Musisz podróżować, bo ci to dobrze na malowanie robi – powiedział wiele lat temu Jerzy Duda-Gracz swojemu studentowi Michałowi Smółce. Ten wtedy jeszcze nie przypuszczał, że będzie wyjeżdżał tak daleko. Podróże zaczęły się od przeprowadzki z rodzinnych Mysłowic do Poniatowej, bo żona odziedziczyła po dziadku gospodarstwo. Jest instruktorką jazdy konnej, więc założyli klub jeździecki.
To dzięki temu artysta wyruszył w wielką podróż. Kiedyś przyjechała do klubu dziewczyna, z którą się zaprzyjaźnili. Wyszła za mąż za Francuza i najpierw zaprosiła ich do Francji. Powstało wtedy trochę obrazów. Potem przyszło zaproszenie na Madagaskar. Malarz z żoną podróżowali po wyspie przez kilka tygodni. – Do dziś mi to huczy w głowie – opowiada. – Wziąłem sprzęt, ale nie maznąłem ani kreski. Za dużo się działo – wspomina. Za to podróż go... wyzwoliła. – Kiedyś malowałem głównie martwe natury, bo lubię się bawić laserunkiem i fakturą – mówi. – Ale ta wyprawa sprawiła, że zacząłem malować postaci w krajobrazie.
Gdy jest w domu, obrazy powstają w ogromnej pracowni, którą malarz urządził sobie w stodole. Michał maluje głównie ze zdjęć przywożonych z wypraw, najchętniej oleje i pastele. Jest współzałożycielem Kazimierskiej Konfraterni Sztuki, która skupia twórców z urokliwego miasteczka i okolic. – Wiadomo, że w Kazimierzu z każdego okna wystaje sztaluga – żartuje.
Ale długo na miejscu nie usiedzi. Więc jeśli akurat z żoną nie podróżuje, to rusza w plener. Ostatniej zimy urządził go z kolegami... w Egipcie.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: archiwum artysty
Kontakt do artysty: www.wirydarz.com.pl