Malarstwo Haliny Tymusz

Mam sentyment do teatralizacji i uwielbiam Vermeera – opowiada Halina Tymusz. Jej malarstwo to spotkanie z tajemnicą

Artyści

Światło, cień, postać kobiety i… duch Jana Vermeera. Malarstwo Haliny Tymusz to nostalgiczne spotkanie z tajemnicą.

reklama

Z Haliną Tymusz rozmawia Stanisław Gieżyński

Czego tak wypatrują kobiety na pani obrazach? Często stoją przy oknie, ich wzrok błądzi daleko…

Świetlanej przyszłości! Żartuję oczywiście… Postać kobiety maluję od kilkunastu lat. Wcześniej przez długi czas malowałam dzieci. Dziecko ma inne proporcje niż dorosły, jest zabawne i urocze. Wojciech Weiss mówił, że żeby coś namalować, trzeba się tym zachwycić. Mnie taki rodzaj piękna zachwyca.
 

Halina Tymusz obrazy
„Baletnica”, 2015 r.

Już wtedy pani obrazy miały aurę niesamowitości, trochę jak z „Alicji w Krainie Czarów”.

Świat Alicji jest mi bliski, jednak to nie do końca to. Ja przedstawiam świat znany każdemu, ale ulega on pewnej teatralizacji. Ten pokój dziecięcy z rekwizytami zabawek, te stroje klaunów i w ogóle całe dzieciństwo jest tak odmienne od rzeczywistości dorosłych. Przy okazji rozmów o mojej sztuce zawsze odżegnywałam się od inspiracji życiem osobistym, ale oczywiście taki związek istnieje. Choć na przykład nigdy nie sadzałam moich córek, żeby mi pozowały.

Halina Tymusz malarstwo
„Przy oknie”, 2022 r.

No dobrze, dzieci dorastają i stają się na przykład taką dziewczyną z pani płócien.

To akurat Zosia, przyjaciółka mojej najmłodszej córki. Maluję ją od kilkunastu lat, bardzo mnie ujmuje i fascynuje. Używam do tego fotografii, które wykonuje córka Iza z jej chłopakiem Kacprem - operatorem filmowym. To bardzo ułatwia malowanie, pomaga rozwiązać problemy anatomiczne i rysunkowe. A to, że stoi przy oknie, ma związek z oświetleniem. Takie światło mocniej wydobywa plastyczność postaci. Może takie jej ustawienie wynika z mojej fascynacji Vermeerem. On też ustawiał modelki przy oknie i mam silne podejrzenie, że chodziło mu o to samo: modelunek światłocienia.
 

Bohaterki pani obrazów nawet strojem kojarzą się z malarstwem Vermeera.

Wyszukuję takie suknie, czepce i koronki i przebieram w nie Zosię. To znowu mój sentyment do teatralizacji. Uwielbiam to i uwielbiam Vermeera, więc na pewno jest tu silna inspiracja. Oczywiście podczas malowania zmieniam to zdjęcie, dodaję elementy, szukam odpowiedniej formy. Nie jest to więc proces odtwórczy!
 

Halina Tymusz malarstwo
„Czarny kot”, 2021 r.
Halina Tymusz malarstwo
„Zofia”, 2022 r.

Na płótnach pojawiają się jeszcze inne rekwizyty, choćby ptaki. Dlaczego?

Ptaki dodają pewną historię. To symbol wolności, uskrzydlenia. Taki zamknięty z dziewczyną ptak ma symboliczne znaczenie. Są też „kuszące” rekwizyty w rodzaju jabłka. I listy – to także echo fascynacji Vermeerem, bo on przecież malował kobiety czytające list. To znakomicie buduje narrację, jest tu jakaś historia, tajemnica, o której nie wiemy. Choć w dzisiejszych czasach powinnam chyba namalować dziewczynę nie z listem, ale z komórką w ręce (śmiech).

A kot?

A, to Behemot. Jak najbardziej prawdziwy, należy do mojej córki. I też pozuje.

Kontakt do artystki: tymuszgallery.com
 

Poznaj również innych polskich artystów i projektantów. Zobacz: 

Grafiki Gabrieli Gorączko inspirowane folkiem

W życiu chodzi mi o delikatność – mówi ceramiczka Dominika Donde. Jej porcelana zachwyca subtelnością

Zdjęcia: archiwum prywatne
Zdjęcie główne: obraz „Hortensja”, 2015 r.