Beata Będkowska lubi obserwować ludzi. Dyskretnie wyszukuje na ulicach tych zapatrzonych, zamyślonych, sięga po aparat, robi zdjęcia, a potem maluje.
– Piętnaście osób nie zauważy w zwyczajnych scenkach nic ciekawego, a dla mnie to gotowy materiał malarski – opowiada artystka. Interesują ją relacje i uczucia. Na obrazach sylwetki, w tle pejzaże i aura delikatnej nostalgii.
Śmieje się, że gdyby ktoś chciał powiesić jej obraz do góry nogami, nie miałaby z tym problemu. To nawet lepiej, bo znaczy, że oglądający będzie miał swój wkład w dzieło. Czasem dla zabawy fotografuje na tle tych swoich płócien pęczki szparagów i bakłażany. Kuchenne skojarzenia są ważne, bo malarka uwielbia gotować. Jej pracownia znajduje się… w kuchni. Tu gotowanie i malowanie mieszają się ze sobą. – Trochę bałaganię – przyznaje Beata. – I często zamieniam pędzle oraz farby na kuchenne narzędzia. Robi dużo warzyw, makarony, zapiekanki. Popisowe danie: kurczak z sherry. Ma też słabość do bakłażanów, ze względu na ich kolor.
Kiedy tylko może, podróżuje na południe Europy. Choć skończyła krakowską ASP, studiowała też w Barcelonie i we Francji. – Uwielbiam te miejsca, tam ludzie celebrują życie – opowiada. Gdy jest w Polsce, tęskni. Zwłaszcza za morzem, w którym fascynuje ją połączenie siły i spokoju. Nic dziwnego, że wielki błękit często trafia na jej obrazy. Malarka żartuje, że ma zawodowe ADHD. Jest wykładowcą, maluje, gotuje, wychowuje dwójkę dzieci. – Staram się nad tym zapanować, mieć czas na wszystko – opowiada. Plany: otworzyć galerię. Oczywiście nad morzem i oczywiście połączoną z restauracją.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: archiwum malarki
Kontakt z artystką: www.bedkowska.com
Obrazy Beaty Będkowskiej można zobaczyć w dolnym Pałacu Sztuki w Krakowie, do 27 Stycznia.