Kwiaty na płótnie

Artyści

Na obrazach nie pachną, mają za to wiele innych zalet. Cieszą oczy i zastępują słowa. Są jak symbole – wyrażają uczucia i nastroje; oddają ducha epoki i panujące mody.

Okazy z zielnika
Gotyckie kanony bawiły się symboliczną stroną rzeczy. Jak róża, to miłość – w zależności od koloru namiętna, przyjacielska, platoniczna; jak fiołek, to cnota i pokora; jak lilia, to nadzieja. Litania jest długa, z biegiem wieków rozbudowywana. W wersji jarmarczno-naiwnej przetrwała do dziś.

Kwiatem pozbawionym podtekstów zajęli się twórcy renesansu. Traktowali florę jak ówcześni medycy i zielarze, do celów praktycznych sporządzający tzw. herbaria, czyli atlasy ziół. W botanicznych badaniach prym wiódł – jak we wszystkich dziedzinach – Leonardo da Vinci. Rysował liście, płatki i owoce rozmaitych okazów. Miał godnego konkurenta w osobie Albrechta Dürera, przewyższającego włoskiego geniusza czułością, z jaką podchodził do byle trawki i badyla. Cóż, klimat północnej Norymbergi nie był tak łaskawy dla przyrody jak aura Italii. Toteż Dürera zachwyciła bujność zaalpejskiej krainy.

W Toskanii mieszkał Sandro Botticelli. Nie wyróżniał się naukowym zacięciem, lecz bystro obserwował lokalny kwiatostan, czego dowodem jest arcydzieło „Primavera”. Powiewne szatki bogini wiosny zdobią precyzyjnie odtworzone gałązki różnych roślin.


Kwiat jak człowiek
Kwietny boom nastąpił w XVII-wiecznych Niderlandach, podzielonych już na Flandrię i Holandię. Na tulipanach można było dorobić się fortuny; na obrazach przedstawiających tulipany – także. Wśród tak zwanych małych mistrzów holenderskich powstały specjalizacje związane z konkretnym miastem. W martwych naturach z kwiatami przodowała Lejda. Przy czym były to bukiety umoralniające, zwane Vanitas. Układanka kwietna wydawała się fotograficznie realistyczna – tymczasem była fałszem. W jednym wazonie „spotykały się” rośliny rozkwitające w różnych miesiącach. Malowane były w rozmaitych momentach: w pąkach, w pełni rozkwitu, podwiędłe. W ten sposób autorzy przypominali, że wszystko przemija. Za artystów godnych polecenia uchodzili Willem van Aelst i Jan Brueghel zwany Aksamitnym, syn wielkiego Pietera Brueghla. Oj, ładnie i delikatnie malował ten Aksamitny! Zresztą przydomek zawdzięczał charakterowi. Własnemu i bukietów.

Mieszczuch ogrodnikiem
Dziewiętnaste stulecie, czasy obrastającej w siłę i sadło burżuazji, to kolejna faza kwietnego wybuchu. Mieszczuchy tęskniły za naturą, więc przynajmniej chciały ją oglądać na ścianach. Toteż chętnie kupowano malowane bukiety. Starannie zakomponowane wabiły na płótnach Delacroix i Bazille’a. Wiejskie, wsadzone byle jak do wazonów, kusiły u Renoira czy Moneta.

Van Gogh zakochał się w słonecznikach (swoją drogą, cykl z żółtymi kwiatami stworzył niemal alla prima, każdy obraz za jednym posiedzeniem, dla dekoracji „domu plenerowego” w Arles, w którym mieli zamieszkać inni artyści na czele z Gauguinem). Monet najpierw faworyzował maki, potem skupił się na liliach wodnych. Matisse, nieformalny przywódca fowistów, wylansował bukiety z gałęzi kwitnących drzewek owocowych.


Kwiaty polskie
Do 1918 roku Polski nie ma na mapie Europy, lecz rodzime kwiaty plenią się bujnie. Wyraźne stają się indywidualne sympatie artystów do określonych gatunków. Poza tym twórcy starają się coś kwiatem wyrazić.

Jan Stanisławski zapatrzył się w bodiaki, osty i kaczeńce – bo to nasze, wolne, narodowe. Olga Boznańska, dobrze urządzona w Paryżu, pochylała się nad „kosmopolitycznymi” okazami flory – od koszy tulipanów do waz pełnych róż. Jednak jej sztuka kojarzy się głównie z białymi chryzantemami, trzymanymi przez dziewczynkę o wielkich, atramentowoczarnych oczach (arcydzieło z 1894 roku). Vlastimil Hofman wybrał kwiaty o strzępiastych płatkach – astry, które dał do ręki jasnowłosej dziewczynie („Portret dziewczyny z astrami”, 1927 rok). Władysław Czachórski kokietował, jak jego damy, różami. Kwietną talię rozłożył Alfons Karpiński, jeden z najsłynniejszych „ogrodników” dwudziestolecia międzywojennego. Są tam róże we wszystkich możliwych odcieniach, cynie, anemony i astry. Także Leon Wyczółkowski upodobał sobie ogólnie dostępne cuda natury, które uwieczniał pastelami. Wykaz kwiatów podobny jak u poprzedniego autora, plus kaczeńce.

Z kolei Władysław Terlikowski naśladował kruchą materię płatków róż i anemonów za pomocą szerokiej szpachli, uzyskując efekt delikatności i masywu jednocześnie.

Mniej więcej w tym samym czasie Tamara Łempicka, polska gwiazda na paryskim firmamencie, lansowała niemal zgeometryzowane kalie. Rośliny zimne, lecz znakomicie przystające do art déco i wystudiowanej maniery artystki.

Nie więdną
Dziś kwiaty wciąż są na topie. W różnych wcieleniach: realistycznych, symbolicznych, ekspresyjnych. Te w doniczkach malowali Artur Nacht-Samborski (fikusy) i Jacek Sienicki (też fikusy i inne badyle), za ich pośrednictwem oddając własne, nie za dobre, samopoczucie.
Za to Beata Murawska ma się dobrze i jej tulipany również. Porastają całe połacie płócien, w odcieniach prawdziwych i fikcyjnych.
Tadeusz Dominik za najpiękniejszy kwiat uważa różę – zwłaszcza po tym, jak obrazem z tym kłującym kwiatem oświadczył się ukochanej i został przyjęty. Jednak w jego interpretacji róża i inne kwiaty stają się prawie abstrakcyjnymi formami. Znakami, jak mówi artysta. Czyli nadal przemawiają. I nie więdną.

Tekst: Monika Małkowska
Fotografie: katalogi aukcyjne, AKG/East News





reklama