Krzysztof Skórczewski żyje w pracowni i w ogrodzie.
W tej pierwszej na miedzianą płytę przenosi swoje artystyczne wizje. W ogrodzie pielęgnuje trawę. – Mamy tu taką rodzinną firmę – żartuje artysta. – Ja tworzę grafiki, a moja żona, z wykształcenia konserwator zabytków, zajmuje się ich drukowaniem. To praca wymagająca sumienności i skupienia.
Kiedy drukował sam, wychodziła mu jedna odbitka na dziesięć. A żonie udają się prawie wszystkie. Podstawowa sprawa to jednak przygotowanie samej płyty do druku. Narzędzia pracy miedziorytnika to rylec, lupa i skórzany woreczek wypełniony morskim piaskiem, na którym spoczywa płyta.
Pan Krzysztof najbardziej lubi pracować rylcem i to takim, którego ktoś już wcześniej używał. Zbiera je po innych grafikach. – Ludzie uważają, że aby zajmować się miedziorytem, trzeba być melancholikiem wiecznie zamkniętym w pracowni – opowiada profesor Skórczewski. Ta technika rzeczywiście wymaga skupienia i systematycznej pracy, ale artysta samotnikiem nie jest. Lubi pracować w ogrodzie i uczyć swoich studentów w rzeszowskim Instytucie Sztuk Pięknych.
Jednak obowiązkowo, choćby pół godziny dziennie, siedzi nad płytą, inaczej źle się czuje. – Jestem zawodowcem i tego zawodowstwa próbuję nauczyć młodych grafików. Dla mnie najważniejszy jest warsztat i umiejętność stworzenia formy. Wizja artystyczna przychodzi potem – tłumaczy. Krzysztof Skórczewski stworzył swoją własną, łatwo rozpoznawalną.
Fascynują go budowle i przyroda (w końcu zamiłowanie do ogrodów zobowiązuje). Pojawiają się też różne symbole. I tak na przykład na płytach – a potem na papierze – powraca motyw wieży Babel czy biblijnej Arki. – Jestem chyba największym kolekcjonerem własnych prac – żartuje twórca. Bo grafik, w przeciwieństwie do malarza, znajduje się w ciekawej sytuacji. Sprzedaje swoje dzieła, ale zachowuje dla siebie odbitki autorskie.
Jednak w tworzeniu odcisków z płyty nie ma miejsca na dowolność. Wykonuje się ich określoną liczbę, wszystkie są oznaczone i numerowane. Czasem zdarza się, że profesor wykonuje grafiki okolicznościowe, na zamówienie. I powstać może tylko konkretna ilość odbitek. Ten, kto zamawia, dostaje potem swoje prace i oryginalną płytę miedziorytniczą… przeciętą piłą na pół.
Parę osób obraziło się na artystę za takie traktowanie sztuki. Ale dla niego to, co robi w tym momencie, jest najważniejsze, każda wykonana praca to już przeszłość. Po zakończeniu rozmowy wychodzimy obejrzeć ogród artysty. Jest całkiem duży i, rzeczywiście, trawa równo skoszona, klomby i krzewy wypielęgnowane.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Fotografie: archiwum artysty
reklama