morskie pejzaże Marty Bileckiej

Morze spokoju – w morskich pejzażach Marty Bileckiej najważniejsza jest przyroda

Artyści

Obrazy Marty Bileckiej są jak... zen. Człowiek jest na nich malutki, a najważniejsza jest przyroda – przestrzeń, woda, cisza i to, co nieznane za horyzontem.

reklama

Z Martą Bilecką rozmawiała Agnieszka Wójcińska

Patrzę na pani prace i widzę moment idealny, o jakim chyba każdy marzy…

Jeden z cykli obrazów nawet tak nazwałam – „Perfect moments” (Chwile idealne). Maluję miejsca, gdzie człowiek jest tylko z przyrodą, z dala od zgiełku cywilizacji i problemów, wycisza się. Tam liczy się tylko tu i teraz – to taki zen, rodzaj medytacji, stąd moje prace są tak minimalistyczne.

Takiego zen szuka pani w życiu?

Tak. Obrazy to opowieść o mnie i o potrzebie chwili, w której wystarcza nam to, gdzie jesteśmy i co w sobie nosimy. Chcę zatrzymać ją na płótnie. Taką przestrzeń odnajduję często podczas podróży. Gdy wyruszamy, jest dreszczyk emocji. Poznawanie innych kultur i innej przyrody daje dystans do siebie i codzienności. Jak wracam do domu, jestem gotowa wyrzucać rzeczy, bo czuję się uzupełniona nowymi wrażeniami. One odkładają się też w pracach.
 

morskie pejzaże Marty Bileckiej
„Perfect Summer 7”, 2021

A postacie, które na nich widać?

Zaczęłam od cykli, gdzie były tylko woda i skały. Człowiek na początku nie był mi potrzebny, szukałam dzikości w kontraście do miasta, w którym mieszkam. Później dodałam wędrowca z peleryną. Miał może dwa centymetry, ale stopniowo zaczął się powiększać. Aż namalowałam dziewczynę przy rzece i zobaczyłam, że jest samotna i musi mieć psa, czyli przyjaciela, bo pies to dla mnie symbol bezwarunkowej miłości. Ta jej samotność wynika z wyboru, to jest opowieść o wolności. Czasem maluję symboliczne sylwetki, a czasami postacie bardziej szczegółowe. Idą, siedzą na plaży, płyną łódką. To nikt konkretny, raczej uniwersalny człowiek, z którym każdy może się utożsamić.

morskie pejzaże Marty Bileckiej
„Perfect Moments 21”, 2020


Wciąż jednak ludzie są malutcy. Dlaczego?

Maluję ich w skali, która pokazuje, że jesteśmy tylko elementem przyrody. Moim głównym tematem pozostaje pejzaż – woda i przestrzeń. Najpierw były po skandynawsku chłodne, a zarazem niewyobrażalnie czyste. Teraz płynę w kierunku ciepłych mórz, a na obrazach pojawiają się śródziemnomorskie kamienice, które stoją na skałach nad turkusową, nagrzaną wodą.

morskie pejzaże Marty Bileckiej
„Perfect Afternoon 7”, 2021
malarstwo Marty Bileckiej
„Perfect Evening 2”, 2021


Albo domki na palach?

Są skandynawskie. Najpierw zaczęłam je malować, dopiero potem zobaczyłam na żywo w Norwegii. Ale wiem, że podobne są we Włoszech i Francji. Należą do rybaków, którzy zarzucają z góry sieci w czasie przypływu.

malarstwo Marty Bileckiej
„Perfect Evening 3”, 2021

Bardzo kojące są kolory, po jakie pani sięga.

Dominują wśród nich błękity i turkusy, bo niebieski daje przestrzeń. Jest też kolorem czakry gardła. A obrazy to moja wypowiedź o tym, jak widzę świat, taki osobisty język, którym posługuję się sprawniej niż słowami. Używam też różu i żółtego, gdy maluję piasek. To już nawiązanie do naszych polskich plaż – ponoć te nad Bałtykiem, poza Malediwami, są najpiękniejsze na świecie. Ten jasny piasek podkreśla syntezę, czystość.

malarstwo Marty Bileckiej
„Blue Universe 8”, 2020

Mieszka pani w Łodzi, ale uparcie wraca nad morze.

Chyba odzywa się tęsknota za przestrzenią i wodą, której nie ma w mieście. Lubię do nich wracać, podróżując i tworząc. Woda to także symbol kobiecości, czystego umysłu, narodzenia na nowo. Nie wiemy, co jest za nią, za horyzontem – a to daje nadzieję.

Kontakt do artystki: martabilecka.com

Zdjęcia: archiwum artystki