Obrazkowe książki Chmielewskiej

Artyści

Wejdź w wyszukiwarkę internetową. W ustawieniach zmień język na koreański. Wpisz: Iwona Chmielewska. Dwa tysiące trafień: blogi, księgarnie, serwisy informacyjne. Teksty zapisane w koreańskim hangul są niezrozumiałe, ale sens tłumaczą zdjęcia: blondynka wśród Azjatów udziela wywiadów, ogląda rysunki, pokazuje książki.

Książki to niezwyczajne – połączenie prostego tekstu z obrazami, które same tworzą opowieść. Kiedyś była tylko ilustratorką, ale się zbuntowała. Nie chciała, żeby jej rysunki stanowiły dodatek do cudzego tekstu.

Wiele osób pomyśli, że są dobre dla dzieci, banalne, dydaktyczne. Bynajmniej. – Robię książki dla ludzi wrażliwych, w każdym wieku – mówi autorka. Początkowo najwrażliwsi okazali się… Koreańczycy.

Wszystko zaczęło się dziewięć lat temu. Na targach w Bolonii pani Iwona pokazała swoje projekty. Zainteresowało się nim koreańskie wydawnictwo, w dużej mierze dzięki Koreance Jiwone Lee, badaczce polskiej literatury. I kupiło projekt (to rzadkość, bo zazwyczaj biorą książki już wydane). W ciągu roku ukazały się dwie pozycje. Wkrótce książki Iwony Chmielewskiej zebrały nagrody w najważniejszych konkursach na świecie. Co zabawne – reprezentując Koreę. I tylko mąż autorki żartuje: „Znów nagroda? To się robi nudne”.

Ostatnio udało jej się wydać trzy książki w Polsce. Podobno przedszkolaki po przeczytaniu „Pamiętnika Blumki” chciały się przytulać do innych maluchów. Książka opowiada o podopiecznych doktora Korczaka. Rodzice o tym milczą, bo znają tragiczny finał. Artystka się nie boi: chce mówić prawdę o świecie. Przyznaje, że jest bardziej dzieckiem niż jej mali czytelnicy. Tak samo wrażliwa, ciągle zachwyca się światem. Książki pisze i rysuje dla przyjemności. – Nie testuję prac na własnych dzieciach – mówi. Lubi wychodzić poza schematy. Jej rysunki sprawiają wrażenie, jakby urywały się tam, gdzie kończy się kartka. Resztę można sobie wymyślić. – Daję klucz do zamkniętych drzwi, a czytelnik musi je otworzyć – podsumowuje.

Iwona Chmielewska śmieje się, że długo stała na „jednej azjatyckiej nodze”. Teraz musi pracować nad tą europejską. Właśnie pisze książkę dla niemieckiego wydawnictwa. Tymczasem mimochodem wyrosła „nóżka południowoamerykańska”. W Meksyku wydano jej „Niebieską laseczkę, niebieską skrzyneczkę” przetłumaczoną z koreańskiego na hiszpański. „El bastón azul /La caja azul” jest dziś szkolną lekturą. – Miałam frajdę, gdy oglądałam film o Meksyku, a tam w księgarni leżała moja książka.

Tekst: Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: „Królestwo dziewczynki”, „Maum – dom duszy”,
Wydawnictwo Changbi, Witold Chmielewski, Galeria Sztuki Wozownia

reklama