Góry tak samo fascynowały poszukiwaczy przygód, jak i artystów. Ale potrzeba było czasu, żeby przyszła moda na górskie pejzaże.
I cóż te Tatry mają tak cudownie przyciągającego do siebie, że się za niemi tęskni, jakby za ukochaną osobą? – pytał w 1870 roku Walery Eljasz-Radzikowski. Był malarzem i miłośnikiem gór, a sprawę tat- rzańskich zauroczeń rozpatrywał na kartach pierwszego wydania swojego „Ilustrowanego przewodnika do Tatr, Pienin i Szczawnicy”. Szybko udzielił też odpowiedzi: „piękność natury”, przyjaźni górale oraz „siła odżywcza wiecznie świeżej, młodej przyrody”. Fenomen tatrzańskiej turystyki zilustrował trzy lata później Aleksander Kotsis. Jego „Wycieczka w Tatry” przedstawia dwie turystki w Dolinie Pięciu Stawów Polskich i górala objaś-niającego krajobraz. Inny niesie z szałasu miskę z żętycą, a daleko w tle siedzi „chłop pod torbę”, czyli tragarz. To pierwsze malarskie wyobrażenie turystów na tatrzańskich szlakach, ale też znak, że góry fascynowały zarówno poszukiwaczy przygód, jak i artystów.
Jak słupy soli
Tatry trafiły do malarstwa dość późno. Parafrazując Oscara Wilde’a, nie zostały przez malarzy odkryte, ale po prostu je zauważono. Od wieków mieszkańcy nizin góry traktowali nieufnie. Jakub Sobieski, ojciec króla Jana, pielgrzymując w 1611 roku do Composteli przez Pireneje, pisał, że „góry takie kamienne, aż się splunąć chce”. Dla podziwiania widoków nikt się na szczyty nie zapuszczał. Nie oznacza to jednak, że gór nie malowano. Prawdopodobnie najstarsze wizerunki Tatr zobaczymy w kościołach na Spiszu: w Lewoczy i Trybszu. W tym drugim jest pochodzący z 1647 roku obraz przedstawiający Wniebowzięcie i Sąd Ostateczny na tle masywów podobnych do Płaczliwej Skały, Hawrania i Lodowego Szczytu. Tatrzańskie panoramy zaczęły powstawać później, gdy w góry wyruszyli geografowie i geolodzy. Stąd też zachowały się XVIII-wieczne przedstawienia autorstwa Georga Buchholtza Młodszego czy angielskiego podróżnika Roberta Townsona. W 1815 roku widok szczytów umieścił w swoim „O ziemiorództwie Karpat…” Stanisław Staszic. Była to rycina na podstawie rysunku Zygmunta Vogla, a Karpaty przypominały raczej słupy soli. Taka maniera, być może echo niemieckiej poezji, w której alpejskie szczyty porównywano do cukrowych głów. Minęło kilka lat, nim pojawiło się tatrzańskie malarstwo z prawdziwego zdarzenia.
We wsi rozległej
Pionierem nowej tematyki był Jan Nepomucen Głowacki, który w 1836 roku namalował „Widok Karpat z Poronina”. Głowacki, artysta znakomicie wykształcony, wyćwiczył się w malowaniu alpejskich widoków. Trafił w Tatry jako wytrawny twórca „krajowidoków”, jak podówczas nazywano pejzaże. Artysta zachwycił się Morskim Okiem, które przedstawił na dwóch obrazach. Potem powracał w Tatry każdego lata. Wiadomo, że w 1839 roku mieszkał kilka tygodni w kościeliskiej karczmie. Wkrótce zyskał sobie pozycję pierwszego polskiego malarza Tatr i, jak się zdaje, niechętnie dzielił się ulubionym tematem z innymi – ze wszystkich uczniów krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych w góry zabierał tylko jednego: Aleksandra Płonczyńskiego. Czas spędzał zresztą nie tylko na malowaniu. Jenerałowa Łucja z Giedroyciów Rautenstrauchowa wspominała, jak Głowacki oprowadzał jej towarzystwo „po tych tajemnych, miłosnych, jeszcze mniej przeczuwanych jaskiniach Kościeliskich”. Co to właściwie znaczy, trudno dociec, ale najwyraźniej wycieczka była udana.
Tymczasem Tatry stawały się coraz bardziej popularne. Do Zakopanego przybywali turyści, ale też ludzie sztuki. Gdy w 1862 roku w góry trafił pewien inżynier, Kazimierz Łapczyński, swoje spostrzeżenia ujął tak: „Wszędzie znajdowałem malarzy, turystów, chorych pijących żętycę”. Zakopane, które wspomniany wcześniej Walery Eljasz nazywał „wsią rozległą”, przyciągało coraz więcej ludzi. Zgodnie z obserwacją Łapczyńskiego byli tu turyści i kuracjusze, ale też pojawiał się nowy gatunek gościa. Eljasz pisał, że w Zakopanem zbiera się „nieliczne, ale za to dobrańsze niż indziej towarzystwo”. Przyjeżdżają ludzie „dla zwiedzania gór i wytchnienia umysłowego”. Ci, co poszukują „zabawy, interesów, odgrywania jakichś tonów, choroby na panów, marnowania majątku jadą do kąpieli”.
Było więc Zakopane – w przeciwieństwie do modnych wód – miejscem spotkań intelektualnej elity, połączonej wspólną miłością do gór. Jednak miejscem wciąż jeszcze skromnym. Gdy malarz Antoni Zaleski przybył do wsi w 1871 roku, zatrzymał się w jedynej tam austerii prowadzonej przez niejakiego Krzeptowskiego. Były w niej ledwie trzy pokoje, lecz właściciel dorabiał sobie, produkując „śliczne stalowe toporki”, gustownie i pięknie zdobione, opatrzone napisem „Pamiątka z Tatr”.
Obcych biorą góry
Takie twórcze zacięcie górali przyciągało uwagę artystów. Eljasz wspominał, że kiedy przybył w góry ze swoją małą córką Zosią, poprosił gazdę o kołyskę. Ten wyszperał dawno nieużywany mebel, obejrzał i stwierdził, że takiej dać nie może, bo jest zupełnie niezdobna. Sprzęt udostępnił dopiero wtedy, gdy pracowicie zaokrąglił brzegi. Malarza zachwyciła ta „chętka tworzenia”. Nic dziwnego, że wkrótce w Zakopanem otworzyła podwoje szkoła snycerska, a później Stanisław Witkiewicz stworzył i promował styl zakopiański.
Tymczasem to właśnie Walery Eljasz-Radzikowski przejął po Głowackim schedę głównego malarza Tatr. Trafił tu w 1861 roku i został jednym z najznamienitszych znawców gór. To on wyznaczył w 1887 roku pierwszą oznakowaną trasę turystyczną Tatr przez Psią Trawkę i Polanę Waksmundzką do Morskiego Oka. Pisał przewodniki, namawiał do budowy schronisk. Jako pierwszy „obcy” kupił na Krupówkach ziemię i wybudował dom. Dużo malował i rysował – zarówno pejzaże, jak i sceny rodzajowe, przedstawiające turystów. Pionierem tego tematu był zresztą znany Eljaszowi Aleksander Kotsis, który jeszcze w 1873 roku namalował wspomnianą wcześniej „Wycieczkę w Tatry”. Radzikowski też sięgnął po ten motyw. Chętnie przedstawiał swoją rodzinę, więc na obrazie „Przy Morskim Oku”, znanym też jako „Turystki w Tatrach”, widzimy córki artysty zaopatrzone w kije alpejskie, lornetkę i skórzany serdak.
W 1886 roku w kolejnej wersji tatrzańskiego przewodnika Eljasz notował, że w Zakopanem zamieszkać można w stu domach, czynne są trzy knajpy sezonowe i jedna całoroczna w Kuźnicach. Tymczasem latem do „wsi rozległej” przyjeżdżało około tysiąca osób. Wśród nich malarze. W roku wydania przewodnika przybył Stanisław Witkiewicz z Aleksandrem Mroczkowskim. Witkiewicz przeprowadził się do Zakopanego na stałe kilka lat później. Nie znał się na Tatrach tak dobrze jak Eljasz, nie brał też udziału w dalekich wędrówkach z powodu gruźlicy. Pracował nad teorią zakopiańskiego stylu, projektował wille, pisał i malował góry nieco inne: widziane zimą czy podczas halnego. W skrytości ducha zaś marzył, by „malowniczą stronę Tatr wyrwać z dzierżawy Walerego Eljasza”.
Chętnych do przejęcia owej dzierżawy było więcej. W Tatrach malowali: Aleksander Kotsis, Leon Dembowski, Alfred Schouppé (uczeń Głowackiego) czy Wojciech Gerson, którego górskie prace Witkiewicz uważał za najlepsze. U schyłku wieku w góry sprowadził się też Leon Wyczółkowski. Zafascynowany wielkimi przestrzeniami Kresów długo mówił, że „nie brały go góry”. Przekonał się do nich, patrząc na górskie jeziora, które stały się jednym z jego ulubionych tematów.
Mord na sztuce
U schyłku wieku powstał najambitniejszy artystyczny projekt tatrzański. Był rok 1894, gdy doktor Henryk Lgocki, prawnik i entomolog amator, doznał podczas wycieczki do Doliny Kościeliskiej olśnienia. Wpadł na pomysł namalowania monumentalnej panoramy gór. Pomysł padł na podatny grunt i do dzieła wzięła się grupa malarzy (m.in. Apolinary Kotowicz, Konstanty Mańkowski, Stanisław Radziejowski, Władysław Wankie, Kasper Żelechowski) pod wodzą Stanisława Janowskiego i Ludwiga Bollera. Za radą Walerego Eljasza malarze szkicowali góry ze szczytu Miedzianego. A Teodor Axentowicz domalował na pierwszym planie kilka postaci związanych z Tatrami: Tytusa Chałubińskiego, Stanisława Witkiewicza, Sabałę. Praca zatytułowana „Panorama Tatr” zajęła dwa sezony, potem notatki zabrano do Monachium, gdzie powstało dzieło ogromne: sto piętnaście metrów długości, osiemnaście wysokości. Kilkuletnia praca Janowskiego i Bollera poszła jednak na marne. Kosztującą sto tysięcy rubli panoramę pokazano w specjalnym pawilonie na warszawskich Dynasach. Widzowie jednak nie dopisali i właściciele zmuszeni byli sprzedać obraz. Początkowa cena wynosiła dziewięćdziesiąt tysięcy. Skończyło się na niespełna półtora tysiącu rubli. Połowę gigantycznego płótna odkupił Jan Styka i namalował na nim swoje „Męczeństwo pierwszych chrześcijan”. Pismo „Strumień” tekst poświęcony sprawie zatytułowało „Morderstwo artystyczne”.
Tymczasem Zakopane wkraczało w nowy wiek jako główna atrakcja regionu. Wieś została własnością Władysława Zamoyskiego. Jego matka sprowadziła tu z Kórnika szkołę gospodarstwa domowego dla dziewcząt, więc w kuźnickiej restauracji można było zjeść croissanta i wypić kawę ze śmietanką. W 1899 roku życie towarzyskie i artystyczne kwitło w najlepsze, nie było tygodnia bez jakiegoś odczytu, a na sam koniec prelekcję dał Przybyszewski. Opowiadał o „metamuzyce Chopina”. Intelektualna swoboda i piękne widoki przyciągały w góry młodsze pokolenia malarzy.
Tekst: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem, Archiwum
Artykuł powstał przy współpracy z Muzeum Tatrzańskim im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem
korzystałem z: „Tatry. Czas odkrywców”, katalog Muzeum Tatrzańskiego, Zakopane 2009; Jacek Woźniakowski „Pisma Wybrane”, tom 2, Kraków 2011;
„Najstarsze wizerunki Tatr”, Nowy Targ 2009.
reklama