaną na kluczyk. Kto wie, czy w domu nie czai się jakiś łasuch.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Wykrzystano: Barbara Banaś i inni, „Poradnik polskiego kolekcjonera”, Kraków 2003;
Michał Grabowski „Rozwój formy XIX w. polskich srebrnych cukiernic”, Art & Business nr 12/1993;
Teresa Jabłońska, „Dawne zastawy stołowe”, Warszawa 2008;
Kornel Makuszyński, „Kartki z kalendarza”, Kraków 1985
Fotografie: katalogi aukcyjne, Muzeum Południowego Podlasia/www.muzeumbiala.pl, Bulls Press Media, EK Pictures, Forum
reklama