Staszek Gieżyński: Niech zgadnę: pan znad morza?
Tomasz Kołodziejczyk: Pochodzę ze Szczecina, a od 20 lat mieszkam w Gdańsku… Malowanie morza wyszło jakoś naturalnie. Jestem blisko tych pejzaży, przemawiają do mnie jako artysty. Fascynuje mnie ogrom i siła przyrody, jej duża zmienność. To samo miejsce może mieć tysiąc obliczy.
Gdzie zatem płótna z rozszalałymi oceanami?
O nie, ja jestem lokalnym patriotą. Widziałem ocean w Hiszpanii i Portugalii. To pasjonujący i wielki żywioł, ale ciężko by mi było malować coś, z czym nie obcuję na co dzień. Zatoka Gdańska jest dość spokojna i zrównoważona. Ujmuje mnie to, że daje oddech, kojarzy się z odpoczynkiem.
Morze i odpoczynek przywodzą na myśl tłumy turystów. U pana na płótnach ich nie ma.
Wsiadam na rower i ruszam nad morze, gdzie nie ma ludzi. Takim miejscem jest Wyspa Sobieszewska, Górki Zachodnie czy Stogi. Uwielbiam odwiedzać porty zimową porą, gdy nie ma tam żywej duszy. Latem przyjeżdża oczywiście mnóstwo turystów i już nie ma takiej sielanki. Staję na brzegu albo kładę się na piasku i obserwuję: morze, niebo, spacerowiczów. Ci ludzie to czasem takie fajne plamy koloru, wściekła zieleń czy róż, które można ciekawie wpleść w kompozycje obrazu.
Mam wrażenie, że pana prace są czasem tak oszczędne, że dążą do abstrakcji.
Pejzaż jest dla mnie pretekstem, chodzi o kompozycję i równowagę. Dużo tu jest oczywiście z natury, ale to pierwszy impuls. Moje widzenie, potem wzruszenie i przemyślenie. W pracowni włączam sobie muzykę, spokojnie szukam odpowiedniej kompozycji i maluję. Obrazy to odskocznia od zgiełku miasta, rodzaj spokoju, który tworzę i którego sam poszukuję. Potem się nim dzielę.
A dokąd pan ucieka, gdy na wybrzeże docierają hordy turystów? (śmiech)
Mam swoje miejsce w Borach Tucholskich. Lato to rzeczywiście mniej ciekawy okres. Ale ja jestem też zwykłym mieszkańcem Trójmiasta. Lubię pójść z żoną na plażę, wykąpać się. Jak się latem na plaży położę i wyłączę intelektualnie, to ogarnia mnie taka fajna nuda i znużenie.
Tomasz Kołodziejczyk ukończył ASP w Gdańsku. Mieszka tam z żoną, również malarką. Dużo czyta i jeździ na rowerze. Zbiera płyty winylowe, najchętniej z bluesem i jazzem, choć żona woli funk i soul.