Ryszard Grzyb nokautuje sztuką

Artyści

Miłośnik poezji Eliota i Pounda, piewca urody motyli i nosorożców, subtelny prowokator, instruktor sztuk walki, artysta malarz. W skrócie: Ryszard Grzyb.

Wiosną 2005 roku mieszkańcy Warszawy zostali wystawieni na masowe oddziaływanie sił nie do końca zrozumiałych. Początkowo uwadze mógł umknąć fakt, że miejskie autobusy zamiast rozkładu jazdy pokazywały na wyświetlaczach napis „Zdania Napowietrzne”. Jednak uważni czytelnicy codziennej gazety „Dzień Dobry” szybko zaczęli znajdować w ramkach pod artykułami dziwne złote myśli.

Te same krótkie notatki pojawiły się na miejskich billboardach. Warszawiacy stanęli twarzą w twarz ze stwierdzeniami typu: „Lizaki ortopedyczne z wkładką, dla szpitali, rzeźni i masarni” czy „Zawód Ojca? – Matka. Zawód Matki? – Ojciec”. Miasto utonęło w oparach absurdu. Niektórzy podejrzewali zakrojoną na szeroką skalę kampanię reklamową.

Tymczasem sprawcą zamieszania i autorem projektu „Zdania Napowietrzne” okazał się malarz Ryszard Grzyb. Co owe zdania miały komunikować? – Absolutnie nic – odpowiada artysta. – To takie absurdalne haiku. Myśli wygrzebane z prowadzonych od wielu lat notatek. Urywki rozmów, fragmenty obserwacji. Przyciągają uwagę i – co najważniejsze – nie próbują nam niczego sprzedać.

Artystyczna prowokacja od dawna znajduje miejsce w twórczości Ryszarda Grzyba. W latach 80. ubiegłego wieku artysta należał do słynnej Grupy, która twórczymi działaniami nieustająco wytykała absurdy rzeczywistości. – To, co robiliśmy, było reakcją na politykę – wspomina malarz. Sam malował wówczas „Przemarsz ptaszków przez flagę w stanie wojennym” i „Rzymian w Afryce”. Ci ostatni, ubrani w swoje zbroje przypominali ZOMO maszerujące polskimi ulicami. – Z czasem jednak taka formuła artystyczna się wyczerpała, zacząłem szukać innej – opowiada twórca.

Poszukiwanie zdaje się być podstawowym sensem pracy Ryszarda Grzyba. – W malarstwie trzeba być stale coraz bardziej odważnym – przywołuje myśl Jeana Miró. Jeśli jakiś temat wychodzi dobrze, najwyższy czas go zmienić na nowy. Pokonać kolejne wyzwanie. Praca pędzlem jest dla malarza czynnością naturalną, niczym oddychanie. On robi to od zawsze.

– Malarstwo fascynuje, bo ma w sobie dotyk ludzkiej ręki, jest w nim ciepło człowieka, a zarazem pewna nieudolność. Jestem skazany na rozwój – żartuje artysta. – Nie mogę stanąć w miejscu tylko dlatego, że piszą o mnie w podręcznikach. Gdy w latach 90. Ryszard Grzyb zaczął malować zwierzęta, wszyscy go pytali – dlaczego? Dlaczego nie? – kontrował. Wypisał nawet trzynaście punktów, dających różną odpowiedź na to pytanie. Jeden z nich brzmiał: „Nauka płynąca z życia obok nich”.

Gdy rozmawiamy w warszawskiej pracowni malarza, pod stołem cicho towarzyszy nam stara suka rasy amstaff. Na sztalugach stoi obraz przedstawiający psa Oskara, podpatrzonego na plenerze we Francji. Chociaż psy także trafiają na płótna Ryszarda Grzyba, to największą sławę przyniosły mu… nosorożce. „Nosorożec został Nowym Impresjonistą Przyszłości” – pisał w jednym ze swoich wierszy. Słowo i obraz to dla artysty nieodłączna para, zapomniana nieco w naszej kulturze, lecz obecna na Wschodzie. Od zawsze, równolegle z malarstwem, uprawiał i publikował poezję. Więc dlaczego nosorożec? Bo jest bezszelestny jak malarstwo. I równie prastary.

– Malowanie to nieustająca rozgrzewka i w tym podobne jest do sztuk walki – opowiada twórca. Trzeba cały czas utrzymywać się w formie. Sam niegdyś trenował judo, potem karate i wreszcie boks tajski. W dwóch ostatnich dyscyplinach ma 3 dan i uprawnienia instruktorskie. – Na zajęcia z boksu zabrał mnie kiedyś syn – wspomina. – Młode chłopaki myślały, że dadzą staremu facetowi popalić, ale niestety im się nie udało – żartuje.

– Najważniejsza jest koncentracja, wyciszenie i zużycie energii, która gromadzi się w człowieku. Dzięki walce rodzi się spokój wewnętrzny, a ten pozwala malować bez obciążeń. To lekcja życia: raz samemu nokautujesz, kiedy indziej nokautują ciebie – podsumowuje malarz. Na płótnach nie ma śladu fizycznej agresji.

Trafiają tam psy, nosorożce, motyle, krajobrazy. „Każdy ma to, na co sobie zasłużył, i to, na co sobie nie zasłużył” – głosi jedno ze stu trzydziestu Zdań Napowietrznych Ryszarda Grzyba.


Tekst: Stanisław Gieżyński
Fotografie: katalog wystawy, Muzeum Śląskie w Katowicach

reklama