Najlepiej odwiedzać góry jesienią. Co do tego zgodni są maniacy górskiego łazikowania (nie mylić ze wspinaczką wyczynową) oraz… artyści. Malarze odkryli wysokogórskie plenery stosunkowo niedawno – mniej więcej sto lat temu.
Odkrycie pleneru
Polska sztuka przez stulecie wlekła się w ogonie. Do połowy XIX wieku studenci rodzimych uczelni kopiowali krajobrazy z wzorników. Na ostatnim roku dostępowali łaski malowania widoków według… pejzaży holenderskich. Dopiero niejaki Jan Piwarski, profesor warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, wprowadził do programu zajęcia pod gołym niebem, zwane plenerowymi seminariami. Było to w połowie XIX stulecia. Zaszczepił w podopiecznych zainteresowanie naturą poznawaną w trakcie zbiorowych pieszych wędrówek. Młodzi adepci SSP początkowo penetrowali okolice Warszawy; z czasem zapuszczali się w odleglejsze rejony, aż po Opatów, Ojców, Włocławek, Płock.
Uformowała się grupa piechurów, przemierzających kraj od Mazowsza i Kujaw po okolice Wilna. W skład turystyczno-artystycznej formacji wchodzili najzdolniejsi absolwenci szkoły: Gerson, Kostrzewski, Szermentowski, Pillati. Im zawdzięczamy narodziny polskiego malarstwa plenerowego. Wprowadzili wiele nowatorskich koncepcji. Po pierwsze, starali się uchwycić najbardziej typowe cechy naszego krajobrazu; oddać lokalny koloryt, charakter, nastrój. Po drugie, często okraszali widoki scenkami rodzajowymi z udziałem ludu – co dawało okazję do etnograficznych studiów, zwłaszcza do obserwacji regionalnych strojów.
Z dala od zła
Ale prawdziwy boom na „dziewicze” krajobrazy zaczął się pół wieku później. Tamten przełomowy czas sprzyjał kasandrycznym przepowiedniom i katastroficznym nastrojom. Siedliskiem zła wydawało się miasto, skażone cywilizacją, przemysłem i kapitalistycznym wyzyskiem. Co wrażliwsi szukali azylu z dala od zgiełku. Nastała wtedy moda na kolonie artystyczne, organizowane w ustronnych miejscach, gdzie zachowała się nieskalana przez człowieka przyroda. Niektórzy wyjeżdżali na długie miesiące, nawet lata.
Mniej absorbujące czasowo były plenery malarskie, zazwyczaj urządzane latem. Poza potrzebą izolacji od miejskich tłumów założyciele i uczestnicy artystycznych spędów szukali w „dzikim” pejzażu malarskich inspiracji. Dla młodopolskich twórców takimi idealnymi zakątkami stały się podkrakowskie Bronowice, Podhale i Kresy.
Życie wśród górali
Ten ostatni kierunek odpowiadał szczególnie artystom wywodzącym się ze środowiska lwowskiego. Natchnienie dawała im Huculszczyzna, którą odkrywali w pojedynkę bądź grupami. Zimą na przełomie 1904 i 1905 roku do Tatarowa nad Prutem wyruszyło trio pochodzące ze Lwowa. Równolatkowie – Władysław Jarocki, Kazimierz Sichulski i Fryderyk Pautsch – uformowali zespół „huculistów”, zwanych też „Hucułami”. Wyjechali w Karpaty, by malować krajobrazy oraz pozujących do obrazów za niewielką opłatą górali. Pierwszy pobyt trwał pół roku. To była egzotyczna przygoda!
Trzech zuchów zamieszkało w niedostępnej leśniczówce otoczonej dziewiczymi lasami. Dookoła ciągnęły się połoniny z rzadko porozrzucanymi huculskimi gazdostwami. W maju artyści wyprawili się w doliny wraz z pędzącymi owce i przez dwa miesiące obozowali w szałasie. Traperskie warunki nie zraziły ich. Przeciwnie, kilkakrotnie wracali na Kresy, za każdym razem przywożąc obfite artystyczne plony.
Ci, którzy sławili Tatry
Niemal w tym samym czasie nastała moda na Zakopane. Ongiś biedna wieś, dziś – królestwo snobów. Od początku XX wieku – raj dla awangardowych artystów. Miłością do Tatr zapałali wspomniany już Gerson, Wyczółkowski, Witkiewicz ojciec, Kasprowicz, Axentowicz, Fałat. Z czasem odwiedzanie Tatr przybrało formę mody. Twórcy różnych dyscyplin spędzali wakacje u stóp Giewontu bądź osiadali tam na stałe. Właśnie im Zakopane i okolice zawdzięczają zawrotną karierę. Zamienili je w intelektualny tygiel i poligon sportowych wyczynów. Bo to właśnie tam odbywały się próbne loty samolotowe i rajdy samochodowe.
Lista fanów Zakopanego roi się od wielkich nazwisk: Michał Choromański, Jarosław Iwaszkiewicz, Kornel Makuszyński – pisarze; Karol Szymanowski – kompozytor; Leon Chwistek, Zofia i Karol Stryjeńscy, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Rafał Malczewski, syn Jacka, Władysław Skoczylas, Tadeusz Kulisiewicz – artyści, projektanci, architekci. Co nam zostało z tamtej manii?
Nie tylko pejzaże górskie, także podobizny tamtejszych mieszkańców. Niestety, pionierskie kiedyś widoki niedostępnej, nieuładzonej przyrody oraz przyciągające uwagę portrety góralskich typów z biegiem lat przeobraziły się w sztampę. Dzieła wybitnych twórców, powielane w tysięcznych wersjach przez mniej utalentowanych artystów, straciły świeżość, pazur i kreatywne walory. W tej popularnej wersji można je kupić w sklepach pamiątkarskich lub na targach.
Odradzam – bo na aukcjach pojawiają się stosunkowo niedrogie oryginały sprzed półwiecza albo nawet starsze. Kto chce wybrać się w góry tropami wybitnych pędzli, niech poszuka motywów pod młotkiem.
Tekst: Monika Małkowska
Fotografie: katalogi aukcyjne
reklama