Katarzyna Markiewicz haftuje. Wydaje się, że to takie kobiece. Nie są to jednak serwetki w kwiatki.
Worki. Od nich zaczynam pracę. Proszę zobaczyć, mam ich całą kolekcję. Te jutowe po kawie, z pieczątkami kupuję w internecie. Nie są jednak
najlepsze, bo zazwyczaj niechlujnie porozcinane. O, ten jest wspaniały, po babci koleżanki gdzieś z Podlasia, a tamten wyprosiłam od znajomej z Jarosławia. Z kolei lniany o gęstym splocie dostałam z Ukrainy.
Nitki. To, jakiej użyję, zależy od worka. Jeśli ma rzadki splot, haftuję na nim grubą kolorową włóczką. Wtedy praca wygląda jak relief. Jeśli trafi mi się mocno utkane płótno, wybieram cieńszą nitkę, jedwabną i wzór jest delikatniejszy. Wełny nie używam, bo boję się moli.
Motywy. Ostatnio chętnie wybieram owady. Na zniszczonych, dziurawych tkaninach dobrze wyglądają muchy. Wcześniej haftowałam też drzewa i jelenie. Były wilki, płomienie i sporo ptaków. Nie jakieś konkretne, choć znajomy ornitolog w rzędach stworów z długimi dziobami od razu rozpoznał ibisa brunatnego. A w tych bardziej pękatych perliczkowate!
Obrazy. Dyplom z malarstwa robiłam u Tarasina, ale profesor zgodził się, żebym zamiast pędzla użyła nici. Bardzo mnie to ucieszyło, bo kiedy malowałam olejami, miałam wrażenie, że pracuję za szybko. Haftowanie przyniosło mi ukojenie. Potrafię w skupieniu zastanowić się nad tematami. Ptak najpierw siedzi w mojej głowie, dopiero potem na płótnie.
Geometria. Była we mnie od dawna, ale gdzieś ją ukrywałam. Objawiła się w tkaninach, które robię z pociętych w pasy jedwabnych ubrań. Z jednej bluzki wychodzi jeden kwadrat, z sukienki trzy... I będę je robiła do czasu, aż znów wyjrzę przez okno i coś mnie oczaruje – jak kiedyś gawrony spacerujące po śniegu, które dały początek haftowanym ptakom.
Wysłuchała: Beata Woźniak
Fotografie: Tymon Wieczorkowski, Karolina Migurska
Kontakt z artystką: Galeria Opera w Warszawie
Wystawę prac Katarzyny Markiewicz „Owady, zwierzęta, pojęcia dopełniające” do 10 stycznia zobaczymy w galerii Nizio w Warszawie